Język obłożony podatkiem
Jego wiedzę o patologiach okresu transformacji uhonorowali nawet scenarzyści serialu "Ekstradycja". Wolność słowa w Polsce kosztowała mnie, jak dotąd, około 40 tys. zł - stwierdza dziś gorzko prof. Andrzej Zybertowicz.
Nazwisko Zybertowicz nosiły dwie postaci tego kultowego serialu z lat 90. Obie stały po jasnej stronie mocy. Kamil Zybertowicz z UOP był partnerem nieprzekupnego komisarza Halskiego, a jego ojciec, "filozof Zybertowicz", wspierał uczciwych stróżów prawa swą wiedzą i doświadczeniem.
Prawdziwy, 56-letni dziś profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Andrzej Zybertowicz, socjolog badający ukryte czynniki transformacji ustrojowej, był od czasów studenckich związany z toruńską uczelnią. Dyrektor tamtejszego Instytutu Socjologii (1998-2006). Doradca ds. bezpieczeństwa państwa premiera Kaczyńskiego (druga połowa 2007), od stycznia 2008 doradza prezydentowi RP.
Układ czuwa
W listopadzie 2006 roku u władzy było PiS. Wiedza o zakulisowych aspektach polskich przemian i łatwość obcowania z mediami sprawiały, że toruńskiego socjologa chętnie widziano w programach telewizyjnych, często proszono o wywiady albo skomentowanie bulwersujących wydarzeń.
W wyemitowanej 16 listopada 2006 roku "Misji Specjalnej", poświęconej Solorzowi-Żakowi, twórcy i właścicielowi telewizji Polsat, Andrzej Zybertowicz wskazywał na powiązania biznesmena ze środowiskiem tajnych służb PRL. Natomiast w 46. numerze "Polityki" z listopada 2006 ukazał się wywiad z toruńskim naukowcem zatytułowany "Układ czuwa". W rozmowie z Ewą Winnicką Zybertowicz, na przykładzie głośnej wówczas sprawy "taśm Renaty Beger", przedstawił możliwą mechanikę działania nieformalnych AntyRozwojowych Grup Interesu (ARGI), ilustrując tę rekonstrukcję m.in. nazwiskiem Milana Suboticia, którego współpraca z wojskowymi służbami PRL była już wówczas faktem powszechnie znanym.
W rok później Zybertowicz miał już trzy procesy o zniesławienie i naruszenie czci. Powodami, jak się łatwo domyślić, byli właściciel Polsatu Zygmunt Solorz-Żak, zastępca dyrektora programowego TVN Milan Subotić oraz... Adam Michnik.
Z Michnikiem było tak
W programie o lustracji dziennikarzy na antenie TVN24, między Zybertowiczem a Sewerynem Blumsztajnem doszło do znamiennej wymiany zdań. Wyrażając swój sprzeciw wobec ewentualnej dostępności poesbeckich archiwów publicysta "Gazety Wyborczej" powiedział: "(...) tam są moje akta, bo w odróżnieniu od profesora Zybertowicza, byłem w opozycji, a on się jakoś na to nie załapał".
Socjolog ripostował: "Redaktorze Blumsztajn, pan mówi rzeczy, o których pan nie ma pojęcia. Gdybym miał michniczyć, to bym musiał przypominać, że w areszcie w Toruniu siedziałem w '82 roku kilka miesięcy, ale ja nigdy w życiu nie michniczyłem, i nie wycierałem sobie buzi moją dysydencką przeszłością". Na co Blumsztajn: "Panie profesorze, jakoś czytałem różne rzeczy na pana temat, tego nigdy nie było". Zybertowicz: "No widzi pan...".
Zaatakowany ad personam przez osobę bliską długoletniemu naczelnemu "Gazety Wyborczej", Zybertowicz w tekście "Żurnaliści pod wpływem autohipnozy" ("Rzeczpospolita", z 14 marca 2007) odtworzył dla celów poglądowych metodę polemiczną stosowaną przez środowisko Agory. Na czym, w rozumieniu socjologa, ona polegała, dobrze ilustruje właśnie jego rozmowa z Blumsztajnem. Warto o tym pamiętać, bo autor "Z dziejów honoru w Polsce" pozwał Zybertowicza za jedno, wyrwane z kontekstu zdanie: "Adam Michnik wielokrotnie powtarzał: ja tyle lat siedziałem w więzieniu, to teraz mam rację". Sąd przychylił się do opinii zgłoszonego przez stronę pozywającą eksperta, który stwierdził, że inkryminowane zdanie było cytatem ze słów Michnika, nie zaś parafrazą stylu myślenia powoda. Natomiast kilkadziesiąt przedłożonych przez pozwanego wypowiedzi, w których naczelny "Wyborczej" przywołuje swoją więzienną przeszłość, sąd odrzucił.
Cztery procesy Zybertowicza
W roku 2008 Michnik znów oskarżył Zybertowicza o zniesławienie, tym razem za ekspresyjną frazę, którą naukowiec z UMK (też na łamach "Rzeczpospolitej") skomentował swoją ówczesną sytuację procesową: "To ciekawe, kto mnie dotychczas pozwał do sądu: dwóch agentów i jeden ich zaciekły obrońca". To wystarczyło.
O właścicielu Polsatu Andrzej Zybertowicz wypowiedział się znacznie dosadniej. Ale mimo że zamiast ze służbami cywilnymi przypisał mu kontakty z wojskowymi, mimo że na zjeździe socjologicznym wygłosił, a później opublikował (2008) obszerną analizę "Przemoc "układu". O peerelowskich korzeniach sieci biznesowej Zygmunta Solorza", to tę sprawę można było po twardych negocjacjach między pełnomocnikami stron zakończyć bezkosztową ugodą. Zybertowicz przeprosił tylko za "niepotwierdzoną" tezę o związkach ze służbami wojska i wyraził ubolewanie, a Solorz oświadczył, że przeprosiny przyjmuje. Być może, względna ustępliwość skarżącego została podyktowana strategią biznesową, zwłaszcza wobec trwającego sporu Solorza z Vivendi o akcje Ery.
Pozostałe trzy sprawy toruński socjolog przegrał prawomocnie we wszystkich instancjach.
- Trzy razy po 10 tys. zł na zakład dla niewidomych w Laskach, ogłoszenie z przeprosinami, opłaty sądowe, opłaty i honoraria adwokackie. Wolność słowa w Polsce kosztowała mnie, jak dotąd, około 40 tys. zł. Nie licząc wydatków na podróże, straty czasu, zaabsorbowania uwagi - stwierdza gorzko prof. Zybertowicz.
Do tego dochodzą koszty niewymierne: czas i wysiłek potrzebny na lekturę pism przedprocesowych, pozwów, na szykowanie odpowiedzi czy przygotowywanie linii obrony.
- Traktuję to jako walkę o te same wartości, za które w 1982 roku spędziłem trochę czasu w toruńskim areszcie - wyjaśnia Zybertowicz.
W sprawie z Suboticiem wniosek o kasację do Sądu Najwyższego nie został przyjęty z powodów formalnych. Wtedy socjolog zwrócił się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, skąd w styczniu br. dostał potwierdzenie przyjęcia swej skargi.
- Kasacja wyroku w pierwszym procesie z Michnikiem została przyjęta do rozpatrzenia i pod koniec lutego br. odrzucona. Czekam na uzasadnienie, a potem kieruję drugi wniosek do Strasburga - mówi Zybertowicz. - Procesowanie się z własnym krajem zupełnie mi nie odpowiada, ale nie mam innego wyjścia, bo przyjęty przez nasze sądy sposób postępowania stanowi zagrożenie dla wolności słowa.
Waldemar Żyszkiewicz