O wyższości Tuska nad Rakowskim
Polska jest teraz - dzięki "Solidarności" i przynależności do Unii Europejskiej - bogatsza niż kiedykolwiek. Nie oznacza to jednak, że jest państwem dobrze rządzonym, sprawiedliwym i ścigającym kraje bardziej rozwinięte.
Obłuda i cynizm Tuska przekracza granice wyznaczone przez ostatniego premiera PRL, który chciał zamknąć Stocznię Gdańską z przyczyn ekonomicznych, choć wszyscy znali prawdziwe powody.
Rakowski i jego towarzysze nazywali strajkujących robotników warchołami Polski Ludowej, ale Tusk i jego kumple chcą być inteligentniejsi; nazywają ich zadymiarzami, których podpuszcza PiS.
Z tą inteligencją w obozie PO musi być krucho skoro nie biorą pod uwagę, że Kaczyński i Miller mówili to samo - strajki i protesty ludzi pracy fizycznej i umysłowej nazywali krecią robotą opozycji, w której partia Tuska wodziła rej.
Polski neoliberalizm, czyli antyliberalizm gospodarczy
Nie tylko skala cynizmu i obłudy stanowi o wyższości Tuska nad Rakowskim; sprzyja mu także nasza przynależność do UE, a nie do RWPG i stan świadomości społecznej. System, w którym rządził towarzysz Mieczysław, był w fazie ostatecznej klęski a neoliberalizm - który lansuje obywatel Donald - ciągle u nas rozkwita, choć na świecie raczej przekwita.
Dlatego wielu rodaków nie dziwią gwałtowne robotnicze protesty brutalnie tłumione przez policję w różnych demokratycznych krajach, natomiast denerwują demonstracje związków zawodowych w Polsce. Protesty pracownicze, kierowane przeciwko polityce kolejnych rządów III RP, niezmiennie oburzają dzierżących władzę i wszystkich patrzących na nie z perspektywy własnego koryta.
Powtarzają oni zgodnym chórem: przecież nie ma skąd wziąć, by dać tym niezadowolonym, nierozumiejącym trudności gospodarczych. Czy nie są to argumenty, toczka w toczkę, z czasów rządów Rakowskiego?
Donald Tusk pouczał ostatnio brytyjskiego premiera, że najlepiej walczyć z kryzysem nic nie robiąc, tylko oszczędzając. Brytyjska prasa doniosła, że Gordon Brown zaczerwienił się w czasie tej lekcji przed kamerą telewizyjną. Ale tak chcieli to widzieć bogaci Brytyjczycy bojący się podatków jak ognia i pełni uznania dla naszego premiera obniżającego podatki w czasie kryzysu.
Wyglądało to jednak inaczej; Brown po prostu uśmiechał się do Tuska, chyba z politowaniem. Zapewne zastanawiał się, co robi Tusk i PO w Europejskiej Partii Ludowej. My zaś powinniśmy zastanowić się, dlaczego Tusk przed związkowcami długo uciekał, podczas gdy lider Labour Party ze związkami stale rozmawia i cieszy się ich poparciem.
Dopóki Polska będzie dużo bardziej gorliwa niż kraje Zachodu i Północy (Skandynawii) we wdrażaniu neoliberalnych "zdobyczy", tym częściej wybuchały będą w naszym kraju robotnicze protesty. Liczba bezrobotnych zależy bowiem w głównej mierze od zakresu wolności gospodarczej.
Skoro w Polsce ponad 400 zawodów i rodzajów działalności gospodarczej wymaga certyfikatów, licencji, pozwoleń itp., podczas gdy w Niemczech około 50 a we Francji zaledwie kilka, to zrozumiałe, dlaczego wskaźniki bezrobocia mamy ciągle dużo wyższe niż u nich. To tylko jedna z wielu spraw, które nas kompromitują, ale nie bezrobotni, lecz politycy są za to odpowiedzialni.
Politycy wszystkich partii... wynoście się
W III RP stało się regułą, że politycy opozycji przyklejają się do wszelkich demonstracji, które nie są po myśli kolejnych ekip dzierżących władzę. To prymitywny, ale ciągle najlepszy sposób, aby wygrywać wybory.
Jeśli zatem związkowcy chcą być wiarygodni i zyskać poparcie społeczne, to powinni przepędzić pętających się na zadymach polityków i rozmawiać z rządem. Ale nie ze złotoustym, niekompetentnym premierem-politykiem, lecz z przygotowanymi merytorycznie jego przedstawicielami.
Jeśli zaś politycy opozycji chcą rzeczywiście pomóc pracującym i bezrobotnym - a wiedzą jak, lecz nie mogą nic zdziałać - to powinni organizować własne akcje protestacyjne; okupować Sejm i podejmować głodówki. Mogą nawet dokonywać aktów samospalenia w Sejmie, jeśli tak bardzo współczują biednym i wykluczonym ze społeczeństwa w bogatej Rzeczypospolitej.
Na Wawel, na Wawel, polityku żwawy
Tusk i jego polityczni przyjaciele, którzy tuż po obaleniu komuny rozstali się z ideałami "Solidarności", będą wkrótce świętować dwudziestą rocznicę wolnych (częściowo) wyborów do Sejmu RP. Być może dołączą do nich "merytoryczni" adwersarze i notoryczni wrogowie z opozycji, by podkreślić swoje prawa do legendy polskiej "Solidarności", choć także 21 robotniczych postulatów z Sierpnia '80 roku nie pamiętają albo nawet o nich nie słyszeli.
Jeśli politycy spotkają się na Wawelu, to będą mieli dobrą okazję, aby - zgodnie z wezwaniem patriotycznej pieśni - podumać nad pomnikami polskiej sławy i odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego pamięć o Konstytucji 3 maja przetrwała w naszym narodzie przez pokolenia i jest ciągle żywa, a rocznica wyborów w czerwcu 1989 roku - do których Polacy poszli tłumnie i z entuzjazmem - stale wymaga rewitalizacji.
Odpowiedź jest prosta, ale przykra dla naszych elit politycznych. Ideały Konstytucji 3 maja wydarli nam zaborcy, pozbawiając równocześnie niepodległości. Ówczesne elity nie miały wtedy czasu ani możliwości, by cokolwiek z osiągnięć Sejmu Czteroletniego popsuć. Natomiast ideały Sierpnia roztrwonili i zniszczyli - w różnym stopniu, w rozmaity sposób - politycy III RP.
Na szczęście dzięki "Solidarności" nie jesteśmy już w orbicie wschodniego samodzierżawia, ale wśród krajów z demokratycznymi tradycjami. Jest więc ciągle nadzieja, że zdołamy radykalnie zmienić nasze elity polityczne, edukować je, cywilizować i kontrolować.