W stołecznej manifestacji wzięło udział kilkaset osób. Byli wśród nich Irakijczycy mieszkający w Polsce, członkowie Inicjatywy Stop Wojnie i Zieloni 2004. Protest miał spokojny przebieg. Uczestnicy pikiety nieśli transparenty z hasłami: "Nie ma demokracji bez końca okupacji", "Pieniądze dla pielęgniarek, nie na wojnę", "Dość krwi za ropę", "100 tys. zabitych, dość rzezi kraju", "Precz z terrorem". Pochód zatrzymał się na chwilę przed ambasadą Stanów Zjednoczonych, a następnie przeszedł pod Pałac Prezydencki. Pikietujący bili w bębny, a z platformy zaparkowanego samochodu przemawiali przedstawiciele grup, które zorganizowały pikietę oraz goście manifestacji. - Zamiast kupować samoloty czy armaty, trzeba rozwiązać polskie problemy. Starsi ludzie nie mają na chleb; pseudomoraliści nie pozwalają na aborcję, a godzą się, by w Iraku ginęli niewinni ludzie - powiedziała senator Maria Szyszkowska (SLD). - Rząd w Iraku to nie władza demokratyczna; to władza, jakiej życzy sobie prezydent Stanów Zjednoczonych George Bush. Ludzie są w Iraku mordowani w biały dzień. Zginęło już wiele tysięcy cywili. Dlaczego Irak musi płacić taką cenę? - mówił mieszkający w naszym kraju Irakijczyk, Bahjit Sulejman. Pikieta była natomiast niemal całkowicie ignorowana przez przechodniów. Mimo tego uczestnicy demonstracji uważają, że to właśnie na skutek tego typu protestów liczna żołnierzy stacjonujących w Iraku jest redukowana. - To, że są takie demonstracje, umacnia tylko opór społeczeństwa wobec tej wojny - uważa jeden z organizatorów akcji. Według sondaży, obecności naszych wojsk w Iraku sprzeciwia się trzy czwarte Polaków. Podobne do warszawskiego marsze odbyły się dziś w ramach Globalnego Dnia Protestu m. in. w Londynie, Stambule, Atenach i Sztokholmie. Jutro mija druga rocznica amerykańskiej inwazji na Irak. Zobacz także: IRAK - raport specjalny