O tym zabójstwie napisano wiele artykułów i książek. Najbardziej interesująca z nich jest ta, którą zawdzięczamy Krzysztofowi Kąkolewskiemu - "Ksiądz Jerzy w rękach oprawców". Powstało także wiele reportaży śledczych, filmów dokumentalnych, a także dwa filmy fabularne. Ale wszystko, co wiemy o ostatnich chwilach życia ks. Jerzego, znamy wyłącznie z relacji tych, którzy przyznali się do winy, odgrywając swoisty spektakl wyreżyserowany przez MSW. Pytania bez odpowiedzi Trzy grupy techników badających fiata, którym posługiwała się grupa Piotrowskiego, nie znalazły żadnych śladów wskazujących na to, że kapłan przewożony był w bagażniku. A i stan techniczny tego samochodu okazał się fatalny, toteż mało prawdopodobne, aby można nim było dogonić golfa, w którym jechał ks. Jerzy. Pierwotnie to nie Waldemar Chrostowski, ale Jacek Lipiński miał być kierowcą odwożącym ks. Jerzego do Warszawy; Chrostowski zastąpił go na własną prośbę. Wielokrotnie już kwestionowano możliwość słynnego skoku, który miał nastąpić przy prędkości blisko 100 km na godzinę. Dzięki ustaleniom "Wprost" i Polsatu wiemy, że kaskader usiłujący powtórzyć ów skok przy prędkości 60 km na godzinę złamał rękę. A z analizy profesora Włochowicza, biegłego sadowego z zakresu towaroznawstwa włókienniczego wynika, że uszkodzenia marynarki Chrostowskiego były spowodowane ostrym narzędziem i że nie było na nich żadnych drobin podłoża. Nie wspominając już o spiłowanych ząbkach kajdanków, którymi go skuto. 31 sierpnia 1987 r. mecenas Edward Wende w imieniu Waldemara Chrostowskiego zawarł z MSW ugodę, a odszkodowanie wyniosło 1,65 miliona złotych. Wiemy o tym dzięki prokuratorom lubelskiego oddziału IPN. Chrostowski w ub.r. wygrał proces z tygodnikiem "Wprost", który na swoich łamach przedstawił go jako agenta SB (ps. "Desperat") współdziałającego ze sprawcami porwania. Orzeczenie sądowe nie rozstrzyga jednak, czy był on współpracownikiem SB, bo nie to było przedmiotem procesu. Niejeden spośród tych, którzy usiłowali dociec prawdy o tym mordzie politycznym, zapłacił najwyższą cenę. Świadczy o tym wypadek drogowy w Białobrzegach, w którym zginęli dwaj oficerowie MSW, powracający z południa Polski. Wieźli oni raporty z ustaleniami o wcześniejszej działalności i powiązaniach ekipy Piotrowskiego. A w 1996 r. żona brata ks. Jerzego zmarła w szpitalu z powodu "zatrucia alkoholem metylowym", choć nie pijała alkoholu. Podobna była przyczyna zgonu rybaka i kłusownika, który ze szwagrem i kolegą widział, jak 25 sierpnia wrzucano do zalewu ciało ks. Jerzego. Natomiast płetwonurek Krzysztof Mańko, który powtórnie wyłowił zwłoki kapłana milczy, zerwał kontakty z rodziną i żyje gdzieś w Grecji. Kto? Na ławie oskarżonych - obok Piotrowskiego, Chmielewskiego i Pękali - zasiadał płk Adam Pietruszka, zastępca dyrektora Departamentu IV MSW, jedyny przedstawiciel "góry". Jeśli to nie oni byli jedynymi sprawcami uprowadzenia i śmierci ks. Jerzego, z jakiego powodu wzięli na siebie ciężar winy? Wiele wskazuje na to, że dla dobra "firmy". Płk Pietruszka otrzymał od szefa MSW gen. Kiszczaka obietnicę generalskich szlifów. 2 listopada 1984 r. usłyszał z jego ust: "Generale Pietruszka, trzeba dać się chwilowo zamknąć". Na pytanie, dlaczego właśnie on, otrzymał wyjaśnienie, że organizacyjnie jest najbliżej kapitana Grzegorza Piotrowskiego, więc będzie to wiarygodne i nie trzeba będzie drążyć sprawy "w głąb". 8 czerwca 1990 r. Pietruszka zgłosił do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, oskarżając generałów Kiszczaka i Pudysza, że zmuszali go do składania podczas procesu fałszywych zeznań. Przebywał wówczas jeszcze w więzieniu, gdzie wcześniej odwiedzali go zarówno Kiszczak, jak i Pudysz. Z kolei Piotrowski w listopadzie 1983 r. miał być sprawcą wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym. Zginęła wówczas, w drodze do kościoła, 82-letnia Marianna Kosińska. Wypadek został zatuszowany przez MSW, aby naczelnik grupy "D" IV Departamentu MSW, zajmującego się walką z Kościołem, mógł uniknąć odpowiedzialności sądowej. W 2004 r. prof. Andrzej Paczkowski ujawnił treść notatki, którą otrzymał kiedyś od majora Wiesława Górnickiego, byłego doradcy Jaruzelskiego. Z notatki wynika, że - sześć dni po zabójstwie kapłana - Jaruzelski, w rozmowie z szefem Urzędu Rady Ministrów gen. Janiszewskim i płk. Kołodziejczakiem, wyrażał przekonanie o inspiracyjnej roli Mirosława Milewskiego. Ten były szef MSW zaliczany był do "betonu partyjnego", ściśle współpracującego z Kremlem. Bo Jaruzelski i Kiszczak sugerowali, jakoby zabójstwo ks. Jerzego było wymierzoną w nich prowokacją. W rzeczywistości jednak - dzięki wykryciu i osądzeniu sprawców - zyskiwali na wiarygodności. Wiadomo, że w grudniu 1983 r. w siedzibie MSW odbyła się konferencja poświęcona walce z Kościołem, która zachęcała funkcjonariuszy do zintensyfikowania represji wobec kleru. Organizatorem był generał Zenon Płatek, a uczestniczyli w niej m.in. Pietruszka i Piotrowski. "Załatw to, niech on nie szczeka" - miał powiedzieć w połowie 1984 r. Jaruzelski do Kiszczaka. Wtedy minister spraw wewnętrznych wezwał na naradę dwóch generałów bezpieki, Władysława Ciastonia i Zenona Płatka, aby ustalić i zatwierdzić plan działań operacyjnych przeciw ks. Popiełuszce. Kiedy? Gdzie? Kapłan został uprowadzony 19 października 1984 r. w okolicach Górska - to jedyne pewne fakty. Poza czasem i miejscem uprowadzenia, o jego dalszych losach niczego więcej nie wiemy. Największą peerelowską zbrodnię polityczną okrywa bowiem do dziś mgła tajemniczych poszlak, przypuszczeń i hipotez, ponieważ prawdę z premedytacją zakłamano, fakty zafałszowano, świadków zastraszono, a ślady pozacierano. Niestety, z upływem czasu odchodzą kolejni świadkowie, m.in. mężczyzna, który utrzymywał, że widział dwie osoby wrzucające ciało do Wisły. Miało się to stać sześć dni po ustalonej dacie śmierci ks. Jerzego i dwa dni po zatrzymaniu sprawców. A lekarza ks. Jerzego odwiedziło 25 października dwóch funkcjonariuszy MSW, którzy chcieli dowiedzieć się, jakie lekarstwa przyjmował kapłan. Po co, skoro miał już nie żyć od sześciu dni? I co z tymi wszystkimi kolejnymi oględzinami wyłowionych zwłok? Według Krzysztofa Kąkolewskiego tylko jedna z kilku komisji pofatygowała się, aby zajrzeć do jamy ustnej, stwierdzając że ks. Jerzy miał... wyrwany język. A do kogo należał ów tajemniczy samochód podążający za grupą Piotrowskiego? Jeden z byłych szefów WSI mówił w latach 90., że byli w nim żołnierze Wojskowej Służby Wewnętrznej. I skąd się wziął w ruinach zamku toruńskiego różaniec ks. Jerzego? Istnieje hipoteza, że uprowadzony kapłan został przekazany innej grupie i przewieziono go w rejon Kazunia - tereny te stanowiły wówczas eksterytorialną bazę sowiecką KGB - gdzie był więziony i torturowany. IPN dysponuje kopią rozkazu gen. Kiszczaka z 3 listopada 1984 r., aby przeprowadzić dezynfekcję bunkra wojskowego i składnicy amunicji w Kazuniu. To była, ponoć, jedyna taka dezynfekcja, a na dodatek zlecona nie przez szefa MON, lecz MSW. Pozostaje pytanie o udział w tej zbrodni sowieckich służb specjalnych. Już podczas procesu toruńskiego wspominał o tym sam Pietruszka, niepogodzony z rolą, jaką miał odegrać. Później - po odwiedzinach ludzi z resortu - odwołał swoje słowa. W oparciu o dokumenty, którymi dysponuje IPN, pisano również o związkach Piotrowskiego z KGB, który miał zostać zwerbowany w Bułgarii w 1982 r. Wiadomo również, że ówczesny rezydent KGB bardzo interesował się wynikami badań kryminalistycznych związanych ze sprawą ks. Popiełuszki. Nic więc dziwnego, że były premier, mecenas Jan Olszewski - podczas procesu jeden z oskarżycieli posiłkowych - w mowie końcowej wspominał o działaniach "pod obcą banderą". Dlaczego? Wiele zdaje się wskazywać na to, że MSW pragnęło zwerbować księdza Jerzego jako tajnego współpracownika, a potem doprowadzić do wysłania go na studia do Rzymu. Znana jest również wersja, że miał zginąć tylko po to, aby opinia publiczna przekonała się, do czego są zdolni ludzie dążący do obalenia władzy komunistycznej w Polsce. Bo jako zleceniodawców zabójstwa chciano wskazać kapłanów z fikcyjnej grupy antysocjalistycznej, która przez taką wstrząsającą zbrodnię miałaby dążyć do wybuchu powstania. Wówczas komuniści dostaliby wiarygodny powód, aby definitywnie rozprawić się z opozycją. Ostatecznie od owej wersji odstąpiono, bo w 1984 r. zaczęły nadchodzić z Kremla pierwsze sygnały, iż należy podjąć przygotowania do transformacji ustrojowej. Wystarczy zajrzeć, co na ten temat pisała profesor Jadwiga Staniszkis, choćby w książce "Postkomunizm". W ślad za tymi impulsami w Polsce zaczęła kiełkować idea, którą po latach urzeczywistnił okrągły stół. A jego głównym architektem był, oczywiście, generał Kiszczak. Michał Gryczyński