Siedem miesięcy po uroczystościach pogrzebowych śp. Anny Walentynowicz na gdańskim cmentarzu Gdańsk Srebrzysko wciąż nie wiadomo, czy rzeczywiście w grobie rodzinnym spoczęły szczątki Anny "Solidarność". Badania, które miały rozwiać wątpliwości, tylko je pogłębiły - donosi gazeta. "Na miejscu w Moskwie rozpoznałem moją Mamę. Jej twarz była cała. Także rodzina pani Teresy Walewskiej- Przyjałkowskiej [przyjaciółki Anny Walentynowicz] rozpoznała moją Mamę w Moskwie. [...] W dniu 28 lutego br. rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej Zbigniew Rzepa podał na stronie internetowej następującą informację co do przyczyn zgonu mojej Mamy: »Przyczyną zgonu były rozległe obrażenia czaszkowo-mózgowe i obrażenia klatki piersiowej, co koresponduje z wnioskami zawartymi w opiniach wydanych po sekcjach zwłok przeprowadzonych w Moskwie«. Jestem oburzony tą informacją, gdyż głowa mojej Mamy była zachowana w całości. Pamiętam jeszcze wygląd mojej Mamy w Moskwie. Dlatego pytam, co się stało z głową mojej Mamy, dlaczego brakowało jej podczas wykonanej w Polsce sekcji zwłok, a teraz prokuratura czyni z tego argument na rzecz fałszywej tezy o przyczynie śmierci" - napisał w marcowym oświadczeniu br. Janusz Walentynowicz. Miało ono związek z publikacją na stronach internetowych Naczelnej Prokuratury Wojskowej informacji na temat przyczyn śmierci Anny Walentynowicz. Teraz okazało się, że wyniki badań, które otrzymała rodzina Anny Walentynowicz, nie zgadzają się ze stanem faktycznym, czyli wyglądem Anny Walentynowicz za życia i jej ciała w Moskwie. Dlatego rodzina podjęła już kroki prawne, które mają wyjaśnić, na jakim etapie doszło do pomyłki. Według rozmówców "GPC" nie jest wykluczone, że dokumentacja z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu zawiera m.in. nieprawdziwe dane dotyczące badań genetycznych oraz opisu szczątków ekshumowanych z grobu na warszawskich Powązkach, które - według prokuratury - zostały zidentyfikowane jako Anna Walentynowicz.