Obrazki z Warszawy, odcinek 13: Dwie Polski
To już jest koniec. Za chwilę będziemy mieli ciszę wyborczą, a potem wyborczą niedzielę. Tak zakończy się jedna z najdziwniejszych kampanii w III RP, kiedy wszystko miało być nudne i przewidywalne, a skończyło się sztormem. I to jeszcze nie wiadomo, kto wyjdzie z tego zwycięski.
Bo, jak pokazuje ostatni sondaż (Millward Brown dla TVN), obaj idą łeb w łeb (45,8% - 45,3 % dla Dudy), i zadecydują głosy tych 8,9 % wyborców (!), którzy wciąż nie podjęli decyzji. Kto za nich podejmie? Najbliższa rodzina? Koledzy? Telefon od przyjaciela? Ksiądz z ambony? Rzut monetą? Impuls ostatniej chwili? Pomysł, żeby zostać trochę dłużej na grillu? Takie rzeczy zadecydują o ostatecznym wyniku!
Ostatnie godziny kampanii, które kandydaci spędzili kurczowo goniąc uciekający czas, niewiele zmienią. Rozstrzygnęły ją debaty, i - co istotniejsze - ogólna atmosfera w kraju. To ona zadecyduje, czy też raczej przeświadczenie Polaków. Po pierwsze - czy Duda nadaje się na prezydenta? Czy to jest ten numer kapelusza? Jeszcze parę miesięcy temu nikt go nie znał. Wziął się z dalszego zaplecza PiS-u. I ten fakt, że Polacy jeszcze są z nim nie oswojeni, nie wiedzą czego można się po nim spodziewać, obniża jego szanse. Jak bardzo? Myślę, że rzędu paru procent. Niby niedużo, ale może zadecydować.
Po drugie, o wyniku wyborów zadecyduje prosta kalkulacja, którą wyborcy będą podejmować w swych sumieniach. Jaki odruch będzie mocniejszy - potrzeba zmiany, czy też obawa przed zmianą. To znaczy - przed TAKĄ zmianą.
Kampania to zresztą pokazała - sztaby kandydatów próbowały ukrywać tych polityków, którzy mogli źle się kojarzyć, czy też unikano niewygodnych tematów.
Wszyscy wiemy, że PiS na czas kampanii schował Antoniego Macierewicza, Krystynę Pawłowicz, temperował Zbigniewa Ziobro i Jacka Kurskiego, w cień skrył się też Jarosław Kaczyński. Unikano tez afiszowania się z biskupami, choć raczej pewne jest, że księża popierać będą Dudę.
W Platformie schowano Stefana Niesiołowskiego, ale i premier Ewę Kopacz.
Jeśli chodzi o tematy, to PiS unikał sprawy Smoleńska, stosunków z Rosją (tu Duda przekształcił się - co mu wypomniał Komorowski - z jastrzębia w gołębia), czy in vitro. Platforma z kolei zacierała fakt, że rządzi Polską już 8 lat, chowała gdzieś głęboko różne skandale, których jej członkowie byli autorami.
Czy to się udało?
Wyniki wyborów to zweryfikują.
Ale pamiętajmy o jednym - w niedzielny wieczór skończy się jednak kampania, i zacznie następna.
A Polska jest już inna, niż dwa tygodnie temu, i będzie inna.
Kampania przyniosła zmianę układu sił.
PiS wiele na niej zyskał. Przecież Andrzej Duda, postać nieznana, miał za zadanie wejść do drugiej tury. Jedynie tyle. A to zadanie wykonał je z dużą nadróbką.
PiS ma więc wiatr w żaglach. I tylko pytanie, czy wykorzysta te sprzyjające okoliczności?
To samo pytanie odnosi się do Pawła Kukiza - jak zagospodaruje te 20 proc. wyborców, którzy go poparli? Czy ich nie pogubi? To największa niewiadoma.
Z kolei Platforma musi zrozumieć, że jej urok minął. I że kłopot Komorowskiego to głównie zasługa jej rządów. A raczej - stylu, w jakim je sprawuje. To widać, większość Polaków ma dość jej arogancji.
A lewica? Poniosła w tych wyborach klęskę.
I sam się zastanawiam, czy zdaje sobie sprawę, jak potężną.
To nie chodzi o sam wynik Magdy Ogórek, tu chodzi o coś znacznie poważniejszego, co zaobserwowaliśmy, a raczej - nie zaobserwowaliśmy, podczas telewizyjnych debat. Kandydaci nie rozmawiali językiem lewicy, nie poruszali tematów, które lewicy są bliskie. Sfera wrażliwości wielkich grup społecznych gdzieś wyparowała.
W Polsce dziś nie ma lewicowej narracji - choć na kilometr widać, że kontestatorzy III RP, kontestują ją z lewicowego punktu widzenia. Ten sztafaż bogo-ojczyźniany, widoczny w PiS-ie i u Kukiza jest tylko sztafażem, to efekt tego, że ci ludzie nie znają innego języka, którym mogliby wyrazić swoje emocje.
Język kontestacji jest dziś językiem prawicy. Język pozytywistycznej pracy jest językiem władzy, zachwyconej sobą.
I to są te dwie Polski, które się między sobą mocują.