Jest taki dzień...
Gdy na niebie pojawia się pierwsza gwiazda, odświętnie ubrani zasiadamy do wigilijnego stołu. Na co dzień dalecy od tradycji, tego wyjątkowego dnia pilnujemy, by wszystko było tak jak zawsze.
Jak co roku wsuwamy sianko pod śnieżnobiały obrus, a między gęsto ustawionymi półmiskami robimy miejsce na puste nakrycie dla spóźnionego wędrowca. Z rąk do rąk krąży opłatek, jak cicho szeptana nadzieja, że teraz spełnią się nasze najskrytsze pragnienia, a Bóg wysłucha wszystkich próśb, nawet tych niewypowiedzianych. Przynajmniej na chwilę próbujemy zapomnieć o tym, co nas różni, łapczywie szukamy zgody i zbieramy okruchy serdeczności. "Zdrowia, szczęścia, pomyślności...".
"Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy,
dzień, zwykły dzień,
kiedy gasną wszystkie spory..."
W tej opowieści nie ma ani jednego polityka, za to roi się od zwykłych ludzi - synów, ojców, żon czy sióstr. Znamy ich, bo noszą nazwiska z pierwszych stron gazet, ale dziś - inaczej niż przez pozostałe dni w roku - nie liczy się ich partyjna przynależność, zgłoszone projekty ustaw czy kolejna nieposklejana koalicja. Zaprosili nas do swego wigilijnego stołu, bo właśnie przy nim wszystko nabiera właściwego znaczenia. Choćby tylko jeden raz w roku.
Kiedy zaczynają się święta, polityk staje się normalnym człowiekiem - mówi Krzysztof Cugowski. - Cieszę się, że mogę być z najbliższymi, we własnym domu. Wiele lat temu dane mi było spędzać Boże Narodzenie za granicą i choć miałem przy sobie przyjaciół, to nigdy nie chciałbym już tego powtórzyć.
W takim muzycznym domu jak jego, nie może zabraknąć w tych dniach kolęd, już nawet najmłodszy Krzyś włączył się do wspólnego kolędowania - śpiewa i gra na pianinie. Grają i śpiewają też starsi synowie, na co dzień zawodowi muzycy. Nie są to jednak nigdy rockowe aranżacje. - Jestem zdania, że w domu kolędy powinno się śpiewać po bożemu - mówi senior rodu Cugowskich.
Jolanta Szczypińska mogłaby słuchać kolęd i pastorałek właściwie cały rok, więc rozbrzmiewają u niej nawet w lecie. Swego czasu tabloidy sugerowały jej zażyłość z premierem, a kilka dni temu napisały nawet, że spędzą razem święta. - Jak co roku siądę do wigilii tylko z mamą i bratem - mówi "Angorze". - Mama pięknie śpiewa, zna wszystkie zwrotki kolęd, więc ja bardzo chętnie słucham. Będę duchowo łączyć się z przyjaciółmi.
Nie będzie za to tracić wielu godzin w kuchni, bo w dzisiejszych czasach - uważa - jest wiele smacznych gotowych potraw, a i przyjaciele podrzucą zwykle jakąś rybę czy kawałek świątecznego ciasta. O wiele ważniejsze w tych dniach jest dla Jolanty Szczypińskiej przeżycie duchowe: - Boże Narodzenie, fakt narodzenia Chrystusa - jako katoliczka przeżywam to bardzo głęboko. Niestety, święta stają się dla wielu osób coraz częściej wydarzeniem głównie komercyjnym.
W podobnym duchu myśli Roman Giertych: - Wigilia to wielkie przeżycie religijne i narodowe. To kwintesencja polskości.
"Jest taki dzień, w którym
radość wita wszystkich,
Dzień, który już każdy z nas
zna od kołyski..."
W domach wśród pachnących gałązek choinki błyszczą w wigilijny wieczór setki małych, kolorowych światełek. Niecierpliwie rozświetlamy domowe drzewka nawet wtedy, gdy na dworze jest jeszcze jasno, próbując choćby w ten sposób o parę chwil przedłużyć niezwykłe świąteczne wzruszenia.
Jacek Kurski co roku wybiera z synem świąteczne drzewko. Choć Zdziś ma już piętnaście lat, jest to wciąż - jak mówią - ich męski rytuał, wręcz misterium. Potrafią przejść rodzinny Gdańsk wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu najpiękniejszej choinki. Chodź, pójdziemy jeszcze w inne miejsce - mówi jeden do drugiego i już obaj Kurscy wędrują w najodleglejszy zakątek miasta. Gdy wreszcie dotrą do domu z upatrzonym drzewkiem, jest pora na wspólne wieszanie ozdób i lampek - to tradycyjnie w wielu rodzinach zadanie dla najmłodszych. Marysia, córka Romana Giertycha ma już prawie 6 lat i w tym roku po raz pierwszy na pewno pomoże tacie.
Marysia Olejniczak będzie się tylko przyglądać, bo dopiero niedawno skończyła 9 miesięcy, i przy ubieraniu choinki wyręczy ją starszy brat.
Jerzy Szmajdziński ma już nastoletniego syna i córkę, ale nawet oni nie wymigują się od tego świątecznego obowiązku - kilka dni przed Wigilią wspólnie z dziećmi idzie kupić choinkę, a potem razem wybierają z domowych zapasów najpiękniejsze łańcuchy i bombki.
Joanna Senyszyn lubi patrzeć przez okno, jak lampki migocą na choince w ogródku.
- W naszym domu jest bardzo ciepło i drzewko szybko straciłoby igły, a poza tym, jesteśmy z mężem zdania, że nie należy wycinać choinek z lasów. Do wazonu wstawiliśmy jedynie kilka gałęzi, dzięki czemu w domu jest zawsze piękny, świąteczny zapach.
Tak czy inaczej, bez choinki trudno wyobrazić sobie wigilijne spotkanie. W końcu gdzie, jak nie pod kłującymi gałązkami mają leżeć wszystkie prezenty zamówione wcześniej u Mikołaja. Syn Wojciecha Olejniczaka napisał list do Świętego Mikołaja, nie tylko we własnym imieniu, ale i malutkiej siostrzyczki. Jak mówi ich tata, "Mikołaja", który przynosi w Wigilię prezenty, "trzeba co roku wymieniać", bo dzieci już zaczynają rozpoznawać, że to ktoś z rodziny ukrywa się pod długim czerwonym płaszczem i dziwną białą brodą. Żona Marka Borowskiego poradziła sobie z tym problemem nowocześnie. Trójkę wnuków już kolejny rok odwiedza "najprawdziwszy" Mikołaj, zamówiony przez pomysłową babcię w internecie. Ani dziadek, ani tata nie muszą więc zmieniać głosu, czy pamiętać o zdjęciu obrączki i znanego dzieciom zegarka.
Wnuki Renaty Beger wciąż wierzą w Świętego Mikołaja, ale list do niego pisze w ich imieniu pani ze sklepu z zabawkami: - Kiedy trzy lata temu stwierdziłam, że mam ogromne problemy z zakupem prezentów, bo dzieci mają różne marzenia, o których ja często nie wiem, wymyśliłam, że będę razem z nimi chodzić do sklepu. Wnuki wybierają wymarzone zabawki, a pani mówi, że wyśle list w ich imieniu. Któregoś razu powiedziała: "Wyślę, ale Gwiazdor zawsze podkreśla, że jest jeden warunek, który musicie spełnić - trzeba być grzecznym". Na co moja wnuczka mówi do swojego młodszego braciszka: "Bartuś, to się da załatwić, prawda?".
Roman Giertych za nic w świecie nie zdradzi bez zgody żony, co dostaną w tym roku jego córeczki, ale zapewnia, że dwa tygodnie przed świętami wszystko już było gotowe. Sandra Lewandowska szykuje teraz paczki dla ubogich dzieci z Opolszczyzny, ale nie zapomniała o prezentach dla rodziny - chce, żeby były przemyślane, bo tylko takie - jej zdaniem - sprawiają bliskim radość. Piotr Misztal dopiero co wrócił z egzotycznej podróży do Dubaju, gdzie wraz z narzeczoną wypoczywali w najdroższym hotelu na świecie - Burj Al Arab. Najtańszy, kilkusetmetrowy apartament kosztuje 1400 dolarów za dobę, a oprócz wielu innych atrakcji mieli do dyspozycji własnego lokaja, który o każdej porze dnia i nocy serwował im ulubione owoce morza. - Ładnie było, ale trochę nudno - skonstatował po powrocie Misztal, i z tym większą ochotą rzucił się w wir przedświątecznych przygotowań. To będzie pierwsza Wigilia u niego w domu, przez ostatnie 15 lat spędzał bowiem święta w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszka jego mama. To z jej pomocy korzysta teraz, przy okazji szykowania prezentu dla narzeczonej. Pod choinką pani Renata znajdzie kupiony w Ameryce złoty pierścionek z trzykaratowym brylantem. Dla siebie Misztal sam będzie Mikołajem, wprawdzie spóźnionym, ale za to wyjątkowo szczodrym. Ze Stanów, gdzie lecą tuż po świętach, chce sprowadzić Ferrari F430. W jakim kolorze? - Oczywiście, że czerwonym. Na dodatek będzie to jedyne takie auto w Polsce.
Żona Jacka Kurskiego nie wierzy w Gwiazdora, jak w ich domu nazywa się brodatego świętego, dlatego sama kupuje sobie prezent, który potem dostanie "od męża" 24 grudnia.
Na szczęście większości osób nie mija z wiekiem wiara w cudownego darczyńcę podróżującego zaprzęgiem z reniferów. - A kto, jak nie Święty Mikołaj kładzie mi te wszystkie paczki pod choinką? - mówi z pełnym przekonaniem Jarosław Wałęsa.
"Jest taki dzień
tylko jeden raz do roku,
Dzień, zwykły dzień,
który liczy się od zmroku..."
Janowi Buremu szczególnie zapadła w pamięć Wigilia sprzed trzech lat. To miały być pierwsze święta spędzone we własnym, nowo wybudowanym domu w Rzeszowie. - Chciałem się pochwalić, zaprosiliśmy moich rodziców i teściową. Po uroczystej kolacji postanowiłem zrobić przed domem imponujący pokaz sztucznych ogni. Większość - jak należy - leciała w górę, ale jeden niespodziewanie zakręcił i spadł na taras. Na dopiero co pomalowanych ścianach zostawił po sobie solidną smugę czarnej sadzy. Ale mi się wtedy od wszystkich oberwało! Już do końca świąt miałem piekło, że mało brakowało, a spaliłbym nasz nowy dom.
W domu Wałęsów do kolacji wigilijnej siada ponad dwadzieścia osób - ośmioro dzieci Lecha i Danuty, z których część ma już swoje rodziny, i spora gromadka wnucząt. W tak licznej rodzinie świąteczne przygotowania ruszają już nawet miesiąc wcześniej, bo choćby po to, by ulepić odpowiednią liczbę pierogów, potrzebny jest dokładny plan działania: - Dzieciaki biegają, chaos kompletny, anarchia - Jarosław ze śmiechem opisuje przedświąteczne zamieszanie. Przyznaje, że po kilku latach spędzonych w Ameryce bez rodziny musiał się do tego tłoku i hałasu ponownie przyzwyczajać.
Podobnie jest u Bronisława Komorowskiego, bo trzeba skoordynować harmonogram dnia pracujących, studiujących i wreszcie uczących się w szkole licznych członków rodziny (pięciorga większych i mniejszych dzieci oraz rodziców). Kiedy już wszyscy zejdą się w domu, gotowanie, siekanie i ucieranie trwa do późnej nocy. - Wydaje mi się, że dzisiaj większe znaczenie ma właśnie fakt, że możemy być wszyscy razem, a nie to, że musimy coś zrobić. To jest właściwie tylko pretekst, by spędzić wreszcie czas ze sobą. Możemy wspominać, pojawiają się nowe tematy, siedzimy przy jednym stole, każdy coś robi, obiera, kroi... I rozmawiamy.
Wojciech Olejniczak nie ma tylu braci i sióstr, ale za to jego tata ma czworo rodzeństwa. W jego rodzinnym domu spotka się na wigilii trzydzieści osób. - To będą pierwsze święta bez dziadka, który zawsze - jako głowa rodziny - składał wszystkim świąteczne życzenia - mówi z zadumą Olejniczak. Na pewno będziemy go wspominać. Ale to będzie też wieczór radości, bo w tym roku nasza rodzina powiększyła się o dwie osoby - przyszła na świat moja córeczka i urodził się syn mojej ciotecznej siostry.
Tak jest w wielu domach tego dnia. W Wigilię radość miesza się ze wzruszeniem, nikt nie wstydzi się łez, które jakoś tak same cisną się do oczu. Czasem wystarczy spojrzeć na puste miejsce przy stole, usłyszeć ulubioną kolędę czy poczuć zapach makowca, który nagle skojarzył się z kimś, kogo nie ma. - Nie ma takiej wigilii, żebym nie płakała, wyznaje szczerze Jolanta Szczypińska. - Łzy same lecą, szczególnie gdy już zapada zmierzch, zaczynają rozbrzmiewać pierwsze kolędy. Wspominamy, jak było kiedyś i tęsknimy do osób, do zapachów.
- Myślę, że dla wielu osób święta są smutne - potwierdza Stefan Niesiołowski. - Pewnie tak czują wszyscy ludzie w moim wieku. Tata nie żyje, mama ledwo nas z bratem poznaje. Nie ma wielu ludzi. Córka wyszła za mąż, więc idzie do teściów i święta to już nie to, co kiedyś. Wyrosłem w wielkiej biedzie, wieczerza była bardzo skromna, pomarańcze jedliśmy raz w roku, ale w pewnym sensie wszystko było o wiele radośniejsze niż teraz.
Bywają Wigilie, które zapadają głęboko w serce. Po nich już nigdy nie wraca beztroska radość dzieciństwa, gdy trudno było zrozumieć, czemu w taki wesoły dzień do babcinego barszczu ukradkiem wpadają łzy.
- Była taka Wigilia, która zmieniła wszystko. Nie tylko to, jak przeżywam święta, ale też w ogóle moje życie - mówi powoli Renata Beger i dodaje dużo ciszej: - W Wigilię zmarła moja mama.
"Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem,
Dzień, piękny dzień, dziś nam rok go składa w darze"
Wreszcie, wraz z zapadającym zmrokiem, nadchodzi pora ostatnich powrotów, mężczyźni poprawiają krawaty, maluchy wypatrują w oknach pierwszej gwiazdki, a panie domu kolejny raz upewniają się, że barszcz nie potrzebuje już żadnych przypraw.
- Wszystko jest wtedy takie wyciszone - opowiada Jerzy Szmajdziński. - Od rana czuje się atmosferę oczekiwania na życzenia, prezenty, na tę wspólnotę, której brakuje nam bardzo na co dzień.
Sandra Lewandowska zapala świece i kładzie opłatek na pamiątkowym talerzyku, który jest w jej rodzinie od dziesięcioleci. Jak co roku, spędzi te święta z rodzicami, u babci na wsi.
Jarosław Wałęsa czyta fragment z Biblii. To z jego ust rodzina co roku słyszy historię Marii z Nazaretu, dla której zabrakło miejsca w gospodzie:
(...) Nie bójcie się. Ogłaszam wam wielką, radosną nowinę: Dzisiaj w Betlejem przyszedł na świat Zbawiciel. Rozpoznacie Go w Dzieciątku owiniętym w pieluszki i leżącym w żłobie. (Ewangelia według Świętego Łukasza, 2,1-12)
- To ciekawe, ale wciąż nie mogę dojść, kto to czytał, gdy przez parę lat nie było mnie w kraju. Może w tym roku będzie już to robić któreś z wnucząt? - zastanawia się Jarosław parę dni przed uroczystą wieczerzą.
Przy opłatku przychodzi pora na życzenia: - Żeby był spokój, żeby jak najmniej ludzi chorowało - wylicza Renata Beger. - Chciałabym mieć też zaczarowaną różdżkę, dzięki której mogłabym ludziom pomagać bardziej niż jest to w mojej ludzkiej mocy.
- Każdy ma w takiej chwili jakieś marzenia - zgadza się Jolanta Szczypińska, ale jakie to pragnienia, nie mówi.
- Składając życzenia, staram się zawsze przekazać moim braciom czy siostrom jakieś przesłanie. Czasami rodzi to nawet jakieś konflikty, ale myślę że oni wiedzą, że mam dobre intencje - opowiada Jarosław Wałęsa.
- Czego mi życzyć? - zastanawia się Piotr Misztal. - Tak jak wszystkim, żeby nikt nie był chory. Mam też marzenia związane z firmą, z biznesem.
Po życzeniach, które w wielopokoleniowych rodzinach składa się nawet i godzinę, wszyscy wygłodniali siadają wreszcie do stołu. Musi się na nim znaleźć tradycyjnie 12 potraw, ale jakich konkretnie, o tym decyduje już regionalny obyczaj. Nie każdy, jak się okazuje, je podczas wigilii barszcz z uszkami czy zupę grzybową.
- Gdy byłam małą dziewczynką, to babcia Weronika Bublewicz robiła pochodzącą z kresów zupę makową z kulkami drożdżowymi, to były takie minibułeczki, które wrzucało się do zupy - opowiada Beata Bublewicz. - Nie wyobrażam sobie świąt bez maku, a moja teściowa robi wyśmienite makowce. Zawsze odkłada dla mnie porcję nadzienia, bo lubię jeść sam mak z bakaliami.
Jarosław Wałęsa jest, jak sam mówi, wielkim fanem barszczu, a także pierogów z kapustą i grzybami: - Na tym mógłbym żyć przez wiele dni, ale jak nakazuje zwyczaj, próbuję wszystkiego. Podobnie Jacek Kurski: - Najbardziej lubię barszcz z uszkami, nie lubię karpia, bo te ości doprowadzają mnie do szału - mówi z udawaną irytacją. - Próbuję zawsze trochę karpia, ale szybko przerzucam się na dorsza po grecku i śledzia. Dobry śledź jest lepszy niż najdroższa ryba świata.
Jerzy Szmajdziński do ulubionych świątecznych dań zalicza łazanki z makiem, choć przyznaje, że z chęcią sięga po każdą potrawę: - Nie lubię dużo jeść, ale lubię zjeść dobrze, a dania wigilijne są bardzo smaczne.
- W moim domu łączy się teraz tradycja regionu przemyskiego, skąd pochodzę, z tradycją Małopolski, skąd jest moja żona - opowiada Jan Bury. - To są nie tylko inne obyczaje, ale także inne smaki. U mnie w domu rodzinnym jadało się na wigilię zupę krem z grochu, a u żony - barszcz. Moja mama robi na wigilię gołąbki z ryżem lub kaszą gryczaną, a teściowa lepi pierogi ze śliwkami. Pyszna sałatka z ziemniaków z cebulą i olejem konopnym jest w Małopolsce w ogóle nieznana. I tak na naszym stole spotykają się różne kuchnie - część potraw przywożę od mamy, inne szykuje teściowa, a pozostałe robimy razem z żoną.
Sandra Lewandowska jedzie na wigilię do babci, by raz w roku przypomnieć sobie zapomniane smaki z dzieciństwa: - Najbardziej lubię karpia w galarecie, uwielbiam kompot z suszonych owoców i przepyszną zupę grzybową z kluseczkami własnej roboty, którą robi moja babcia. Czekam potem cały rok, żeby tę zupę znów zjeść.
Renata Beger nie odmówi sobie świątecznych ciast, bo - jak sama przyznaje - wszyscy w rodzinie wiedzą, że jest łasuchem. - Gdy pracuję w Sejmie, zawsze ubolewają, że nie mogą mnie kontrolować.
Koło północy nieliczni spróbują nawiązać dialog z czworonogami. Stefan Niesiołowski jest w tej kwestii dość sceptyczny: - To udało się jak do tej pory jedynie profesorowi Konradowi Lorenzowi, który rozmawiał z gęsiami i został nawet laureatem Nagrody Nobla. Ja nie będę próbował.
Joanna Senyszyn przyznaje, że zawsze z mężem słuchają swoich dwóch mastifów neapolitańskich, jak i kilku kotów, które od dawna dokarmiają: - Co roku nasze zwierzaki mówią nam miłe rzeczy, że są zadowolone i nas kochają, bo o nie dbamy. Nie mamy powodów, by im nie wierzyć.
Nie wszyscy z takim entuzjazmem podchodzą do tych świątecznych konwersacji: - Mam czasem dosyć rozmów z niektórymi ludźmi, więc ze zwierzętami nie będę próbował - zastrzega Roman Giertych.
W tym czasie wybierze się raczej na pasterkę, tak samo jak Wałęsowie, Jolanta Szczypińska czy Sandra Lewandowska.
Niektórzy spakują jeszcze walizki, by w drugi dzień świąt wyruszyć całą rodziną na świąteczo-noworoczny wypoczynek. Wielce prawdopodobne, że Wojciech Olejniczak i Jarosław Kurski wpadną na siebie gdzieś w Szczyrku, gdzie obaj chcą jeździć na nartach i wznosić sylwestrowe toasty. Jerzy Szmajdziński obiecał sobie, że znajdzie w końcu czas, by nadrobić zaległe książkowe lektury. - Poza tym syn przygotowuje się do matury, córka do egzaminu do liceum, więc pewnie będą to święta pod znakiem pracy i myślenia o tym, co czeka nas w przyszłym roku.
"Niebo ziemi, niebu ziemia
Wszyscy wszystkim ślą życzenia.
A gdy wszyscy usną wreszcie,
Noc igliwia zapach niesie...
Agnieszka Laskowska
Tytuł i śródtytuły są cytatami z piosenki zespołu Czerwone Gitary, "Dzień jeden w roku".