Od Waszyngtonu po Doha, od stolicy Ugandy Kampali po Gujanę Francuską. Nasi parlamentarzyści przemierzają świat dosłownie wzdłuż i wszerz. Duża część wyjazdów jest związana z udziałem posłów w rozmaitych międzynarodowych gremiach, takich jak Rada Europy czy NATO. Na sejmowej liście podróży wiele jest jednak takich wojaży, które z obowiązkami deputowanych do parlamentu mają niewiele wspólnego. Podatników w tym roku wyjątkowo dużo kosztowało zamiłowanie kilku posłów do piłki nożnej. Impulsem do podróżowania było oczywiście Euro 2012. Najpierw 19 posłów - głównie z PO - poleciało do Rzymu, by tam z włoskimi deputowanymi rozegrać mecz promujący turniej w Polsce. Piłkarska wyprawa kosztowała nas 15 tysięcy złotych. 16 tysięcy zapłaciliśmy z kolei za to, by 4 posłów mogło obejrzeć finał Euro w Kijowie, oficjalnie - udział w uroczystości zamknięcia mistrzostw. Spotkania z diasporą parlamentarzystów afrykańskich nie odmówił sobie pochodzący z Nigerii poseł John Godson. Trudno się dziwić, można tylko pozazdrościć 4 dni spędzonych w Johannesburgu w RPA. Tyle że spotkanie z innymi parlamentarzystami pochodzącymi z Afryki kosztowało 18 tysięcy złotych, a efektów trudno się spodziewać. Czy parlamentarzyści powinni być rozliczani z efektów swoich zagranicznych wojaży? Wejdź na stronę RMF24 i zagłosuj!