Pogoda
Warszawa

Zmień miejscowość

Zlokalizuj mnie

Popularne miejscowości

  • Białystok, Lubelskie
  • Bielsko-Biała, Śląskie
  • Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
  • Gdańsk, Pomorskie
  • Gorzów Wlk., Lubuskie
  • Katowice, Śląskie
  • Kielce, Świętokrzyskie
  • Kraków, Małopolskie
  • Lublin, Lubelskie
  • Łódź, Łódzkie
  • Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
  • Opole, Opolskie
  • Poznań, Wielkopolskie
  • Rzeszów, Podkarpackie
  • Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
  • Toruń, Kujawsko-Pomorskie
  • Warszawa, Mazowieckie
  • Wrocław, Dolnośląskie
  • Zakopane, Małopolskie
  • Zielona Góra, Lubuskie

Przełom w sprawie Grudnia?

"Proszę wykonać!" - te dwa słowa zmieniły bieg historii, a teraz mogą zmienić bieg procesu w sprawie masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. W warszawskim sądzie zeznawał były dyrektor gdańskiej stoczni Klemens Gniech.

/AFP

Formalną zgodę na strzelanie do robotników, wydaną przez ówczesnego wicepremiera Stanisława Kociołka, miał właśnie usłyszeć Gniech. Były dyrektor gdańskiej stoczni zdecydował się mówić o tym dopiero teraz, bo wcześniej po prostu się bał. Potem Gniech wyjechał z Polski. Jak tłumaczy, nie wiedział, że w sprawie masakry toczy się śledztwo.

Teraz opowiada, że 15 grudnia 1970 roku był w Gdańsku świadkiem narady, na której szef lokalnego sztabu kryzysowego, wiceszef MON, gen. Grzegorz Korczyński spytał wicepremiera Stanisława Kociołka, co robić, gdyby stoczniowcy wyszli na miasto. To wtedy Kociołek miał dać pozwolenie na strzelanie do ludzi słowami: "Proszę wykonać". Były wicepremier twierdzi dziś, że wypowiedź Gniecha to "konfabulacja".

Świadek podkreślał dziś w sądzie, że następnego ranka usiłował ostrzec stoczniowców, żeby nie wychodzili poza zakład. - Nagle usłyszałem strzały; zorientowałem się, że to, w co nie mogłem uwierzyć, stało się - zeznał Gniech. Dodał, że przemówienie Kociołka wzywające strajkujących do pracy zostało powszechnie odczytane jako prowokacja. - Zaowocowało to nieszczęściem w Gdyni, gdzie strzelano do ludzi, którzy szli do pracy - powiedział Gniech. Podkreślił, że tych, którzy po 70. roku zniknęli ze sceny politycznej uznano za winnych tragedii. Dodał, że sam Kociołek został wtedy ambasadorem w Belgii.

Kociołek zaprzecza, by akceptował zasady użycia broni przez wojsko i milicję. Po zeznaniach Gniecha Kociołek powiedział dziennikarzom, że ma dowody, iż nie było go w miejscu i czasie podanym przez Gniecha.

Kociołek powiedział - powołując się na inne dowody sprawy - że to Zenon Kliszko (ówczesny członek Biura Politycznego KC PZPR), a nie on, uzgadniał zasady użycia broni z gen. Grzegorzem Korczyńskim.

- Żadnego polecenia, o którym mówił Gniech, żadnemu generałowi nie wydawałem - dodał. Obrońca Kociołka szczegółowo wypytywał świadka o okoliczności, w których jego klient miał wypowiedzieć słowa mu przypisywane.

Proces odroczono po godz. 17.00., po pięciu godzinach przesłuchania Gniecha. Być może będzie on jeszcze w przyszłości wezwany przez sąd.

Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 roku na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga zginęło 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Proces ruszył dopiero w 2001 roku. Na ławie oskarżonych zasiadają: były szef MON gen. Jaruzelski, jego zastępca gen. Tadeusz Tuczapski, Kociołek oraz czterej dowódcy jednostek wojska. 82-letni Jaruzelski twierdzi, że wiele działań wojska i milicji z tamtego czasu to "obrona konieczna".

INTERIA.PL/RMF/PAP

Zobacz także