Kogo uczci Kwaśniewski?
Aleksander Kwaśniewski w poniedziałek weźmie udział w obchodach 60. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem w Moskwie. Prezydent decyzji już nie zmieni, ale można się zastanawiać nad jej słusznością.
Są na świecie miejsca znacznie mocniej niż Moskwa związane z ofiarą Polaków podczas II wojny światowej. Tymczasem prezydent Aleksander Kwaśniewski już za trzy dni stanie na trybunie honorowej na moskiewskim Placu Czerwonym...
Miejsce uroczystości jest już ogrodzone i zamknięte. Wstęp na płytę mają tylko ludzie zaufani, za przepustką. Stróże porządku pilnie wodzą wzrokiem za każdym, kto pojawi się w zasięgu wzroku, legitymują, przeganiają z miejsc, które z minuty na minutę stają się strefą zakazaną i jeszcze pomagają wyłapywać bezpańskie psy. Nakaz wywiezienia wszystkich kundli z okolic Kremla wydał hyclom i milicjantom mer Moskwy, Jurij Łużkow.
W śródmieściu remontowane i pacykowane jest dosłownie wszystko. Rosjanki w drelichach malują latarnie, krawężniki, podziemne przejścia metra. Czuć zapach farby olejnej. Ogrodnicy strzygą trawę i sadzą kwiaty. Na głównej ulicy Twerskiej ustawiono kwietne girlandy.
Tylko Władimir Putin będzie miał głos
9 maja prezydent Polski, kraju, którego 6 mln obywateli zginęło podczas II wojny światowej, będzie świętował w Moskwie 60. rocznicę zakończenia tej krwawej rzezi. Będzie świętował nie na Monte Cassino, nie w bohaterskiej Warszawie, nie przy mogiłach Polaków zabitych w Katyniu, lecz w Moskwie, gdzie uczci pamięć Stalina i Berii, odpowiedzialnych za nasze zniewolenie, gdzie odda hołd imperialnej polityce Putina, który marzy o powrocie do dawnej świetności ZSRR.
Dlaczego Aleksander Kwaśniewski nie wziął przykładu z prezydenta USA George'a Busha, który pobyt w Moskwie 9 maja traktuje jedynie jako epizod w podróży europejskiej, a zakończenie wojny będzie tez świętować na Łotwie i w Holandii? Dlaczego nie postąpił tak, jak prezydenci Litwy i Estonii, którzy nie przyjadą do Moskwy, bo nie zapomnieli,że Sowieci okupowali ich kraje do 1991 r.?
Kwaśniewski tłumaczy się, że jego obecność na trybunie może wpłynąć na władze imperium. Władimir Putin ma być jedynym przywódcą, który zabierze głos podczas moskiewskich obchodów. To w końcu jego imperium.
Czy trzeba składać im hołd?
- To obchody jubileuszu stalinizmu - krzyczą rosyjscy demokraci, m.in. Jelena Bonner, wdowa po laureacie Nagrody Nobla, fizyku i dysydencie, Andrieju Sacharowie. Ale większość Rosjan wścieka się na takie określenie. Nie chcą pamiętać o stalinowskich zbrodniach.
A to właśnie państwo Stalina zaatakowało Polskę 17 września 1939 roku, w wyniku zdradzieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow podpisanego 23 sierpnia. Gdy wojsko polskie mężnie walczyło z Niemcami, Armia Czerwona zadała nam cios w plecy. Polskie ziemie wcieliła do ZSRR, a rdzennych mieszkańców wygnała. Według danych NKWD, było to około pół miliona osób. Tysiące Polaków zginęły na zsyłce w Kazachstanie i na Syberii.
W wyniku II wojny światowej Polska straciła 20 proc. terytorium, ludność zmniejszyła się z 35 do 24 mln. Zginęło 6 mln obywateli RP. Reszta znalazła się poza granicami kraju. To bilans zwycięstwa nad faszyzmem, do którego należy dodać także to, że do 1989 roku Polska była krajem zależnym od ZSRR, od imperium, z którego potomkami będzie świętował nasz prezydent.
A czego można spodziewać się po Putinie, który od pięciu lat prowadzi krwawą wojnę w Czeczenii, wtrąca do więzień niewygodnych przeciwników politycznych, likwiduje prywatne firmy, wyznacza wygodnych mu gubernatorów. Czym jeszcze może zaskoczyć przywódca imperium, który upadek Związku Radzieckiego nazwał "największą katastrofą geopolityczną ubiegłego wieku"? A twarze jego ukochanego ZSRR to Józef Stalin i szef NKWD Ławrentij Beria.
Więcej o wizycie prezydenta Kwaśniewskiego w Moskwie w dzisiejszym wydaniu "Super Expressu".
<