"Polska": Minister sportu zostanie odwołany
Minister sportu Mirosław Drzewiecki zostanie odwołany - dowiedziała się "Polska" . Kurator wyjdzie ze związku, dzięki czemu kadra zagra o mundial w RPA.
Trzecia wojna futbolowa polskich rządów z PZPN zakończy się jak dwie poprzednie. Wielkim przegranym będzie znowu ten, który konflikt rozpętał, czyli minister sportu. Mirosław Drzewiecki
podzieli los swoich poprzedników - Jacka Dębskiego i Tomasza Lipca.
Groźba FIFA wycofania reprezentacji Polski z eliminacji mistrzostw świata 2010 w RPA i odebrania nam Euro 2012 zmusiła ministra do negocjacji z PZPN. Wczoraj w resorcie gościła delegacja związku. - Nie mogę zdradzić treści dyskusji. Rozmowy będą kontynuowane w piątek - oświadczył rzecznik PZPN Zbigniew Koźmiński.
Osoba wtajemniczona w przebieg negocjacji ujawniła jednak "Polsce", jaki jest plan. - Minister wie, że musi wycofać kuratora. Rząd nie może sobie pozwolić na wykluczenie kadry z eliminacji do mundialu ani stratę Euro 2012. Drzewiecki przeciąga już tylko sprawę, by zachować twarz. Narobił zamieszania, z którego nic nie wynika.
Platforma, obawiając się spadku notowań, poświęci Drzewieckiego. I to bez względu na to, czy kurator w PZPN zostanie, czy odejdzie. Udało nam się też ustalić, że już wyznaczony jest jego następca - senator PO Andrzej Person. Sam Person na razie zaprzecza, żeby szykował się na ministerialną posadę. Potwierdza tylko, że PZPN bezwzględnie wymaga reformy.
Ultimatum FIFA o wykluczeniu reprezentacji Polski z eliminacji mistrzostw świata 2010 zmusiło ministra sportu do podjęcia rozmów z PZPN w sprawie wycofania kuratora ze związku.
Mirosław Drzewiecki przyjął wczoraj przed południem delegację PZPN, w składzie której znaleźli się wiceprezes Władysław Jerzy Engel, rzecznik Zbigniew Koźmiński i sekretarz generalny Zdzisław Kręcina. Prezes PZPN Michał Listkiewicz nie uczestniczył w spotkaniu, gdyż akurat przebywał na Ukrainie z wizytą związaną z Euro 2012.
Nie zapadły żadne wiążące decyzje. Strony umówiły się na kontynuowanie rozmów w piątek rano.
- Pan minister to jest mądry człowiek - powiedział po wyjściu z dwugodzinnego spotkania rzecznik Koźmiński. - Mogę powiedzieć tylko tyle, że jesteśmy w połowie drogi - dodał.
- Spotkałem się z delegacją PZPN na prośbę prezesa Michała Listkiewicza. Wyczuwam dużą wolę współpracy ze strony związku. Nie znaczy to jednak, że obawiam się zawieszenia naszej reprezentacji przez FIFA. Prawo międzynarodowe nie może stać ponad naszym prawem. Bardziej niż zawieszenia boję się o formę piłkarzy Leo Beenhakkera, którzy wcale nie muszą wygrać z Czechami i Słowacją - ripostował minister.
Nieprzejednany pozostaje kurator Robert Zawłocki: - Decyzje dotyczące zbliżających się wyborów podjęte przez zawieszony zarząd PZPN są nieważne. Pozostaje w mocy moja decyzja o odwołaniu zjazdu - oświadczył wczoraj Zawłocki.
W poniedziałek natomiast z misją do FIFA udać się ma delegacja w składzie: prof. Michał Kleiber (ten sam, który skutecznie mediował u prezydenta Seppa Blattera w poprzednim sporze ministra Tomasza Lipca z PZPN), doradca ministra sportu Adam Giersz i prezes PKOl Piotr Nurowski.
To jednak tylko gra pozorów, z której każdy chce wyjść z twarzą jako potencjalny zwycięzca. Nikomu nie uśmiecha się rola przegranego. Ale przegranym, bez względu na wynik negocjacji, wydaje się być minister, który nie do końca przemyślaną akcję przypłaci utratą posady.
Już zresztą wytypowano jego następcę. Ma nim zostać kolega Drzewieckiego z pól golfowych, senator PO Andrzej Person.
- Absolutnie nie nadaję się do tej roli, szesnaście godzin siedzenia za biurkiem to nie dla mnie - krygował się senator Person pytany, czy jest gotowy objąć urząd. - Prywatnie lubię Listkiewicza, który chadza z psem pod moim domem, ale czas wreszcie zakończyć to kręcenie lodów w PZPN - dodał jednak wymownie.
INTERIA.PL/Polska