O nadziei dla uchodźców
- Kobiety, które docierają do granic włoskich, są szczególnie wymęczone. Noszą na sobie piętno przemocy, której doznały w krajach, przez które musiały przejść, aby znaleźć się w Europie - o sytuacji uchodźców, dla których często przeprawa przez morze to trudny, ale nie najtrudniejszy etap ucieczki z Afryki z Danielą Pompei, mieszkającą we Włoszech działaczką na rzecz pomocy uchodźcom i emigrantom rozmawia ks. Mirosław Tykfer.
Do włoskich wybrzeży każdego dnia docierają kolejne fale uchodźców? Kim są ludzie ryzykujący życie, byle tylko przedostać się do Europy?
- Grupą najliczniejszą, która dociera do Italii, są Syryjczycy. Uciekają z powodu wojny. Druga liczna grupa Libańczycy. Z Afryki uciekają przede wszystkim Erytrejczycy. Wśród uchodźców bywają dzieci, młodzież piętnasto-, szesnastoletnia. Przyjęliśmy np. osiemnastoletnią kobietą, która była w siódmym miesiącu ciąży. Urodziła dziecko już w Europie. Jest Nigeryjką. Opowiedziała nam, jakiej przemocy doświadczyła w Libii. Kobiety, które docierają do granic włoskich, są szczególnie wymęczone. Noszą na sobie piętno przemocy, której doznały w krajach, przez które musiały przejść, aby znaleźć się w Europie. Kobiety pozostawiają swoje rodziny, ale tylko po to, żeby jakoś urządzić się w Europie i sprowadzić swoich bliskich do siebie.
Czy z krajów ogarniętych wojną i terrorem uciekają tylko chrześcijanie?
- Także, ale nie tylko. Wśród uchodźców nie ma rozróżnienia na religię. Głównym motywem ucieczki jest wojna i przemoc. W Erytrei trwa długoletnia dyktatura i prześladowanie chrześcijan różnych wyznań, ale też niektórych grup islamskich. Z Nigerii uciekają przede wszystkim z powodu Bokoharam, czyli terroru ekstremistów islamskich.
Co dzieje się, gdy uciekający docierają do krajów tranzytowych?
- Muszą się cały czas ukrywać. Bywa, że policja dokonuje aresztowań. Na szczęście uchodźcy trafiający do Libii spotykają tam ogromny bałagan. Także wynikający z liczby emigrantów, których trudno zidentyfikować. Bywa, że Libia staje się miejscem chwilowego zarobku, aby odbyć ostatni etap, ten przez morze.
Jaka jest dalsza droga emigrantów? Dokąd płyną po opuszczeniu krajów tranzytowych?
- Zasadniczo docierają do Włoch, ale ich celem są różne kraje europejskie. Italia często jest tylko jednym z etapów zaplanowanej ucieczki.
O czym opowiadają uchodźcy, którzy trafiają pod opiekę waszej wspólnoty?
- Erytrejczycy mówią głównie o bardzo trudnej przeprawie przez pustynię. Morze to dla nich ostatni etap, trudny, ale nie najgorszy w porównaniu z tym, czego doświadczyli wcześniej. Najczęściej uchodźcy docierają do Libii lub Egiptu, ale muszą najpierw przekroczyć Sudan. Rozpoczynają podróż w nocy i wyznaczają sobie etapy ucieczki. Czasami udaje się im dostać na ciężarówki, które przejeżdżają wzdłuż drogi, którą idą.
Po stronie europejskiej na uchodźców czekają członkowie wspólnoty Sant’Egidio. W jaki sposób wspólnota pomaga emigrantom?
- Uchodźcy docierają głównie na Sycylię. Jako wspólnota pomagamy im na różne sposoby. Mamy dużą grupę młodych ludzi, którzy pomagają nam w przyjmowaniu uchodźców. Zbierają także jedzenie i produkty pierwszej potrzeby dla przybyszów. Nasi młodzi wolontariusze czekają do długich godzin nocnych, aby ich przyjąć od razu i udzielić pierwszej pomocy. Wczoraj czekali do drugiej. Policja pomaga nam zidentyfikować łodzie, które się zbliżają. Wiemy kiedy i gdzie należy na nie czekać.
Działalność wspólnoty nie ogranicza się do pierwszej pomocy. Co jeszcze oferuje uchodźcom?
- W ostatnich dniach podjęliśmy decyzję, aby we wspólnocie św. Idziego zebrać katolików i protestantów, by wspólnymi siłami opracować projekt pomocy dla uchodźców. Chodzi o ułatwienie im przyjazdu do Europy w taki sposób, aby nie ginęli po drodze, szczególnie w drodze morskiej. Głównym źródłem finansowania projektu są przychody kościołów protestanckich, które otrzymali z tzw. jednego procenta od podatków (we Włoszech jest to dokładnie 0,8 proc.). W pierwszej kolejności pomoc skierujemy do Maroko, które jest krajem tranzytowym do Hiszpanii. Następnym będzie Liban, aby pomóc głównie Syryjczykom. Rząd włoski poprosiliśmy, aby przyznawał uchodźcom wizy z powodów humanitarnych. W ten sposób uchodźcy będą mogli przyjeżdżać do nas w sposób regularny.
A co dzieje się z tymi, którzy postanawiają pozostać ze wspólnotą?
- Są przekazywani do różnych centrów, które znajdują się na terenie całego kraju. Także w Rzymie mamy przygotowane miejsce dla około 150 osób. Żyjemy tu razem z nimi. Organizujemy dla nich dokumenty. Następnie proponujemy im naukę języka włoskiego. W Rzymie w kursach włoskiego uczestniczy obecnie ponad dwa tysiące osób. Oczywiście nic za to nie płacąc. Nauczyciele pracują za darmo. Włoskiego uczą się zasadniczo ci, którzy zamierzają tu pozostać. Dlatego organizujemy dla nich także kursy przyuczenia do zawodu.
Czy oprócz pomocy materialnej, wsparcia psychologicznego i logistycznego w nowym życiu wymiar duchowy ma jakieś znaczenie?
- Przede wszystkim miłość, którą staramy się im okazywać i która jest przejawem wiary chrześcijańskiej. Drugą rzeczą jest integracja. Mamy różne wspólnoty w Rzymie, do których od razu zapraszamy uchodźców, aby do nas dołączyli. Dla przykładu ostatnie Święta Wielkanocne przeżywaliśmy razem. Bardzo wielu z nich było z nami w tym świętym czasie. Ta integracja nie jest jednak ukierunkowana tylko na pomoc uchodźcom, ale także służy Włochom. Dokonuje się wyjątkowa wymiana duchowa, dzięki której Włosi pokonują w sobie lęki.
Napływ emigrantów jest ogromny, w mediach mówi się o trudnościach ekonomicznych. Czy w takiej sytuacji Włosi są otwarci na uchodźców?
- W kontekście uchodźców jest dużo manipulacji politycznej. Jesteśmy w okresie przedwyborczym. Niestety, niektóre grupy polityczne opierają swoją kampanię także na tej tematyce. Wzbudzają niepotrzebne lęki i na nich budują swoją siłę polityczną. Prowokują lęk przed uchodźcami. To znajduje podatny grunt, ponieważ tylko w zeszłym roku do Włoch dotarło blisko 170 tys. uchodźców. Tych, którzy zostali w naszym kraju jest około 70 tys. Nasze doświadczenie we wspólnotach jest inne. Włosi poznają emigrantów i otwierają się na nich, rozumieją ich sytuację i odczuwają współczucie. W ten sposób pokonują nieuzasadniony lęk.
Nie jest jednak tak, że Włosi boją się tak dużej liczby emigrantów przy braku pomocy ze strony Unii Europejskiej?
- Rzeczywiście, lęk przed liczbą emigrantów jest wynikiem także tego, że Europa nie daje nam wystarczającego wsparcia. Z drugiej jednak strony już teraz zauważamy ogromną solidarność, jaką uchodźcom okazuje tysiące włoskich rodzin. Dla przykładu, na Sycylii potrzebujemy czasami od zaraz dużą ilość ubrań. Nasza prośba skierowana do Sycylijczyków znajduje natychmiastową odpowiedź. Otrzymujemy od nich ogromnie dużo.
Czy jest coś, co chrześcijanie w Europie mogą zrobić dla uchodźców i dla wspólnoty Sant’Egidio?
- To, co mogą zrobić chrześcijanie każdego kraju, to włączyć się w modlitwę. Modlitwa to nie tylko prośba skierowana do Boga, ale także znak wspólnoty duchowej, także z tymi, którzy są dla nas obcymi i przybyszami. Modlitwa jest ogromnie ważna. Każdego roku organizujemy we wspólnocie przepiekaną modlitwę, którą nazywamy "Umarli w nadziei". Wspominamy wszystkich, którym nie udało się do nas dotrzeć, za tych, którzy zginęli w drodze. Wspominamy nie tylko tych, którzy umarli na pustyni, na morzu lub z powodu przemocy, której doznali w krajach tranzytowych. Pamiętamy także o zmarłych już tu, w drodze do innych krajów europejskich. Tę modlitwę organizujemy razem z innymi kościołami chrześcijańskimi, z prawosławnymi i protestantami. Mimo że modlitwa jest chrześcijańska, dołączają do nas zawsze muzułmanie i przedstawiciele innych religii.
A czego wspólnota oczekuje od nas jako Europejczyków?
- Chrześcijanie każdej narodowości mogą też być gotowi do przyjęcia uchodźców, którzy przybędą do ich krajów. Myślę jednak, że nie chodzi tylko o pomoc ze strony ludzi. Najpierw obowiązek pomocy powinien dotyczyć rządów państw. Jest nas w Europie około 700 mln. Jeżeli każdy z krajów europejskich zdecydowałby się przyjąć proporcjonalną liczbę uchodźców, sprawa okazałaby się nie tak bardzo uciążliwa. Z pewnością nasza chrześcijańska postawa otwartości mogła by zmienić wiele, a przede wszystkim stać się źródłem pokoju na świecie.
Daniela Pompei - członkini wspólnoty Sant’Egidio, zajmuje się pomocą dla emigrantów i uchodźców. Mieszka w Rzymie. Wspólnota Sant'Egidio (św. Idziego) to istniejący od 1968 r. ruch świeckich, angażujący się w ewangelizację, dialog ekumeniczny i międzyreligijny oraz służbę ubogim w ponad 70 krajach, m.in. w Polsce.