Czy tarcza jest niepotrzebna i szkodliwa, jak sugerował Sarkozy w piątek w Nicei, stojąc u boku prezydenta Rosji? Czy też "w ostateczności" można się z nią pogodzić, jeżeli już Polsce i Czechom tak na tym zależy - jak sugerował dzień później w Waszyngtonie, po krytyce, mniej lub bardziej oficjalnej, władz polskich i czeskich. Jak radzi Haszczyński, powstrzymajmy się od parafrazowania jego poprzednika Chiraca i sugerowania Sarkozy'emu, by skorzystał z okazji i siedział cicho. Trzymajmy się nie tego, co mówi prezydent Francji, lecz tego, co mówią dokumenty międzynarodowe, które podpisał. A całkiem niedawno, na kwietniowym szczycie NATO podpisał deklarację, w której amerykańska tarcza jest uznana za istotny wkład w ochronę sojuszu. Miejmy nadzieję, że nie kwestionuje swego podpisu - akcentuje publicysta. Co zaś Moskwa sugeruje Zachodowi? "Zacznijmy wszystko od początku, zapomnijcie o rozszerzaniu NATO, a najlepiej je w ogóle zlikwidujcie. My nie będziemy rozmieszczać nowych rakiet, nie zerwiemy układów rozbrojeniowych. Żyjmy razem bezpiecznie, handlujmy i kochajmy się". Dlaczego ta cukierkowa wizja świata jest nie do przyjęcia? Dlatego, że słowa Moskwy mają niewiele wspólnego z czynami. Czyny widzieliśmy w Gruzji. A i słowa, które z Kremla dochodzą, nie zawsze są pokojowe - a to o prewencyjnym użyciu bomby atomowej, a to o rakietach wycelowanych w stolice Europy, a to o nowej zimnej wojnie. Poza tym wspólny system bezpieczeństwa z Rosją ma przynajmniej dwie wady. Po pierwsze: to wpuszczanie lisa do kurnika, po drugie: branie na siebie odpowiedzialności za konflikty, które zagrażają Rosji z zupełnie innej niż Zachód strony - zauważa publicysta "Rzeczpospolitej".