KGP: Wprowadzić zakaz zakrywania twarzy i prewencyjne zatrzymania
Prewencyjne zatrzymania i zakaz zakrywania twarzy są wśród rekomendacji, które znalazły się w policyjnym raporcie z wydarzeń 11 listopada w stolicy - poinformował we wtorek dziennikarzy szef policji nadinsp. Marek Działoszyński.
KGP skierowała do MSW raport podsumowujący działania 11 listopada, kiedy to w stolicy zabezpieczano szczyt klimatyczny ONZ oraz manifestacje, w tym Marsz Niepodległości. Raport przygotował zespół z KGP, który pracował od 12 do 22 listopada.
Jak powiedział komendant główny policji, wśród rekomendacji zawartych w raporcie jest wprowadzenie zakazu zakrywania twarzy przez uczestników manifestacji oraz danie policji możliwości prewencyjnego zatrzymywania osób potencjalnie stwarzających zagrożenie.
Policyjne przygotowania pod kryptonimem "Klimat", do zabezpieczenia szczytu oraz licznych zgromadzeń publicznych, rozpoczęły się 2 listopada. W centrum dowodzenia w Legionowie pracowało 147 funkcjonariuszy policji i innych służb, którzy m.in. analizowali zagrożenia. Od 9 listopada w Warszawie było prawie 2,9 tys. policjantów ściągniętych z innych miast oraz 600 żandarmów. Łącznie 11 listopada w stolicy było niemal 6 tys. funkcjonariuszy.
W całym kraju tego dnia odbyły się 554 imprezy, w tym ponad 50 zgromadzeń publicznych. Zabezpieczało je 13,5 tys. policjantów.
11 listopada doszło do ulicznych burd
Odnosząc się do Marszu Niepodległości w stolicy, kiedy - podobnie jak w latach ubiegłych - doszło do ulicznych burd, Działoszyński ocenił, że w tym roku było bezpieczniej niż w latach ubiegłych. Przypomniał, że 12 policjantów zostało poszkodowanych, a dwa radiowozy - uszkodzone. Swoje straty policja oszacowała na 23,8 tys. zł. Działoszyński poinformował, że policja będzie chciała odzyskać te pieniądze na drodze cywilnej. Przypomniał, że skierowano też wniosek o ukaranie organizatora Marszu Niepodległości grzywną.
11 listopada stołeczny ratusz na żądanie policji rozwiązał marsz, ale mimo to był on kontynuowany. Podczas zajść spłonęła kabina wartownicza przy ambasadzie Rosji, a nieustaleni dotąd sprawcy wrzucili kamienie i race na teren placówki. Podpalono także instalację artystyczną "Tęcza" na pl. Zbawiciela.
Policjanci interweniujący na ulicach Warszawy wystrzelili 212 nabojów gumowych i 32 hukowe, użyli też kilkudziesięciu granatów hukowych i z gazem. Zatrzymano 74 osoby, z czego 72 bezpośrednio w związku z marszem.
Pierwsze interwencje policji miały miejsce przy squatach
Szef policji przypomniał, że w ostatnim roku zmieniały się przepisy o zgromadzeniach, wprowadzono m.in. zakaz kontrmanifestacji. To - mówił Działoszyński - pozwoliło policji zastosować w tym roku inną taktykę. Ocenił, że dzięki temu było mniej incydentów oraz mniejsze straty materialne. "Pierwszy raz doprowadziliśmy do sytuacji, w której Marsz Niepodległości nie miał przeciwników, którzy w tym samym czasie manifestowaliby inne poglądy" - powiedział Działoszyński.
11 listopada pierwsze interwencje policji miały miejsce przy squatach na ul. ks. Skorupki i Wilczej. Po godz. 13, jeszcze przed Marszem Niepodległości, skierowano tam zespół antykonfliktowy z komendy stołecznej. Ok. godz. 14.30 organizator marszu został poinformowany, że może dojść do zakłóceń porządku. O godz. 15.36 grupa chuliganów odłączyła się od Marszu Niepodległości i skierowała się w stronę squatów. O godz. 15.44 skierowano tam oddziały prewencji. W tym rejonie zatrzymano 13 osób, które zakłócały porządek.
Informację o podpaleniu "Tęczy" policja dostała ok. godz. 16.30. Gdy funkcjonariusze pojawili się na miejscu - jak powiedział Działoszyński - nie było potrzeby interwencji.
"To nie policja wywołuje te incydenty"
Informacja o rzucaniu petard, rac i kamieni na teren ambasady Rosji dotarła do policji ok. godz. 16.50. W zabezpieczenie ambasady i obiektów rządowych od ul. Belwederskiej i Al. Ujazdowskich zaangażowanych było ok. 700 policjantów. Działoszyński ocenił, że przewodniczący manifestacji utracił kontrolę nad zgromadzeniem.
Szef policji poinformował, że w tym roku rosyjska ambasada nie wnioskowała, za pośrednictwem MSZ, do policji o zabezpieczenie okolicy tej placówki barierami. Dodał, że były uzgodnienia z sekretarzem ambasady, że policjanci nie mogą być wprowadzeni na teren ambasady.
Zdaniem Działoszyńskiego sprawozdanie z kontroli pokazuje, że nie ma potrzeby podejmowania decyzji personalnych. - Na świecie dochodzi do różnego rodzaju incydentów mimo sprawnej policji. To nie policja wywołuje te incydenty i to nie policja ma ponieść - przede wszystkim czy jako jedyna - odpowiedzialność - mówił.