Najgorsza minister III RP
Pani Fotyga to nie tylko najgorszy minister spraw zagranicznych, jakiego mieliśmy od 1989 roku. To w ogóle najgorszy minister III RP - mówi poseł Tadeusz Iwiński (SLD), były sekretarz stanu w Kancelarii Leszka Millera i Marka Belki.
Krzysztof Różycki: SLD poprze wniosek PO o odwołanie minister Anny Fotygi?
Tadeusz Iwiński: Z pewnością. Zanim Platforma zgłosiła swój wniosek, pani Fotyga twierdziła publicznie, że opozycja działa w interesie obcych państw, co jest absolutnym skandalem. Pani minister chciała renegocjować traktat polsko-niemiecki z 1991 roku. To nie tylko najgorszy minister spraw zagranicznych, jakiego mieliśmy od 1989 roku. To w ogóle najgorszy minister III RP. Mamy fatalną opinię za granicą. Znam wszystkich liczących się w Europie polityków, a co ważniejsze, oni mnie znają. Chociaż SLD jest w opozycji, to jest mi przykro wysłuchiwać tego, co mówi się o Polsce, o obu braciach i o pani Fotydze.
Można źle oceniać ministra, lecz dobrze politykę zagraniczną, za którą odpowiadają przecież także prezydent i premier.
Od 1990 roku, bez względu na to, czy rządziła lewica, czy prawica, istniała zgoda co do podstawowych celów naszej polityki zagranicznej. Wszystko zmieniło się po dojściu do władzy braci Kaczyńskich, których bezwolnym narzędziem jest pani Fotyga. Kaczyńscy uważają, że Polska jest osaczona z trzech stron: przez Niemcy, Rosję i Unię, która stara się narzucić nam swoje rozwiązania. Jedynie polityka wobec Stanów Zjednoczonych nie uległa zmianie. Ludzie PiS, a zwłaszcza bracia Kaczyńscy, nie znają języków obcych, nie znają świata. Oni nigdzie nie byli, nie mają obycia, którego nie brakowało Kwaśniewskiemu czy mnie. Myślę, że poglądy na Polskę braci Kaczyńskich bardziej przystają do pierwszej połowy XX wieku niż początków wieku XXI. Mam wrażenie, że obecna ekipa wyznaje teorię dwóch wrogów.
A może Kaczyńscy mają rację?
Od chwili wejścia do Unii staliśmy się częścią klubu i uczestniczymy w turniejach drużynowych. Nie jesteśmy osamotnieni. Uciekanie się przez Polskę do weta i zablokowanie negocjacji Unii z Rosją na temat nowej umowy o partnerstwie i współpracy to przejaw bezradności polskiego rządu. Jako były półzawodowy szachista często posługuję się szachowym powiedzeniem: groźba jest silniejsza od ruchu. Weto w Unii jest rzeczą absolutnie wyjątkową.
Stanowisko rządu poparło 65 proc. Polaków. Co innego mogliśmy zrobić?
Zachować spokój i rozmawiać z innymi krajami Unii. Tymczasem nasz rząd przypomina krzykliwe dziecko na poważnym przyjęciu. A jaki jest tego efekt? Tak naprawdę nikt nas nie poparł.
Rosja nie jest krajem demokratycznym. Czy można ufać rządowi, który ostentacyjnie nagina prawo wobec własnych obywateli?! Skazanie oligarchy Chodorkowskiego jest tego najlepszym przykładem.
Oczywiście, jestem rozczarowany wieloma procesami, które zachodzą w Rosji. Putin przedstawia się jako polityk, który odbierze majątki tym, którzy nakradli. Zamyka więc Chodorkowskiego, równocześnie tolerując Abramowicza, który robi to samo i na dodatek jest gubernatorem. To stosowanie podwójnych standardów.
Gdy rządziła lewica, też nie potrafiła wykorzystać tych szans.
Nie umieliśmy przełożyć dobrych kontaktów politycznych na gospodarcze. Nie potrafiliśmy wchodzić na rynki syberyjskie czy azjatyckie. Dziś nasze wzajemne obroty sięgają 7 miliardów dolarów, to śmiesznie mało.
Powinniśmy siedzieć cicho i nie protestować nawet przeciw wymierzonej w Polskę budowie gazociągu na dnie Bałtyku?
Nasza koncepcja w sprawie budowy tego gazociągu jest fałszywa. Przecież on będzie zbudowany bez względu na to, czy nam się to podoba. Stoją za tym nie tylko Niemcy i Rosjanie, ale także Brytyjczycy, Holendrzy, a od kilkunastu dni także Francuzi. Nieobecni nie mają racji, więc chociaż cała sprawa jest dla Polski niezbyt przyjemna, trzeba było rozmawiać i z Niemcami, i z Rosją. Rosjanie często zachowują się wobec nas nie fair, ale to nie jest sytuacja czarno-biała. Pamiętajmy, że to z naszej winy nie został zbudowany Jamał II.
Więc jak według pana powinna wyglądać nasza polityka wschodnia?
Przypomnę starą anegdotę. Rzecz dzieje się po wydarzeniach marcowych i wojnie izraelsko-arabskiej. Egzekutywa przyjmuje do PZPR towarzysza Nowaka. Sekretarz pyta: - Co możecie powiedzieć o sytuacji na Bliskim Wschodzie? - Szczerze? - odpowiada Nowak. - Wilno to sobie możemy darować, ale Lwowa nigdy. Morał z tego taki, że nie dla każdego Wschód oznacza to samo. Nasza polityka wschodnia nie może być uprawiana w oderwaniu od polityki europejskiej i relacji z USA.
Przewodnictwo w Unii objęli Niemcy. Wielu polityków prawicy uważa, że teraz jeszcze bardziej zacieśni się wymierzona w Polskę współpraca niemiecko-rosyjska.
Wręcz przeciwnie, prezydencja Niemiec stwarza szansę wyjścia z tego zapętlenia.
Nikt, nawet politycy lewicy, nie neguje, że w Polsce działa bardzo silna rosyjska agentura.
Nie jestem specjalistą od służb. To pan Macierewicz, którego znam już 30 lat, wyznaje spiskową teorię dziejów i twierdzi, że większość naszych byłych ministrów spraw zagranicznych była radzieckimi agentami.
Kilku było.
Ale nie radzieckimi.
Wszystkie ważne informacje tajnych służb PRL trafiały do Moskwy szybciej niż do Warszawy.
Ostatnio razem z delegacją Rady Europy byłem w przeniesionej z Łubianki nowej siedzibie FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa) i muszę powiedzieć, że w sensie intelektualnym funkcjonariusze rosyjskich służb są najlepiej przygotowani do rządzenia krajem. To pragmatycy aż do bólu. Myślę, że w tych opowieściach o agenturze jest więcej strachu niż rzeczywistego zagrożenia. Na zakończenie powiem, że teraz wszystko zależy od młodego pokolenia. Jeżeli młodzi Polacy i młodzi Rosjanie będą się poznawać, odwiedzać, to z pewnością przełoży się to na nasze wzajemne stosunki polityczne i gospodarcze.