Jaskiernia baronem SLD
Znów zrobiło się głośno o Jerzym Jaskierni. Dziś wygrał walkę o fotel szefa świętokrzyskiego Sojuszu z senatorem Jerzym Suchańskim i lokalnym działaczem Robertem Siejką.
Na Jaskiernię głosowało 102 spośród 185 uczestników regionalnej konwencji wyborczej w Kielcach. Były przewodniczący Klubu Parlamentarnego SLD pokonał w wyborach senatora Jerzego Suchańskiego, który otrzymał 46 głosów i byłego kieleckiego lidera Sojuszu Roberta Siejkę, który uzyskał poparcie 35 osób.
Sam Jaskiernia, który ma chrapkę na stanowisko w Parlamencie Europejskim nie widzi nic drożnego w kandydowaniu na stanowisko świętokrzyskiego "barona". Wcześniej piastował stanowisko szefa klubu SLD. Zastąpił go dotychczasowy szef MSWiA, Krzysztof Janik.
O takich ludziach można powiedzieć krótko - urodził się i działał w PZPR. U schyłku PRL jego upór i oddanie zostały docenione, władze mianowały go sekretarzem generalnym PRON, gdzie spotykał się z prominentnymi działaczami, m.in. z generałem Jaruzelskim.
Tej kariery nie przerwał upadek komunizmu i znów Jaskiernia, choć już pod odnowionym szyldem partii miał okazję, by się wykazać ślepym oddaniem dla przywódców.
W maju 1995 roku ostatecznie pogrzebał śledztwo w sprawie tzw. moskiewskich pieniędzy, czyli oskarżeń wobec Millera o przyjęcie ponad miliona dolarów łapówki od KPZR dla PZPR. Jako minister sprawiedliwości doprowadził też do odwołania warszawskich prokuratorów, którzy za bardzo interesowali się Aleksandrem Kwaśniewskim. Jeden z nich chciał sprawdzić, czy prezydent skłamał utrzymując, że ma dyplom magistra.
Teraz jednak Jaskiernię pogrąża afera z ustawą o grach losowych. Prokuratura wprawdzie Jaskierni po sądach ciągać nie będzie, ale zastanawia fakt, że pan poseł tą ustawą jak żadną inną interesował się już 1999 roku. Wtedy to z trybuny sejmowej lansował tezę, że salony gier zakładane nawet w bardzo niewielkich miejscowościach staną się centrami promieniowania kultury na polskiej prowincji.
Sam Jaskiernia ma swoja teorię dlaczego, choć jest niewinny, nad jego głową zbierają się czarne chmury. - Ja nigdy w życiu nie poddawałem się nagonce. Ja nigdy w życiu się nie poddawałem intrygom pałacowym i jeśli ktoś uważa, że ja pod wpływem intryg pałacowych czy tej bezczelnej nagonki będę jakieś decyzje podejmował: nie - wyjaśnia.
INTERIA.PL/RMF/PAP