Ministerstwo Zdrowia skreśliło z listy leków refundowanych około 380 leków, refundowanych ma być 2180 leków. Resort szacuje, że ceny leków refundowanych dla pacjenta będą niższe około 20 proc., a w kasach chorych zostanie ok. 900 mln zł. Śląska Kasa Chorych twierdzi tymczasem, że kasy nie oszczędzą tyle, ile obiecywano, a tam, gdzie oszczędzą, dopłacą pacjenci. W hurtowniach i aptekach trwa tymczasem wielkie liczenie zalegających w magazynach medykamentów, które zostały kupione po starych, wyższych cenach. Aptekarze podkreślają, że jeśli zapłacili wczoraj producentowi 300 zł za lek refundowany, a cena obowiązująca od dziś jest dwukrotnie niższa, to resort wyrówna im poniesione koszty tylko do 150 zł. Farmaceuci pytają zatem: gdzie jest reszta pieniędzy? Minister zdrowia Mariusz Łapiński jest zaskoczony zdenerwowaniem aptekarzy. Jego zdaniem nie można mówić o stratach, tylko o... mniejszych zyskach. - Jeśli chcą mogą mnie podać do sądu - odpowiadał Łapiński kilka dni temu "Rzeczpospolitej". Aptekarze raczej zaskarżą decyzję szefa resortu zdrowia do Trybunału Konstytucyjnego i dlatego teraz liczą straty. - Musimy mieć argumenty w tym starciu - mówi RMF prezes Okręgowej Rady Aptekarskiej w Lublinie, Marian Mikulski. Prezes szacuje, że apteki mogą stracić od 5 do 10 tys. złotych. Szansą na złagodzenie finansowych skutków decyzji ministra Łapińskiego mogą być sami producenci. Kilku z nich zgodziło się przejąć na siebie część obciążeń, które spadły na aptekarzy i hurtowników - zwrócą im to, czego nie odda im minister.