Nałęcz: Komorowski przejdzie do historii m.in. dzięki anegdotom
Niech rzuci kamieniem ten, co się nigdy nie pomylił - tak wpadki prezydenta podczas Szczytu Weimarskiego komentuje Tomasz Nałęcz.
Doradca Bronisława Komorowskiego pytany w Kontrwywiadzie RMF FM o to, czy prezydent będzie rzecznikiem rodzin, które chcą mieć możliwość zapoznania się z raportem komisji Millera przed jego upublicznieniem powiedział: - Prezydent zawsze stawia wrażliwość rodzin na pierwszymi miejscu. To ludzkie, by rodziny miały takie prawo.
- Tegoroczna wizyta Bronisława Komorowskiego w Katyniu to symboliczne dokończenie 70-lecia obchodów - dodał.
Konrad Piasecki: Profesor Tomasz Nałęcz, prezydencki doradca, choć nie doradca od protokołu dyplomatycznego... Niestety.
Tomasz Nałęcz: - Panie redaktorze. Pan jest podobnie jak ja historykiem i pan wie, że ludzie przechodzą do historii dzięki wielkim uczynkom i anegdotom.
Szczyt Merkel-Sarkozy dostarczył głównie anegdot.
- Bronisław Komorowski przejdzie do historii i dzięki temu, co realnie zrobi dla Polski i dzięki anegdotom.
Wszystko się tam sypało. I parasol, i sztandar, i siadanie, i witanie, i zdjęcie. Nie było dobrze panie profesorze, przyzna pan.
- Niech pan nie będzie dla mnie okrutny. Jestem jednym ze współpracowników prezydenta, podobnie jak szef protokołu, który się przy parasolu nie popisał. Ale prezydent nie czynił mu wymówek, wziął to na siebie. Żartujecie sobie państwo z tego - prezydent ma poczucie humoru.
A będą jakieś konsekwencje i wnioski personalne po tym?
- Nie. Niech rzuci kamieniem w tego, kto się pomylił, ten, co się nigdy nie pomylił. Także prezydent ma do szefa protokołu nadal pełne zaufanie. Myślę, że szef protokołu sam wie, że takich wpadek na przyszłość należy unikać.
Boję się tylko, że jak Tusk krzyczy na Angelę Merkel z powodu Europy dwóch prędkości, a prezydent z kolei pozwala jej moknąć, to nasze stosunki z Niemcami naprawdę mogą zacząć na tym cierpieć.
- Tu muszę się nie zgodzić, bo jeśli już ktoś zmókł dzięki tej parasolowej przypadłości, to prezydent Sarkozy, bo przecież parasol był nad panią Merkel.
A to skoro prezydent Sarkozy, to rzeczywiście nie mamy się czym martwić.
- Myślę, że szef protokołu tutaj bardziej był mężczyzną, niż dyplomatą. Bo przede wszystkim chronił fryzurę pani kanclerz, kosztem fryzury prezydenta Sarkozy'ego. Ale prezydent Sarkozy to jest Francuz, jest szarmancki wobec kobiet, myślę, że rozumiał tę troskę o panią Merkel.
Panie profesorze, czy kwietniowy wyjazd prezydenta do Katynia jest już przesądzony?
- Rodziny katyńskie zwróciły się do prezydenta o objęcie patronatem tegorocznych obchodów zbrodni katyńskiej, bo trochę tak to się dzieje, że katastrofa smoleńska nam przesłania zbrodnię katyńską. To trochę doskwiera rodzinom katyńskim. Rodziny katyńskie chciałyby zorganizować wyjazd, taką narodową pielgrzymkę do Katynia 3 kwietnia, czyli w 71. rocznicę zbrodni i prezydent się do tego odniósł z całkowitym zrozumieniem.
Należy to traktować jako symboliczne dokończenie tego, co nie udało się przed rokiem?
- Tak jest, bo przypomnijmy, że obchody 70-lecia zbrodni katyńskiej były zaplanowane na kilka tygodni. Od początku kwietnia, bo 3 kwietnia zaczęły się egzekucje, do połowy maja, bo wtedy się skończyły. Katastrofa smoleńska przerwała po kilku dniach te obchody i prezydent rozumie rodziny, wspiera je w tym, żeby właśnie w tym roku dokończyć to 70-lecie tych obchodów.
I tylko pytanie podstawowe - czy to będą uroczystości polskie i wyłącznie polskie, czy nie?
- Pyta pan o bardzo delikatną sprawę. Oczywiście jest ten wybór, czy to będzie polska narodowa pielgrzymka, tak jak to z Katyniem bywało do ubiegłego roku, kiedy dzięki przyjazdowi Putina to stało się ważnym wydarzeniem w stosunkach polsko-rosyjskich. To jest kwestia, która wymaga dyplomatycznych ustaleń. Każdy scenariusz dzisiaj jest możliwy.
Tylko pytanie jaka jest chęć po stronie Pałacu Prezydenckiego - czy uczynić z tego wyłącznie polską pielgrzymkę, czy próbować jednak powtórzyć 7 kwietnia 2010?
- Każdy scenariusz jest możliwy. Nie uprzedzajmy faktów. Udało się premierowi Tuskowi rok temu osiągnąć rzecz wielką: że premier Rosji przyjechał do Katynia, powiedział to, co powiedział. Zawsze dla nas Polaków jest ważne, żeby w sprawie Katynia mówili tym samym językiem, co my. Ale tu są możliwe różne scenariusze.
Rozumiem, że w języku dyplomatycznym pan sugeruje, że jest zaproszenie, jest wola. Pytanie, jaki będzie odzew ze strony rosyjskiej. Dobrze rozumiem?
- Rodziny katyńskie myślały o narodowej pielgrzymce z udziałem prezydenta. Zobaczymy, jaki to będzie ostatecznie scenariusz. Nic jeszcze nie jest przesądzone, trwają intensywne przygotowania.
A myśli pan, że naprawdę warto zapraszać prezydenta Miedwiediewa? Czy to nie jest tak, że my się uspokajamy gestami, które potem okazują się puste? Potem przychodzi do raportu MAK-u i rzeczywistość boleśnie skrzeczy.
- Jestem w tej komfortowej sytuacji, że z polecenia prezydenta pracuję nad tym polskim aspektem tego wyjazdu. Prezydent życzy sobie, żeby wszystko było zgodnie z procedurami, żadnego chodzenia na skróty, wszystko jak najbezpieczniej, jak najlepiej. Ja nad tym pracuję. Pan minister Sokołowski, odpowiadający w Kancelarii za sprawy międzynarodowe, pracuje nad swoją działką. Myślę, że już wkrótce państwa pytania uzyskają wszystkie odpowiedzi.
A czy prezydent przekaże rodzinom polski raport nt. katastrofy 10 kwietnia? Bo rozumiem, że dostanie go tego samego dnia, co premier.
- Dysponentem tego raportu jest minister Miller i rząd.
To oczywiste, ale pytanie, czy prezydent stałby się rzecznikiem rodzin, które chciałyby dostać ten raport i nie chciałby poznawać jego treści wyłączenie z mediów.
- Nie rozmawiałem w tej sprawie z prezydentem, ale dosyć łatwo jest mi przewidzieć jego stanowisko. Prezydent w sprawie smoleńskiej stawia interes i wrażliwość rodzin na pierwszym miejscu. Na przykład uzależnia swój udział w obchodach 10 kwietnia od stanowiska i oczekiwań rodzin. Wydaje mi się rzeczą niesłychanie ludzką, żeby rodziny, które mogą przecież w tym raporcie wyczytać rzeczy dla swoich bliskich nie zawsze sympatyczne, miały prawo wcześniejszego zapoznania się z tym tekstem. Moim zdaniem trudno sobie tutaj wyobrazić inny scenariusz.
Czy z perspektywy Pałacu Prezydenckiego wojny Tuska ze Schetyną wyglądają również groźnie?
- Przede wszystkim z perspektywy Pałacu, nie ma jakichś wojen.
Pałac się tym nie zajmuje?
- Ja widuję w Pałacu częściej premiera Tuska, rzadziej marszałka Schetynę, bo to wiąże się z mechanizmem państwowym. Prezydent jest zainteresowany tym, by państwo funkcjonowało jak najsprawniej, a żeby tak było, to sprawnie musi funkcjonować rządząca partia więc prezydent jest ostatnią osobą, która byłaby zainteresowana konfliktem między dwiema najbardziej znaczącymi postaciami w Platformie.
Zainteresowany konfliktem może nie, ale serce prezydenta chyba bije po stronie Schetyny.
- Moim zdaniem prezydent ma tak obszerne serce, że ono bije raz dla Tuska, a raz dla Schetyny.
Nie sympatyzuje z marszałkiem?
- Nie, moim zdaniem, nie.
Nie jest tak, że marszałek jest jego naturalnym sojusznikiem?
- Prezydent Rzeczypospolitej jest po pierwsze od całości. Gdyby pan mnie zapytał jak kiedyś wyglądałyby ewentualne sympatie barona Platformy Bronisława Komorowskiego, to jako obserwator polityki, nic nie wiedząc, mógłbym coś kombinować, natomiast dzisiaj po pierwsze wiem, że prezydent nie bierze udziału w żadnych takich naturalnych ruchach, które są w Platformie przed wyborami, a poza tym, że jest zainteresowany tym, by Platforma rosła w siłę i była coraz potężniejsza, a każdy konflikt osłabia Platformę więc prezydent absolutnie nie czyni nic, co mogłoby Platformę w tę stronę popychać.
- Prezydent wspiera premiera Tuska niesłychanie lojalnie i bardzo gorąco w każdej sprawie i wspiera również marszałka Schetynę.