Na genialnie prosty pomysł sprawdzenia znajomości spraw okręgu, z którego Dziedziczak i Grupiński startują w wyborach, wpadł dziennikarz "Życia Kalisza" Jakub Banasiak. Postanowił zebrać od nich wyborcze deklaracje, czy pomogą w rozwiązaniu kilku fikcyjnych lokalnych problemów. Na pytanie, czy politycy PiS i PO pomogą utworzyć w Kaliszu Państwową Wyższą Szkołę Zawodową, która... istnieje tu już od ośmiu lat, kandydaci odpowiedzieli: Dziedziczak: - Myślę, że Kalisz ma prawo do Wyższej Szkoły Zawodowej i (...) oczywiście włączę się w prace, by ta szkoła powstała. Grupiński: - To oczywiście byłoby znakomite. (...) Jeżeli będzie determinacja i uda się zgromadzić środki, to należy to zrobić. A z czasem będę myślał o uniwersytecie kaliskim. Banasiak pytał również polityka PO, czy wesprze kaliską drużynę żużlową, która "ostatnio jest w rozsypce" (w Kaliszu nigdy nie było klubu żużlowego). Grupiński zapewnił: - Oczywiście. (...) Jestem absolutnie otwarty na to, aby w takich sprawach pomagać. Dziedziczak natomiast musiał się opowiedzieć w sprawie "żeglugi śródlądowej na Warcie" w Kaliszu. - Przedstawiając swój program, na pewno odniosę się do tej kwestii szczegółowo - zapewnił rzecznik rządu. Zapomniał jednak, że Kalisz leży nad... Prosną. Dziedziczak nie wychwycił swojego błędu nawet podczas autoryzacji swoich wypowiedzi dla "Życia Kalisza". Po ujawnieniu ich niewiedzy "spadochroniarze" zawzięcie się bronili. Grupiński twierdził, że z dziennikarzem rozmawiał przez telefon kiedy był w sztabie wyborczym PO, w dużym hałasie i nie słyszał wyraźnie pytań. Dziedziczak powiedział natomiast: - Trudno wymagać od osoby z zewnątrz tak szczegółowej wiedzy po 24 godzinach od decyzji o kandydowaniu. Ale ja szybko się uczę.