"Nie - Boska komedia" - Zygmunt Krasiński
Zygmunt Krasiński przez całe życie ukrywał się pod maska poety anonimowego. Borykał się bowiem z dramatycznym dylematem, który wynikał ze świadomości, iż jest polskim romantycznym poetą, a jednocześnie należy wraz z ojcem do klasy, której groziła zagłada w rewolucji społecznej zapowiadanej przez romantyczną poezję. Był to jego osobisty i historyczny dramat, który stał się głównym tematem wydanej anonimowo w Paryżu "Nie - Boskiej komedii" (1835 rok). Utwór powstał wcześniej. Krasiński napisał dzieło, mając zaledwie 21 lat.
21 XI 1833 roku poeta w liście do Gaszyńskiego pisał:
"Mam dramat tyczący się rzeczy wieku naszego; walka w nim dwóch pryncypiów: arystokracji i demokracji; tytuł "Mąż". [...] Rzecz sądzę dobrze napisana. Jest to obrona tego, na co się targa wielu hołyszów: religii i chwały przeszłości. Bezimiennie powinno być wydrukowane. Nikt nie powinien domyślać się autora".
"Nie - Boska komedia" jest więc utworem podejmującym problematykę aktualnych wówczas konfliktów społecznych, które rozstrzyga w sposób niejednoznaczny. Zygmunt Krasiński pragnął przedstawić w sposób jak najbardziej obiektywny urok romantycznej poezji i kryjących się w niej niebezpieczeństw dla poety, i całego systemu społecznego, a także walkę "dwóch pryncypiów" społecznych. "Nie - Boska komedia" posiada też cechy utworu wizyjnego i wieszczego, jej schemat nie jest pozbawiony konkretnych realiów historycznych.
Na powstanie dzieła miały wpływ fakty z życia poety, jego zainteresowania historyczne i filozoficzne, rozważania dotyczące poezji.
Pierwotny tytuł, "Mąż", sugerował problematykę rodzinną i społeczną. Tytuł ostateczny, "Nie - Boska komedia", związany z Dantem ("Boska komedia" Dantego), mówił o świecie ludzkich działań, starań, które mogą być szatańskie lub po prostu pozbawione boskiego pierwiastka. Krasiński przedstawił świat ludzki, w którym zło stanowi wartość nadrzędną, niesprawiedliwość społeczna prowadzi do poważnych konfliktów.
Nawiązaniem do dzieła włoskiego pisarza jest motyw wędrówki głównego bohatera, odbywa się ona z przewodnikiem (Dantego oprowadza Wergiliusz, następnie Beatrycze, zaś Henryka - Przechrzta).
Dramat Zygmunta Krasińskiego jest wyrazem pesymistycznego spojrzenia na cywilizację ludzką, która gubi najważniejsze wartości (związane z religią, tradycją), zmierza nieuchronnie do katastrofy. Uniwersalną racją kosmosu i historii jest racja boska.
Część pierwszą dramatu rozpoczyna wprowadzenie, w którym twórca mówi o swych poglądach na poetę i poezję. Według niego, poeta to człowiek wyróżniający się spośród innych ludzi, który rozumie przeszłość i przyszłość. Mowa tu o rozterkach poety, który oddala się od Boga, ulega wpływom szatana. Między jego słowami a czynami istnieje ogromna przepaść. Poezja błogosławiona to taka, w której żyje duch Boży.
We fragmencie tym Krasiński zastosował stylizację biblijną.
Akcja rozgrywa się na Podolu.
Anioł Stróż błogosławi ludziom dobrej woli. Wysyła do poety pokorną żonę, aby zamieszkała wraz z nim i urodziła mu dziecko. Złe Duchy chcą popsuć te plany, przygotowują więc trzy pokusy: Dziewicę (dawną kochankę poety), sławę (Orzeł jest jej symbolem), naturę (jej spróchniałym obrazem jest Eden).
Hrabia Henryk, zwany również Mężem, poślubia Marię, wkrótce na świat przychodzi Orcio, ich syn.
W nocy Zły Duch pod postacią Dziewicy pojawia się w małżeńskiej sypialni. Mąż nagle uświadamia sobie, że nadal kocha tamtą kobietę, przeklina chwilę, kiedy poślubił inną. Hrabia Henryk czuje, iż od dnia ślubu "spał snem fabrykanta Niemca przy żonie Niemce". Żałuje, iż żyje jak przeciętny człowiek, wykonuje codziennie prozaiczne zajęcia.
Następnego dnia w trakcie przygotowań do chrztu Orcia Maria spostrzega, że nie jest już kochana jak dawniej. Zarzuca Mężowi brak zainteresowania jej osobą. Ten przyznaje, iż nie darzy jej uczuciem. Dochodzi do awantury. Żona jest zrozpaczona i błaga Męża, by kochał przynajmniej ich syna. Ten zapewnia, iż będzie kochał ich oboje.
Pojawia się Dziewica. Maria jest przerażona jej widokiem (trupia bladość zjawy), hrabia Henryk natomiast zachwycony (dostrzega kwiaty we włosach). Zarzuca żonie, że zazdrości jej urody. Mąż podąża za zjawą, a chrzciny odbywają się bez niego. Orcio otrzymuje imiona Jerzy Stanisław. Maria błogosławi przed Bogiem syna na poetę: "Błogosławię Cię, Orciu, błogosławię, dziecię moje. - Bądź poetą, aby cię ojciec kochał, nie odrzucił kiedyś", chwilę później dodaje: "Przeklinam Cię, jeśli nie będziesz poetą". Obecni są zaskoczeni zachowaniem Marii, wychodzą.
Dziewica wiedzie Henryka w góry. Kusi go, by skoczył nad przepaścią, lecz ten przezwycięża tę pokusę. Orientuje się także, iż ów zjawa jest wyłącznie upiorem. Złe Duchy wzywają Dziewicę do powrotu do piekła, gdyż wypełniła już swe zadanie. Ta przypomina Henrykowi, iż obiecał, że będzie z nią na zawsze. Mężowi na pomoc przybywa Anioł Stróż, który nakazuje mu wrócić do domu i kochać swego syna.
Hrabia dowiaduje się, że Maria przebywa w szpitalu wariatów. Czyni sobie wyrzuty, iż zniszczył życie kobiecie, której ślubował miłość i wierność. Szatan z niego drwi: "Dramat układasz". Henryk przybywa do szpitala, podaję się za przyjaciela męża Marii. Wprowadzony do jej pokoju słyszy znad sufitu, spod podłogi i zza ścian głosy obłąkanych zapowiadające katastrofę. Żona wyjawia mu, iż modliła się o ducha poezji i została wysłuchana. Ich syn również zostanie poetą. Maria prosi Męża, by jej nie porzucał, zaczyna mówić rymowany tekst. Henryk przyczynę zguby widzi w poezji. Żona opowiada mu o tym, co by się wydarzyło, gdyby Bóg oszalał. Zapanowałby chaos, a Chrystus rzuciłby krzyż w otchłań, przekreślając tym nadzieję ludzi na zbawienie.
Maria, wyczerpana wizją, umiera w obecności Męża. Jest szczęśliwa, że Henryk jest przy niej.
Scena w obozie rewolucji
W obozie rewolucjonistów Przechrzta z grupą spiskujących podsycają w sobie wolę walki z chrześcijanami. Chcą oni na gruzach pogrążonego w rzezi chrześcijańskiego świata osadzić potęgę Izraela. Krzyż to według nich zbutwiały symbol, którego bronią arystokraci. Kiedy zostaną pokonani, chrześcijaństwo również upadnie.
Leonard wzywa Przechrztę do Pankracego, który powierza mu misję. Ma się udać do hrabiego Henryka (organizuje oddział włościan do odsieczy zamkowi Świętej Trójcy) z propozycją tajnego spotkania. Leonard zachęca Pankracego do szybkiego ataku, lecz ten go strofuje. Zdaje sobie sprawę z tego, iż arystokraci ulegną sile tłumu, są słabi.
Przechrzta prowadzi hrabiego Henryka w przebraniu po obozie buntowników. Widzi on taniec mężczyzn i kobiet wokół szubienicy, śpiewają oni pieśń zagrzewającą do boju.
Spotyka klub Lokajów i chór Rzeźników. Ten drugi stwierdza: "Nam jedno: czy bydło, czy panów rżnąć. [...] kto nas powoła, ten nas ma - dla panów woły, dla ludu panów bić będziem".
Hrabia Henryk dostrzega generała Bianchettiego, który pragnie zrobić karierę, będzie zaczątkiem nowej arystokracji. Doradza Przechrzcie, aby rewolucjoniści ów generała zabili.
Henryk mija chór Panów, który prowadzi pojmanego pana na śmierć. Słychać głosy oskarżające go o zmuszanie poddanych do nieludzkiej pracy pańszczyźnianej, zakatowanie syna przez Kozaków. Hrabia stwierdza, iż takim człowiekiem pogardza, a rewolucjonistów nienawidzi. Widzi również orgiastyczną mszę "nowej wiary", której kapłanem jest Leonard. Poświęca on sztylety morderców. Hrabia udaje jednego z nich, przedstawia się jako "morderca klubu Hiszpańskiego", który chce dołączyć do walczących. Przed Leonardem demonstruje swoją waleczność. Mówi, że jest gotów zabić każdego, który sprzeciwi się idei rewolucyjnej. Zyskuje tym sympatię tłumu, Leonarda również. Jest on gotów nawet odstąpić mu swój sztylet. Nakazuje przybyszowi stawić się następnego dnia u wodza.
Henryk modli się o potęgę i dar poezji. Przechrzta odprowadza go w kierunku jaru Świętego Ignacego. Hrabia obiecuje, iż pokona nieprzyjaciół Zbawiciela.
Zamek Świętej Trójcy. Arcybiskup mianuje hrabiego przywódcą. Ten składa przysięgę, do której zachęca pozostałych. Wszyscy ślubują bronić wiary oraz nie poddawać się. Nie ma w nich jednak woli walki, liczą, że Henryk podejmie pertraktacje z wrogiem. Dowódca grozi śmiercią wszystkim, którzy wspomną o poddaniu się. Hrabia czuje się panem ludzkiego życia, podwładnym wydaje polecenia. Rozdaje obrońcom alkohol (sugestia Jakuba). Ma świadomość, iż zginie, więc postanawia rozkoszować się władzą.
Henryk, po bitwie, spotyka się z synem, który prowadzi go do lochów. Nad Mężem odbywa się tam sąd duchów ludzi, którzy byli tam niegdyś więzieni. Oskarżony niczego nie słyszy, lecz do Orcia dociera Chór Głosów: "Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś - potępion na wieki". Duchy zapowiadają rychłą śmierć Henryka. Tę sytuację oczami duszy widzi jego syn.
Przybywa poseł od Pankracego, żeby zaproponować układ. Arystokraci mają się poddać, dzięki czemu ujdą z życiem. Część zebranych wypowiada hrabiemu posłuszeństwo, lecz ten zamierza dotrzymać przysięgi. Nie reaguje na błagania, jest nieuległy. Zachęca do walki, przestrzega przed szubienicą, wypomina szlachcie ich niewłaściwy sposób życia. Zdobywa kilku zwolenników, odsyła posła.
Padają propozycje, aby Henryka związać i wydać Pankracemu. Hrabia przypomina im wspólne chwile, wspomina też, ile razy wyratował ich z opresji. Arystokraci i szlachta zmieniają nagle swe stanowisko. Rozlegają się wiwaty na cześć przywódcy.
Okopy Świętej Trójcy wyglądają tragicznie. Resztkom obrońców brakuje już amunicji. Hrabia pragnie spotkać się z synem po raz ostatni. Orcio umiera na jego rękach, trafiony kulą. Henryk nakazuje swoim ludziom pójść na śmierć, przeklina go nawet Jakub, wierny sługa. Widząc rewolucjonistów wdzierających się na mury, hrabia rzuca się w przepaść z okrzykiem: "Poezjo, bądź mi przeklęta, jako ja sam będę na wieki!".
Pankracy skazuje na śmierć wziętych do niewoli arystokratów i snuje przed Leonardem dalsze plany: "Trza zaludnić te puszcze - przedrążyć te skały - połączyć te jeziora - wydzielić grunt każdemu, by w dwójnasób tyle życia się urodziło na tych równinach, ile śmierci teraz na nich leży. - Inaczej dzieło zniszczenia odkupionym nie jest".
Widzi wszędzie krew, czuje czyjąś obecność, dostrzega na oświetlonej słońcem chmurze jakiś znak, czuje się opuszczony przez swój lud.
Nagle przywódca rewolucjonistów widzi postać karzącego Chrystusa wspartego na krzyżu: "Jak słup śnieżnej jasności, stoi nad przepaściami - oburącz wsparty na krzyżu, jak na szabli mściciel. - Ze splecionych piorunów korona cierniowa".
Leonard wzywa na pomoc ludzi, lecz Pankracy, porażony wizją Chrystusa, wpada w ramiona towarzysza i umiera ze słowami: "Galilaee, vicisti! (Galilejczyku, zwyciężyłeś!)".