Janusz Korwin-Mikke: Zielono nam
Jak widzę jakiegoś "zielonego" (co, na szczęście, zdarza mi się rzadko) to wiem, że jest to albo świr - albo całkiem rozsądny facet, który wraz z gronem świrów przywiązuje się do drzewa, a jak budowniczowie szosy dadzą mu od $100 000 do $500 000 (takie są w Polsce stawki), to odwiązuje się - i idzie na piwo, bo ma za co.
Generalnie "zielonych" uważam za coś podobnego do wegetarian, feministek, demokratów, zoofilów, homosiów i innych takich - często sympatycznych, ale mocno świrniętych - ludzi.
Od razu wyjaśniam: ja się naprawdę z nikogo nie wyśmiewam! Ja dobrotliwie i z życzliwością. Jeśli bowiem dobry Pan Bóg zrobił wegetariankę i zoofila - to widocznie jakiś powód miał. Co do wegetarianki - to wiem z doświadczenia, że może być bardzo miła i przydatna mężczyźnie. Zoofil zaś - to człowiek ciężko pracujący dla dobra nauki. Jak bowiem wiadomo, hipotezy naukowe trzeba sprawdzać doświadczalnie.
Jest w nauce taka hipoteza, że rozmaite gatunki się ze sobą nie krzyżują. Taki zoofil więc pracowicie sprawdza, czy z jego związku z kozą nie urodzi się jakiś Mie-e-e-e-tek - i, oczywiście, nie jest wykluczone, że któregoś dnia jakiś zoofil obali tę teorię, posuwając zoologię mocno do przodu. Jeśli jeszcze przy tej pracy naukowej ma jakąś przyjemność...
Wracając do ekologów: gdy ekologowie protestują, zazwyczaj wzruszam ramionami albo się wściekam. Gdy coś popiera Komisja Europejska - to mam ochotę dać tym bonzom parę solidnych kopniaków. Gdy w sprawę włącza się osławiony Greenpeace, to mam ochotę wziąć rewolwer - i strzelać. I w czterech wypadkach na pięć sąd by mnie uniewinnił.
Ja, jak widzę pustynię - to chcę ją zmienić w kwitnący ogród - podczas gdy ekologowie koniecznie chcą uratować jakiś rzadki gatunek skorpiona albo żmii błotnej. Zwykłe wariactwo.
Ześwirowanie doszło do tego, że "Forum Miłośników Papug" zażądało ode mnie, bym poparł walkę o zachowanie bagien Rospudy!!! Rozeźlony odpisałem, że kto jak kto, ale miłośnicy papug powinni domagać się, by na miejscu bagien powstało z 10 000 domków jednorodzinnych - a w każdym co najmniej parka papug... Przecież na bagnach suwalskich papugi nie przeżyją!
Zupełne wariactwo!
Uporczywość walki o bagna Rospudy zastanowiła mnie jednak - więc najpierw włączyłem mapę Polski, potem program Google-Earth - i obejrzałem tę dolinę z satelity. Wreszcie pofatygowałem się na półkę po dobry atlas. I, szczerze pisząc, nie rozumiem: po kiego grzyba prowadzi się tę szosę przez bagna, gdy wystarczyłoby poszerzyć i ulepszyć istniejącą drogę przez Raczki - nie dochodząc do samych Raczek, oczywiście...
No tak - ale gdy to się zrobi, przyjdą nowi ekologowie domagający się oszczędzenia rzadkiego gatunku ślimaków gnieżdżących się przy drodze na Raczki. To właśnie powoduje, że ludzie nie traktują ekologów poważnie...
Problem w tym, że szosę wybudować trzeba. W XIX wieku sprawa byłaby prosta: właściciel patentu na budowę szosy dałby się przekonać (budowa na piasku jest tańsza, niż przez bagna!!), w dwa tygodnie sporządziłby nowe plany, a za sześć miesięcy mielibyśmy szosę przez Raczki. Tak, tak! Kolej Wiedeń-Konstantynopol budowano raptem 2 lata!
Dziś jednak postęp jest taki, że samo uzgadnianie z mieszkańcami, Brukselą, Warszawą, powiatem, gminami, województwem i piętnastoma organizacjami ekologów - trwałoby ze siedem lat. Dlatego wcale się nie zdziwię, jeśli jednak tę autostradę przez Rospudę przerzucą. Ptakom ze zwalonych 20 000 drzew nic się nie stanie - przeniosą się na 700 000 nieściętych.
Ale warto by przebadać: (1) kto tę szosę zaplanował akurat przez rezerwat natury - i dlaczego? (2) czemu "ekolodzy" nie protestują przeciwko - też tam biegnącej - kolei? (3) co za idiota urządza w tej sprawie "referendum"? (4) kto ma głosować: bobry, ekolodzy czy ludzie?