W środę premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Adam Niedzielski przedstawili harmonogram łagodzenia epidemicznych obostrzeń w maju. Rządowy plan przewiduje m.in. etapowy powrót uczniów szkół podstawowych i średnich do nauki stacjonarnej, otwarcie galerii handlowych w pełnym wymiarze tuż po majówce, a w połowie miesiąca ogródków restauracyjnych, jak i powrót publiczności na obiekty sportowe. W opublikowanym harmonogramie nie ma jednak nic o poluzowaniu obostrzeń w transporcie zbiorowym. Przewidują one, że w komunikacji miejskiej oraz pociągach lokalnych pasażerowie mogą zająć łącznie 30 proc. miejsc siedzących i stojących. Natomiast w pociągach dalekobieżnych limit wynosi 50 proc., ale niedostępne są miejsca stojące. To sprawia, iż podróżni na stacjach niekiedy odchodzą z kwitkiem, chociaż w wagonach są wolne fotele. Limity zostaną? "Już teraz mamy problemy" Powroty uczniów do szkół czy klientów do centrów handlowych najpewniej sprawią, że w pojazdach komunikacji zbiorowej zrobi się tłoczniej. Jednak co w sytuacji, gdy rząd nie zwiększy maksymalnej liczby pasażerów lub całkiem nie zniesie tej restrykcji? - To wpłynie na sytuację w pojazdach. Będzie więcej pasażerów, a już teraz niekiedy mamy problem, by sprostać temu obostrzeniu - powiedziała polsatnews.pl Hanna Pieczyńska z Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego w Szczecinie. Jak przypomniała, na drzwiach wejściowych do pojazdów są kartki informujące o limitach pasażerów. - Jednak jeśli na przystanku zjawia się duży autobus czy tramwaj, w ciągu kilku sekund trudno policzyć, ile osób jest w środku - dodała. Zdaniem Pieczyńskiej przewoźnicy ani organizatorzy przewozów "nie mają narzędzi oraz kompetencji, aby na bieżąco liczyć pasażerów, a nadmiar wypraszać". Warszawa: niewykluczone zmiany w rozkładach jazdy Natomiast Tomasz Kunert, rzecznik warszawskiego Zarządu Transportu Miejskiego, zapewnił polsatnews.pl, że miejska spółka na bieżąco monitoruje napełnienie w autobusach, tramwajach, metrze i składach Szybkiej Kolei Miejskiej. Pomagają w tym automatyczne liczniki przy drzwiach. - Jeśli konieczne jest "zasilenie" danej linii autobusowej, zmieniamy obsługujący ją tabor z 12-metrowego na 18-metrowy. Niekiedy uruchamiamy też tzw. "wtyczki", czyli nieujęte w rozkładzie jazdy kursy, które pomagają rozładować tłok, podstawiając się chwilę przed planowym odjazdem - opisał. W opinii Kunerta, jeśli rząd nie poluzuje limitów w sprawie pasażerów, stołeczny ZTM "będzie działał na tyle, na ile pozwolą warunki". Przypomniał, że do szkół ponadpodstawowych nie wrócą wszyscy uczniowie, ponieważ maturzyści zakończyli naukę. Wrocław: Rząd powinien zmienić zasady, transport zbiorowy jest bezpieczny Z kolei wrocławskie Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne "jest gotowe na powrót części pasażerów", którzy zrezygnowali z podróży podczas obowiązywania obostrzeń. - Wciąż mamy w pogotowiu tzw. autobusy bisowe, mogące wspomóc najbardziej oblegane linie - przekazał polsatnews.pl Krzysztof Balawejder, prezes MPK. Jak dodał, "mimo wszystko rząd powinien jednak zweryfikować obecnie obowiązujące przepisy". - Transport publiczny jest bezpieczny. Liczba zakażeń, do których doszło w autobusach czy tramwajach, jest znikoma, co pokazują badania z takich krajów jak Francja, Niemcy czy Hongkong - zauważył szef wrocławskiej komunikacji miejskiej. Więcej na: polsatnews.pl