Gruzińskie chmury nad ropą dla Polski
Za tydzień na szczycie w Wilnie prezydenci pięciu krajów mają podpisać umowę o stworzeniu międzynarodowej spółki, która zajmie się dostawami kaspijskiej ropy ropociągiem Odessa - Brody - Płock - pisze "Gazeta Wyborcza".
Na międzynarodowej konferencji energetycznej spotkają się w Wilnie prezydenci Litwy, Polski, Ukrainy, Gruzji i Azerbejdżanu oraz nowy minister energetyki Kazachstanu.
Według komunikatu biura prasowego litewskiego prezydenta Valdasa Adamkusa podczas szczytu mają być podpisane dwa porozumienia - o budowie mostu elektroenergetycznego między Polską a Litwą oraz o przedłużeniu do Płocka i Gdańska ukraińskiego ropociągu Odessa - Brody.
Ten ostatni projekt dostał nowy impuls podczas szczytu prezydentów Polski, Litwy, Ukrainy, Gruzji i Azerbejdżanu, który odbył się na początku maja w Krakowie z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego. Zdecydowano tam o powołaniu wspólnej firmy energetycznej, która zajęłaby się transportem kaspijskiej ropy do Europy Zachodniej.
W Krakowie okazało się, że ropociąg z Ukrainy do Polski może napełnić ropa z Azerbejdżanu, która planuje zwiększyć wydobycie surowca z pól na Morzu Kaspijskim. Od tego czasu mówi się raczej o utworzeniu korytarza energetycznego z Baku do Gdańska niż o przedłużeniu ukraińskiego ropociągu do Polski.
W zeszłym tygodniu najpierw w Batumi nad Morzem Czarnym przedstawiciele firm energetycznych z Azerbejdżanu, Gruzji, Litwy, Polski i Ukrainy szykowali powołanie spółki, która przygotuje dokumentację projektu transportu i handlu kaspijską ropą. W środę w gruzińskiej stolicy przedstawiciele rządów tych państw zgodzili się na opracowanie "Porozumienia regulującego współpracę energetyczną", które będzie podpisane na szczycie w Wilnie.
W czwartek zaś państwowy azerski koncern paliwowy Socar ogłosił, że wiosną przyszłego roku wznowi tranzyt swojego surowca przez Gruzję do portu Supsa nad Morzem Czarnym. Stąd właśnie tankowcami można transportować azerską ropę do Odessy i dalej przedłużonym ropociągiem do Polski.
Nieoczekiwanie cieniem na projekcie położył się kryzys polityczny w Gruzji, który zaczął się dokładnie w trakcie narad nad transportem kaspijskiej ropy. Skandal wywołał Irakli Okruaszwili, który do niedawna był jednym z najbliższych sojuszników prozachodniego prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwilego.
INTERIA.PL/PAP