Dla Macieja Stachowiaka, którego syn Igor zmarł we wrocławskim komisariacie w 2016 roku, decyzja śledczych wykluczająca spowodowanie śmierci przez policjantów jest nie do zaakceptowania. Mężczyzna złożył zażalenie, a sąd nakazał ponowne zbadanie niektórych wątków. Śledztwo znów zostało umorzone - relacjonuje "Głos Wielkopolski". Ojciec Igora Stachowiaka twierdzi, że prokuratura nie wykonała "zbyt wielu czynności". Śledczy zaniechali powołania drugiego zespołu biegłych, w którym znaleźliby się kardiolog i psychiatra. "To oczywiste, że mój syn został uduszony przez policjantów, którzy znęcali się nad nim przez 3,5 godziny. Zmarł na podłodze komisariatu. Miał złamaną chrząstkę tarczowatą, która u mężczyzn w jego wieku jest jeszcze dość elastyczna. Z jaką siłą działali więc policjanci, że ją złamali i go udusili?" - pyta ojciec zmarłego mężczyzny na łamach "Głosu Wielkopolski". "Rzuciło się na niego siedmiu policjantów" Stachowiak zwraca uwagę na rozbieżność argumentacji prokuratury z opinią biegłych. Jak stwierdza, śledczy przywołują sprawę narkotyków, które zażył zmarły, i syndrom "excited delirium", a tymczasem biegły z Łodzi, powołany właśnie przez prokuraturę, stwierdził, że w organizmie Stachowiak miał śladowe ilości narkotyków. Ojciec podkreśla też, że jego syn był w ogromnym stresie, zakuty w kajdanki i rażony paralizatorem. "W ostatniej fazie rzuciło się na niego siedmiu policjantów. Żaden z nich na przesłuchaniu nie pamięta, który z nich łapał Igora za szyję. Mój syn się szarpał, bał się, co z nim zrobią" - wyjaśnia na łamach "Głosu Wielkopolski". Maciej Stachowiak zapowiada, że zaskarży także drugą decyzję o umorzeniu, jaka została podjęta przez poznańską prokuraturę. Ma też możliwość złożenia prywatnego aktu oskarżenia. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu utrzymuje, że przyczyną śmierci Igora Stachowiaka nie była policyjna przemoc. "Przyczyną była niewydolność oddechowo-krążeniowa związana z zażyciem środków psychoaktywnych" - informuje prok. Łukasz Wawrzyniak, rzecznik poznańskiej prokuratury.