"Najbardziej bolesne jest to, że ze sobą nie rozmawiamy, że następuje podział. I ten podział ciągle się powiększa, mówimy: 'my-oni'. Nie szanujemy się, nie słuchamy, a wszyscy marzymy o Polsce pięknej i nowoczesnej. Żebyśmy się wszyscy w Polsce dobrze czuli, to musimy spróbować szanować się nawzajem, rozmawiać ze sobą i nikogo nie wykluczać. Chciałabym, żeby Polska w przyszłości była takim krajem, gdzie jesteśmy tolerancyjni, odpowiedzialni i uczciwi i gdzie prawda jest wartością, a kłamstwo jest nazywane kłamstwem" - mówiła wicemarszałek Sejmu. Dodała, że chciałaby żyć w kraju, gdzie "prezydent szanuje konstytucję". "Bo przecież konstytucja to jest dokument, który gwarantuje nam nasze prawa, żebyśmy się czuli bezpieczni. Teraz konstytucja jest nieprzestrzegana, prawo jest nieszanowane. Właściwie każdy może dziś powiedzieć, że wyroki sądu go nie dotyczą. Wprowadzony jest w naszym kraju chaos, który jak trucizna niszczy poszczególne elementy naszego życia" - mówiła. Jej zdaniem, fundament prawny w Polsce jest "z pełną premedytacją" niszczony przez ekipę rządzącą. "Bo tam przecież też są prawnicy i oni znają przepisy prawa i konstytucję, i wiedzą, co jest zgodne z prawem, a co nie. Ale uważają, że prawo ich nie dotyczy i prawo mają w wielkim poważaniu. Dlatego należy przywrócić tu normalność" - oceniła. "Na pewno nie podpiszę ustawy zaostrzającej aborcję" Zadeklarowała, że jako prezydent na pewno nie podpisze żadnej ustawy, która "pogorszy warunki życia Polaków, nałoży im dodatkowe obciążenia lub odbierze im jakąkolwiek wolność". "Na pewno nie podpiszę ustawy zaostrzającej aborcję" - deklarowała. "Prezydent powinien być gwarantem bezpieczeństwa Polaków, nie notariuszem, który podpisuje ustawy, tylko adwokatem swoich obywateli i pilnować, żeby ich prawa były chronione i przestrzegane" - mówiła Kidawa-Błońska. Kandydatka PO była pytana o jej decyzje w pierwszym miesiącu po ewentualnym objęciu urzędu prezydenckiego. "Powinnam spotkać się z opozycją i rządem. Porozmawiać i zobaczyć, czy są jakiekolwiek rzeczy wspólne, które możemy zrobić. Jeśli np. chcemy rozmawiać o ochronie zdrowia, to sam rząd i sama opozycja tego problemu nie rozwiąże. To są rozwiązania na lata. I trzeba swoje ambicje polityczne schować do kieszeni i pomyśleć o przyszłości. Tych obszarów wspólnych, ważnych dla państwa jest dużo i nikt w pojedynkę tego nie zrobi" - zastrzegła. Zapewniła, że jeżeli zostanie głową państwa, to będzie pilnowała, aby ustawy, które trafią do jej podpisu, były skonsultowane społecznie. "Żebym wiedziała, że dana ustawa nie budzi konfliktów społecznych" - wyjaśniła. "Będę zwoływać Radę Bezpieczeństwa Narodowego w sytuacji, kiedy potrzebna jest dyskusja i zasięgnięcie opinii szczególnie w kwestii obronności i polityki zagranicznej. Chciałabym, żeby moja prezydentura była prezydenturą otwartą. To znaczy, żeby prezydent dawał szansę do rozmów, konsultacji. Żeby Pałac Prezydencki był miejscem, gdzie można debatować i szukać wspólnych rozwiązań. Chciałabym, żeby Polacy mieli poczucie, że ja będę reprezentowała każdego z nich niezależnie od poglądów" - zapowiedziała. Z sali padło też pytanie, czy spodziewa się ataków na siebie podczas kampanii prezydenckiej. "Jestem przygotowana na hejt. Patrzę z podziwem na marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego i wielu moich kolegów, którzy się z tym zderzyli. Jeśli będziemy się bali, to zrobią z nami wszystko i przegramy. Trzeba robić swoje" - odpowiedziała Kidawa-Błońska.