Braun o ustawie i ludziach
Włodzimierz Czarzasty był autorem tzw. antyagorowej części zapisów ustawy o rtv - mówił dziś przed sejmową komisją śledczą przewodniczący KRRiT Juliusz Braun. Przyznał, iż podczas prac doszło do przypadków mataczenia, a polityczny nadzór nad poszczególnymi przepisami sprawowali: Nikolski, Jakubowska i Czarzasty.
Juliusz Braun przyznał się dziś do poważnego błędu popełnionego na początku prac nad ustawą radiowo-telewizyjną. Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji powołał wówczas specjalny zespół ekspertów, którzy mieli z ramienia Rady zająć się projektem. Na czele stanął Witold Graboś. Dodajmy, że już wówczas był on odpłatnym doradcą prezesa TVP Roberta Kwiatkowskiego. Tak więc ustawę miał kształtować ktoś, kto z definicji reprezentował lobby mediów państwowych.
Braun zasugerował dziś, że trójka polityków: Włodzimierz Czarzasty, Aleksandra Jakubowska, Lech Nikolski sprawiała wrażenie regularnego zespołu, który na zlecenie rządu wpływać ma na przepisy w sposób najwyraźniej dyskryminujący Agorę a także lobby mediów niepublicznych.
Pojawiły się także wątpliwości co do procedury głosowania w KRRiT. Jeszcze przed rokiem - zgodnie z ówczesnym regulaminem - można było upoważnić członka Rady do oddania głosu w imieniu innego, nieobecnego na danym posiedzeniu.
Ten fakt wykorzystano podczas głosowania ws. projektu nowelizacji ustawy o rtv. Wówczas to sekretarz Rady Włodzimierz Czarzasty, który w opinii Brauna był autorem propozycji zapisów o zakazie koncentracji mediów, miał do dyspozycji dwa głosy: swój i nieobecnej wówczas Danuty Waniek.
Zadania komisji
Zgodnie z uchwałą powołującą komisję, jej zadaniem jest zbadanie m.in. ujawnionych w mediach zarzutów dotyczących przypadków korupcji podczas prac nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji oraz przebiegu procesu legislacyjnego w zakresie nowelizacji tej ustawy.
Pierwotny wersję projektu tej ustawy przygotował zespół ekspertów powołany właśnie przez Brauna. Nad zmianami ustawy pracowała też cała Rada, a następnie przejął go rząd, który wprowadził kolejne zmiany. Obecnie projektem zajmuje się sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu. Od czwartku czyni to bez posłów opozycji, którzy uważają, że prace nie powinny być prowadzone równolegle z działaniem komisji śledczej.
Beczka miodu zepsuta łyżkami dziegciu...
Ówczesna wiceminister kultury Aleksandra Jakubowska, ówczesny szef gabinetu politycznego premiera Lech Nikolski i sekretarz KRRiT Włodzimierz Czarzasty - to osoby, które według Brauna pracowały nad rządowymi zmianami w projekcie nowelizacji ustawy o rtv. Szef KRRiT ocenił, że wiele poprawek, które pojawiły się na etapie prac rządowych było niekorzystnych. Porównał przed komisją śledczą rządowy projekt nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji do beczki miodu, zepsutej co najmniej kilkoma łyżkami dziegciu. - Nie potrafię powiedzieć, czy po trwającym rok mieszaniu to się jeszcze da rozdzielić - stwierdził.
Szef komisji Tomasz Nałęcz (UP) pytał, kto te łyżki dziegciu do miodu dolewał. Braun mówił, że nie chce odsuwać odpowiedzialności od KRRiT i jej poszczególnych członków, ale w kilku sprawach zmiany wprowadzone na etapie tworzenia projektu rządowego i na etapie prac komisji sejmowej wydają mu się "jednoznacznie negatywne". Wymienił przy tym głównie zapisy antykoncentracyjne. - Tu zmiany postępują coraz dalej i coraz trudniej powiedzieć, o co w tej sprawie chodzi, a już na pewno realizacja tej ustawy będzie niezmiernie trudna - uważa.
Nałęcz dopytywał o autorów niekorzystnych zmian. - No bo możliwe są przynajmniej dwie sytuacje, albo tę beczkę miodu ktoś łyżkami dziegciu psuje przypadkowo (...) albo jest jakaś kucharka, która przez cały czas ów dziegieć do tej beczki miodu dosypuje? - wyjaśniał. - Ja mogę powiedzieć, że wiele zmian, które uważam za niekorzystne pojawiało się w projekcie rządowym - odpowiadał Braun, przypominając, że nowelą ze strony rządu zajmowała się Jakubowska. - Co nie znaczy, że mam jakąkolwiek wiedzę, że to ona jest autorem tych zapisów - zastrzegł.
Szef komisji mówił jednak, że odnosi wrażenie, że Braun uchylił się od odpowiedzi, wskazując osoby urzędowe. - Jeśli są jakieś krasnale, które poza oficjalnymi strukturami zajmują się tym projektem to myślę, że pan je próbował zindentyfikować, czy mamy wierzyć w krasnoludki? - dopytywał.
Szef KRRiT tłumaczył, że nie uczestniczył w pracach rządowych. - Natomiast wiem, że w tych pracach bezpośrednio uczestniczyła i pani minister Jakubowska i pan Włodzimierz Czarzasty, który o tym wielokrotnie informował i ówczesny szef gabinetu politycznego premiera pan minister Nikolski - stwierdził. Dodał, że nie może powiedzieć, na ile osoby te stanowiły zespół.
Nie sprawdzałem,co robił Graboś po odejściu z KRRiT
Braun zeznał, że powołując w 2001 r. Witolda Grabosia na szefa zespołu przygotowującego pierwotną wersję projektu zmian w ustawie o rtv widział tylko tyle, że Graboś skończył kadencję w KRRiT, nie sprawdzał, czym Graboś zajmował się po odejściu z Rady. Tymczasem Graboś po skończeniu kadencji w Radzie (do której został wybrany przez Senat z rekomendacji SLD) został doradcą prezesa TVP. - Sądziłem, że jego (Grabosia) doświadczenia mogą być wykorzystane. Taka była moja wiedza, ja oczywiście nie sprawdzałem tego, ja po prostu wiedziałem, że skończył pracę (w KRRiT) i można jego doświadczenie, wiedzę wykorzystać - powiedział Braun.
Nałęcz dociekał, czy Braun "nie zainteresował się, gdzie pracują członkowie zespołu, czy swoim miejscem zatrudnienia nie będą sympatyzowali z jedna ze stron" - z mediami prywatnymi, lub publicznymi. Braun odpowiedział, że o wszystkich pozostałych osobach poza Grabosiem może powiedzieć, gdzie wówczas pracowały. - To nie był zespół, który miał podejmować jakiekolwiek decyzje - podkreślił. - To był zespół o charakterze eksperckim.
Nałęcz pytał, czy decyzja o powołaniu Grabosia była "autorskim pomysłem" Brauna, czy też "ktoś mu to zaproponował". - Ja rozmawiałem o tym i z panem Grabosiem i z panem Czarzastym (sekretarzem KRRiT), mówiłem o tym na posiedzeniu Krajowej Rady stwierdzając, że spośród osób, które do tego zespołu chciałbym proponować pan Graboś wydaje się osobą do koordynowania pracy (...) właściwą - odpowiedział. - Ja wówczas nie zastanawiałem się nad tym, (...) w kategoriach równowagi wpływów różnych osób, które mogłyby być z różnymi częściami rynku związane. Myślę, że niektóre z tych osób na pewno nie mogą być przypisywane do jakiejkolwiek opcji (...) właśnie rynkowej - powiedział.
- Pojawiło się pytanie w Krajowej Radzie dlaczego do tego zespołu wchodzi pan Witold Graboś, który właśnie skończył kadencję, a nie wchodzi pan Michał Strąk, który właśnie skończył kadencję i ma takie same doświadczenia i pan Marek Jurek, który również właśnie skończył kadencję i ma takie same doświadczenia, a może większe - bo był przewodniczącym. Otóż argument był prosty: obaj panowie, pan Michał Strąk, i pan Marek Jurek podjęli już decyzję o startowaniu w wyborach - mówił Braun.
Wyjaśnił, że w związku z tym Jurek (obecnie PiS) i Strąk (PSL) "nie mieliby czasu na pracę w tego rodzaju zespole, a poza tym całkowicie zmieniłby się charakter zespołu, gdyby tam byli politycy czynnie uczestniczący w kampanii wyborczej". - Pana Witolda Grabosia pan uznał za apolitycznego fachowca jak rozumiem, skoro pan Strąk i pan Jurek mieli skazę polityczną? - pytał Nałęcz.
- Nie mieli skazy politycznej, podjęli decyzję o uczestnictwie w kampanii. Jeśli chodzi o skazę, jeśli pan marszałek tak to traktuje, to taką samą skazę, tylko innego koloru ma pan Witold Graboś oczywiście, ale nie ujmuje mu to kompetencji do prowadzenia działań o charakterze i eksperckim, i administracyjnym związanych z działaniem tego zespołu - odpowiedział Braun.
Czarzasty promotorem prywatyzacji TVP3
Sekretarz KRRiT Włodzimierz Czarzasty do końca opowiadał się za prywatyzacją regionalnego kanału telewizji publicznej, to on także proponował uwzględniające rynek prasowy zapisy antykoncentracyjne w ustawie o mediach - zeznał Braun, pytany o "przeciwników" jego koncepcji rynku mediów w KRRiT.
Nałęcz pytał o to, kogo z członków Rady postrzegał jako przeciwników swoich koncepcji w sprawie nowelizacji ustawy o rtv, w kontekście zapisów umożliwiających prywatyzację regionalnego kanału TVP SA. Według Brauna zwolennikiem prywatyzacji od początku do końca był sekretarz KRRiT Włodzimierz Czarzasty, "który ten projekt przedstawił, a który wychodził poza zakres działania ekspertów. Eksperci tego nie zaproponowali" - mówił. Nazwał go "promotorem tych zapisów na etapie Krajowej Rady", choć podkreślił, że zapisy o prywatyzacji ostatecznie nie znalazły się w projekcie ustawy, jaki wyszedł z KRRiT.
- Już w pierwszej dyskusji pan minister Czarzasty zaproponował taką zmianę. Później się z niej wycofał, więc trudno powiedzieć, czy był przeciwnikiem moich rozwiązań, natomiast był niewątpliwie do końca zwolennikiem prywatyzacji. W ostatniej fazie była jeszcze mowa o radiu, przedtem była mowa o telewizji, programie trzecim, regionalnym - wyjaśniał Braun.
Oświadczył ponadto, że nie wie kto personalnie był autorem pomysłu wpisania do projektu rządowego zapisu upoważniającego ministra skarbu do ewentualnego wyrażenia zgody na prywatyzację "trójki" TVP. - Po posiedzeniu rządu (na którym ministrowie omawiali projekt noweli przygotowany przez resort kultury - red.) miałem okazję rozmawiać z panem Włodzimierzem Czarzastym relacjonując mu, co powiedziałem na posiedzeniu rządu. Powiedziałem, że bardzo krytycznie oceniłem ten projekt. On wtedy powiedział, że jego zdaniem byłoby jednak dobrze, żeby minister skarbu miał takie uprawnienia. To już była rozmowa o charakterze raczej towarzyskim - opowiadał.
Odnosząc się do pomysłu zapisów antykoncentracyjnych w ustawie o rtv Braun powiedział, że tę propozycję także zgłosił - i to na piśmie - Czarzasty. - Po dyskusji na posiedzeniu (KRRiT- red.) ta propozycja została częściowo zmodyfikowana. Ona została zgłoszona w wersji bliskiej ostatecznej wersji rządowej, bo już wtedy pan Włodzimierz Czarzasty proponował uwzględnienie również rynku prasowego - opowiadał szef Rady.
Dodał, że na ostatnim posiedzeniu KRRiT przed oddaniem projektu rządowi Czarzasty wycofał się z zapisów dotyczących prasy "i w wyniku tego co opracował jako rozwiązanie kompromisowe, jak rozumiem, znalazło się pięć osób w Krajowej Radzie, które te zapisy poparły".
Dowiedziałem się o sprawie w sierpniu 2002 r.
Braun powiedział, że o korupcyjnej propozycji Rywina dowiedział się pod koniec sierpnia 2002 r. od Bolesława Sulika, a wkrótce potem rozmawiał na ten temat z prezes Agory Wandą Rapaczyńską.
Jak zeznał, Sulik poinformował go pod koniec sierpnia 2002 r., że dowiedział się, iż "Lew Rywin zgłosił się - nie wiem czy powiedział do Agory, czy konkretnie do kogo - z żądaniem łapówki za wprowadzenie zmian do ustawy o rtv, a jednocześnie domagał się zatrudnienia jako nowego prezesa Polsatu".
Sulik powiedział też, "że w jakiś sposób było tam wymieniane nazwisko Roberta Kwiatkowskiego, jako osoby inspirującej, zachęcającej, powiązanej - nie potrafię powiedzieć. W każdym razie w negatywnym kontekście, jako osoby związanej z tą propozycją było wymienione nazwisko Roberta Kwiatkowskiego" - powiedział Braun.
Dodał, że wówczas Sulik odbył już rozmowę z Kwiatkowskim, który "kategorycznie zaprzeczył", a z tonu rozmowy Brauna z Sulikiem wynikało, iż ma on "zaufanie do zapewnień Kwiatkowskiego, że on w tej korupcyjnej propozycji nie uczestniczył". Według Brauna, Sulik prawdopodobnie nie mówił mu, że Rywin powoływał się na premiera, ale że twierdził iż działa w imieniu jakiejś grupy.
Pytany przez Nałęcza, czy nie próbował wyjaśnić we własnym kręgu jaki będzie dalszy ciąg sprawy, Braun powiedział, że wkrótce później poprosił o rozmowę z prezes Agory Wandą Rapaczyńską, która opowiedziała mu szczegółowo o propozycji Rywina. - Powiedziała też, "że z jej amerykańskich doświadczeń miała odruch, że jak przychodzi gangster, to go trzeba nagrać i udokumentować", że w tym momencie trzeba się "zachować jak FBI, bo inaczej nikt w to nie uwierzy - mówił Braun.
Rapaczyńska powiedziała mu też o swojej notatce dla Adama Michnika i nagraniu rozmowy redaktora "Gazety Wyborczej" z Rywinem oraz, że "nie ulega wątpliwości, iż oni (GW) będą to publikować i nadawać dalszy bieg w prokuraturze".
Jak wyjaśnił Braun, zawsze kiedy potem pytał co z publikacją, "dostawał informację, że na pewno będzie, tylko jeszcze pracują". Powiedział też, że nigdy nie rozmawiał o tej sprawie z Michnikiem.
Nie wiem, kto stał za Rywinem, ale to nie Zarębski
Juliusz Braun uważa, że Rywin przyszedł z propozycją korupcyjną do Agory w czyimś imieniu. Jednocześnie przeświadczony jest, że producenta nie wysłał Andrzej Zarębski, którego Rywin wymienił w tym kontekście podczas konfrontacji z Michnikiem u premiera.
Mówił, że chciałby, aby było tak, że przyszedł "szalony pan Lew Rywin i nic z tego nie wynika". "Myślę, jednak, że pan Lew Rywin przyszedł w czyimś imieniu. Nie wyobrażam sobie na tyle, na ile go znam, żeby zagrał gangstera z filmu gangsterskiego". Według niego Rywin przyszedł bo "sprawa była w toku i można ją było załatwić tak albo, tak". Braun zeznał, że nie wie kto stał za Rywinem; nie był to - uważa - Zarębski. Nałęcz pytał Brauna, co myślał, gdy dowiedział się, że Rywin wymienia Zarębskiego jako swojego wysłannika, podczas gdy szef KRRiT uznał go przy okazji prac nad nowelą ustawy o rtv za niezależnego eksperta. - Uznałem, że jest to bardzo niedobra okoliczność - odparł. Zaznaczył, że mając zaufanie do Zarębskiego jest przekonany, że "on nie uczestniczył w żadnych przedsięwzięciach o charakterze przestępczym".
Dla Brauna wytłumaczeniem tego, że Rywin wymienił Zarębskiego może być jego aktywność związana z przygotowywaniem różnych działań nadawców prywatnych ws. noweli. - Uczestnicząc w przygotowywaniu wspólnych wystąpień nadawców prywatnych ws. ustawy na pewno zwracał się (Zarębski) do różnych osób. I mógł się zwrócić do Lwa Rywina, ponieważ Rywin uznawany był za autorytet na rynku medialnym, żeby Rywin też przyłączył się do wspólnego stanowiska mediów prywatnych - powiedział.
Nałęcz dopytywał, "na jakich warunkach" wystawia certyfikat niewinności Zarębskiemu. "Jeśli chodzi o dowody, to wysoka komisja i prokuratura jest właściwa" - odparł Braun. Sam - jak mówił - opiera się na doświadczeniach z wieloletniej współpracy z nim w KRRiT i w Sejmie. - Mam takie przeświadczenie, że to nie on wysyłał Lwa Rywina, uważam go za uczciwego człowieka po prostu - mówił.
Tłumaczył też, że analizując sprawę w kategoriach interesów to "Zarębski nie mógł załatwić w Sejmie takiego czy innego zapisu, bo właśnie starał się w Sejmie to załatwić jako doradca działając w grupie mediów i mu to nie wychodziło; szukał grupy, która by to wspierała". - Zarębski nie miał mocy sprawczej, żeby załatwić coś w Sejmie, u premiera, u minister Jakubowskiej - zaznaczał Braun.
Jednak gdyby teraz konstruował zespół doradców, nie zaprosiłby Zarębskiego do niego. - Ponieważ jego nazwisko było w tym (sprawy Rywina) kontekście wymienione; tak samo jak wypowiadałem się bardzo zdecydowanie - podobnie jak członkowie wysokiej komisji - w sprawie (zawieszenia) prezesa Kwiatkowskiego - mówił. Zastrzegł, że nie oznacza to zakładania winy, ale "po prostu w pewnych sytuacjach w pewnych rolach funkcjonować nie można".
Komisja śledcza ma w planach przesłuchanie wszystkich ekspertów i członków KRRiT, którzy pracowali nad projektem nowelizacji.
"Nie było handlu z Grabosiem"
Braun zapewnił, że przyczyną, dla której szefem zespołu ekspertów przygotowującego nowelizację ustawy o rtv mianował Witolda Grabosia nie było to, że to Graboś - gdy był jeszcze członkiem KRRiT - zaproponował go na przewodniczącego Rady.
Członek komisji Jerzy Szteliga (SLD) odczytał Braunowi fragment zeznań Grabosia z prokuratury, w którym powiedział on, że "nie jest tajemnicą", iż to on - jeszcze jako wiceprzewodniczący KRRiT - zgłosił kandydaturę Brauna na funkcję szefa Rady, "uznając, że jest to rozwiązanie użyteczne". - Nie zdziwiło mnie, że po skończonej kadencji pan Braun zaproponował mi kierowanie zespołem eksperckim" - zeznał Graboś w prokuraturze.
W tym kontekście Szteliga pytał, czy powołanie Grabosia na funkcję szefa zespołu ekspertów, było formą ich wspólnego "interesu". Braun zaprzeczył. - Ja tego nie traktowałem w formie jakiegokolwiek handlu za to co dwa lata wcześniej zrobił pan przewodniczący Graboś. (...) "Uważałem że to będzie użyteczne" - tak, uważałem że będzie.. (...) Naprawdę, państwo uwierzą, albo państwo nie uwierzą, ja w tych kategoriach sprawy nie traktuję - oświadczył.
Wcześniej Szteliga pytał Brauna o szczegółowe kryteria doboru członków zespołu eksperckiego, jakimi szef rady się kierował. Braun powtórzył, że wybierał ludzi, których znał osobiście, wcześniej z nimi współpracował, znających się na rynku radiowym i telewizyjnym, mających "duże doświadczenie międzynarodowe" i o których wiedział, że "można się do nich zwrócić, by zaproponowali pewne rozwiązania i oni potrafią to zrobić".
W wypowiedzi o Grabosiu jako szefie tego zespołu Braun mówił, że nie pamięta szczegółowo okoliczności, ale rozmawiał z nim wiele razy - w czasie gdy obaj pracowali jeszcze w KRRiT o nowelizacji ustawy. Braun nie wyklucza takiej sytuacji, że to sam Graboś powiedział, że "chętnie by się tą sprawą zajął", gdy już odejdzie z funkcji (Graboś był członkiem Rady do 5 kwietnia 2001 r., według Brauna zespół rozpoczął swe prace w maju tamtego roku).
- Ja to w zupełnie naturalny sposób przyjąłem, że jest chętny do pracy, no to niech pracuje - powiedział Braun. - Nie było to jakieś porozumienie, jakiś interes? - indagował Szteliga. - Nie - brzmiała odpowiedź.
"Nie byłem autorem zmiany o liczbie kanałów TVP"
Szef KRRiT zapewnił, że nie był autorem zmiany zapisu umożliwiającego pośrednio prywatyzację kanału TVP i nie wydał polecenia w tej sprawie. Doszło do tego - mówił - za zgodą wszystkich członków Rady.
Chodzi o zapis o liczbie kanałów TVP. Braun powtórzył, że 5 grudnia 2001 r na posiedzeniu Rady odczytał przepis, iż TVP jest powołana do tworzenia dwóch kanałów. Na kolejnym posiedzeniu 14 grudnia przeczytał go ponownie, ale już bez słowa "dwa". Ani on, ani żaden inny członek KRRiT nie zwrócił wówczas na to uwagi.
W styczniu tego roku tygodnik "Newsweek" zauważył, że wykreślenie tego słowa może w przyszłości pozwolić TVP do rezygnacji z nadawania jakiegoś programu, a tym samym częstotliwości powrócą do Rady i mogą być przydzielone innemu, prywatnemu nadawcy. Braun przyznaje, że przy "złej woli" tak można by było tę zmianę wykorzystać i wykreślenie słowa dwa było "błędem". - Stwierdzam, że jest to pewne niedopatrzenie KRRiT w komplecie, bo tak samo ja miałem dokument przed sobą jak i inni członkowie KRRiT - powiedział.
Szef KRRiT uznaje ów przepis za nieszczęsny bo - jak mówił - był oskarżany w związku z nim o "jakieś niecne intencje" - wbrew swoim rzeczywistym działaniom, "żeby tę ustawę uszczelnić w związku z różnymi głosami o prywatyzacji". - Okazało się, że w jednym momencie pozostała (ustawa) nieszczelna - mówił Braun, zaznaczając, że nie był autorem wykreślenia słowa "dwa".
Innego zdania jest dyrektor departamentu prawnego Rady Nina Sokołowska, której list do Brauna przytoczyła Renata Beger (Samoobrona) (list wydrukowała Trybuna, zanim zapoznał się z nim sam Braun). Sokołowska, która według "Rzeczpospolitej" została sprowadzona do Rady przez Włodzimierza Czarzastego, zarzuciła Braunowi mówienie nieprawdy.
Według niej, żadne zmiany w projekcie w ramach Rady nie mogły odbyć się bez wiedzy i akceptacji szefa KRRiT. - Całość była redagowana i zapisana w Pańskim komputerze. (...) O zmianie zapisu zdecydował Pan Przewodniczący osobiście i nie ma powodu, żeby przypuszczać, że stało się to mimowolnie lub przez pomyłkę - napisała.
- Mogę to przyjąć z głębokim ubolewaniem, mogę kategorycznie potwierdzić, że nie wydałem jakichkolwiek poleceń, żeby wykreślić to słowo - odpowiadał Braun przed komisją.
Zaznaczył, że nieprawdziwa jest informacja Sokołowskiej, że całość noweli była redagowana w jego komputerze, a - mówił - w komputerze departamentu prawnego. - Rozumiem, że była to emocja - pani dyrektor nie chciała uznać swojego błędu - mówił Braun. Według niego większość zmian była na bieżąco tekstu na uzupełniana w komputerze wicedyrektora jego gabinetu. - I tam z kolei program komputerowy istniejący w KRRiT pozwala stwierdzić, kto wprowadza poprawki. Tam co prawda też nie ma poprawek dotyczącej tej akurat wersji, ale co są poprawki dotyczące następnej wersji - tłumaczył.
Indagowany wymienił nazwisko Mariusza Busiło, pracownika departamentu, który sygnował większość poprawek, choć zastrzegł, że nie ma dowodu, iż urzędnik ten sygnował również i tę konkretną zmianę. Podkreślał, że "nikogo nie obciąża" bo nie ma żadnej wiedzy, "czy to ktoś zrobił celowo, czy ktoś to zrobił przez przeoczenie". Mówił też, że w pewnym sensie zmiana nastąpiła za jego zgodą. Tak jak za zgodą - dodawał jednak - wszystkich członków Rady, którzy "słuchali i nie protestowali, a co więcej mówili, że jest dobrze".
"Zdumiewa mnie wiedza pani minister Jakubowskiej"
Braun powiedział, że minister Aleksandra Jakubowska nie ma żadnych podstaw, aby mówić, że on bronił zapisu otwierającego pośrednio możliwość prywatyzacji jednego z kanałów TVP. Renata Beger (Samoobrona) przytoczyła wypowiedź Jakubowskiej z "Trybuny" z 18 lutego. "Przez cały okres prac komisji pan przewodniczący Braun usiłował udowadniać, że rząd popsuł jego dobry projekt ustawy o rtv. Okazało się, że akurat te dwa przepisy, które były złe w projekcie to były przepisy, które powstały w KRRiT. Jeden zawierał wykreślenie dwóch programów, co stwarzało furtkę do ich likwidacji, drugi wzbudził zastrzeżenia prawników w Sejmie dotyczący abonamentu, całkowicie przygotowany przez KRRiT" - cytowała Beger.
I mówiła: - Pani minister potwierdza, że pan bronił tych przepisów, a więc musiał pan być świadomy tego, czego pan broni, nie wierzę w to, że pan jako fachowiec, profesjonalista nie wiedział czego broni.
- Zdumiewa mnie wiedza pani minister Jakubowskiej na temat tego co się działo na posiedzeniach KRRiT, w których ona nie uczestniczyła, a więc nie ma żadnych podstaw, aby mówić, czy ja czegoś broniłem czy czegoś nie broniłem - odpowiadał Braun.
Podkreślił po raz kolejny, że nigdy nie bronił przepisu o wykreślającego z ustawy liczbę kanałów TVP, bo "po prostu nikt na niego nie zwrócił uwagi, ani w KRRiT, ani w trakcie uzgodnień międzyresortowych, ani w pracach rządowych". - Nie miałem okazji go bronić, bo go nikt nie atakował - wyjaśniał.
Braun zaznaczył też, że "gdyby w tej ustawie były tylko te dwa kłopoty, tzn. czy słowo 'dwa' istnieje, czy nie istnieje i czy jest dobry zapis o abonamencie, ustawa byłaby już rok temu przyjęta i nie byłoby całej dyskusji". - Nie o słowo "dwa" cała dyskusja się toczy od roku - dodał.
"Czarzasty jedynym autorem zapisów o koncentracji"
Braun potwierdził, że Włodzimierz Czarzasty był jedynym autorem zapisów dotyczących koncentracji mediów, w nowelizacji ustawy o rtv - ze współpracy z Czarzastym w tym zakresie wycofał się wcześniej inny członek rady Lech Jaworski.
Rokita miał zastrzeżenia do procedury głosowania w KRRiT. Ta nieobowiązująca już od roku procedura z regulaminu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji dopuszczała upoważnianie członka Rady do oddania głosu w imieniu innego członka, nieobecnego na danym posiedzeniu.
W wyniku tej procedury na posiedzeniu KRRiT 14 stycznia 2002 r., gdy głosowano ws. projektu nowelizacji ustawy o rtv, Czarzasty, który w opinii Brauna był jedynym autorem propozycji zapisów o zakazie koncentracji mediów, miał do dyspozycji dwa głosy - jeden z mocy upoważnienia udzielonego mu przez nieobecną tego dnia Danutę Waniek (SLD).
- Dlaczego nie zarządził pan w tak ważnej sprawie głosowania w pełnym składzie Rady? - pytał Brauna Rokita. Szef Rady odpowiadał, że działał zgodnie z ówcześnie obowiązującym regulaminem. - Gdybym postąpił inaczej, naraziłbym się na zarzut manipulacji i chęć przeforsowywania własnych koncepcji - tłumaczył. Dodał, że tylko on głosował przeciw propozycji Czarzastego. Wymienił wśród głosujących "za" Adama Halbera, Jana Sęka, Aleksandra Łuczaka i Czarzastego (w imieniu własnym oraz Waniek), dwa głosy były wstrzymujące (w tym jeden "z upoważnienia"), a jedna osoba nie brała udziału w głosowaniu i nikomu nie przekazała swego głosu.
Braun podkreślał, że od dawna "miał co najmniej wątpliwości" do tego rodzaju procedury głosowania, ale większość w Radzie takich wątpliwości nie miała. Procedura z upoważnieniami już po styczniu zeszłego roku została zmieniona "między innymi z inicjatywy pani Danuty Waniek" i obecnie w głosowaniu mogą wziąć udział tylko ci członkowie Rady, którzy są obecni na posiedzeniu.
Dodał, że wcześniej nie miał formalnych podstaw do kwestionowania zgodności z prawem tej procedury, bo w jednym z postępowań sądowych, gdy któryś z nadawców prywatnych pozywał Radę przed sąd, nie zakwestionowano tej procedury.
- Z naszej strony nie naraziłby się pan na żaden zarzut z tego, że zarządził pan głosowanie "in pleno" - skomentował Rokita. - Dziś mogę tylko ubolewać, że regulamin Rady w części dotyczącej upoważnień do głosowania, nie został zmieniony wcześniej - odparł Braun.
"Nie wszcząłem postępowania"
Braun nie wszczął postępowania wyjaśniającego po tym, jak ujawniono, że z projektu nowelizacji ustawy o rtv z nieznanych przyczyn zginęło kluczowe słowo, mogące zmienić znaczenie projektu w newralgicznym punkcie.
Rokita pytał przewodniczącego KRRiT, w jaki sposób, w komputerach Rady został zmieniony projekt ustawy o rtv i wypadło z niego znaczące słowo. - Pierwszy projekt z 5 grudnia 2001 ma sformułowanie takie: "telewizja zawiązana jest w celu rozpowszechniania dwóch ogólnokrajowych programów telewizyjnych". A 14 grudnia: "telewizja zawiązana w celu rozpowszechniania programów telewizyjnych o charakterze ogólnokrajowym" - mówił Rokita.
Poseł chciał wiedzieć, jak doszło do tej zmiany. - Jako żywo, w tym czasie w komputerach (KRRiT - red.) - nie wiem, czy świadomie, czy nieświadomie - nie wypada tylko słówko "dwóch", ale pojawia się także słówko "charakter", a słówko "ogólnokrajowy" zmienia przypadek. Czy pan domniemuje, że to bez działalności ludzkiej mogłoby się zdarzyć? - pytał Rokita.
- Zmiana określenia programu - program ogólnokrajowy został zastąpiony w różnych miejscach sformułowaniem "o charakterze ogólnokrajowym", to było w pełni świadome - odpowiedział Braun.
- I o tej zmianie pan wiedział? - dopytywał Rokita. Braun odparł, że wiedział o tej zmianie.
A odnosząc się do słowa "dwa" powiedział, że na brakujący wyraz nie zwrócił uwagi i nikt z członków KRRiT również nie zwrócił na to uwagi.
- Pomiędzy 5, a 14 grudnia w biurze KRRiT ktoś zmienił ustawę w jednym z najbardziej newralgicznych punktów. Czy pan wszczął postępowanie wyjaśniające, kto to zmienił i w jakim celu - pytał Rokita.
- Nie wszcząłem takiego postępowania - odparł szef KRRiT. Rokita pytał, czy Braun zdaje sobie sprawę z tego, jakie obowiązki ciążą na urzędniku państwowym. Braun przyznał, że powinien to zrobić.
- Widzę, że ta zmiana może mieć bardzo istotne znaczenie, natomiast nie widzę powodu by zakładać, że to była celowa zmiana, nie tylko celowa, ale zrobiona z premedytacją - mówił Braun.
Rokita pytał też, co Braun sobie pomyślał jak wykrył tę zmianę. Przewodniczący Krajowej Rady mówił, że nie on ją wykrył tylko dziennikarze. - I wtedy pomyślałem: "jeszcze tylko tego brakowało" - powiedział.
"Może być podejrzenie o matactwo przy noweli
- Można podejrzewać, że przy różnych etapach prac nad projektem nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji mataczono - w potocznym tego słowa znaczeniu - przyznał Braun.
Rokita podsumował Braunowi dotychczasowe ustalenia co do prac nad nowelą, dokonane w trakcie sobotniego przesłuchania: - Pan Graboś staje na czele zespołu w sytuacji konfliktu interesu - będąc zatrudnionym przez prezesa Kwiatkowskiego; Między 5 grudnia a 14 grudnia w komputerach Krajowej Rady wypada słówko "dwóch", a pan nie wszczyna żadnego postępowania wyjaśniającego; Zakaz zakupu telewizji przez właścicieli czasopism znika gdzieś w Kancelarii Premiera, pojawia się w Sejmie, dopiero w trybie pisma pana Marka Wagnera, i pojawiały się dwa różne druki sejmowe o tym samym numerze; Projekty przepisów koncentracyjnych ma przygotować najpierw pan Piątek, potem pan Czarzasty z panem Jaworskim, ale przygotowuje je jednak pan Czarzasty; Pan Czarzasty oddaje dwa głosy na posiedzeniu KRRiT, wtedy kiedy decyzje zapadają; Pani Jakubowska wyręcza pana premiera w jego obecności co do decyzji, kto ma koordynować postępowanie w Radzie Ministrów; znika gdzieś na jakiś czas przynajmniej uzasadnienie tego projektu, a pani Jakubowska śle nerwowe pisma o to, co z tym uzasadnieniem - kontynuował poseł.
I pytał Brauna, czy wierzy, "że mamy do czynienia z ciągiem przypadków i chce nas do tego przekonać". - Nie, ja mogę poszerzyć tę listę np. o moje nerwowe pisma do pani Jakubowskiej, żeby nadesłała KRRiT projekt autopoprawki - odparł szef KRRiT. - Myślę, że nie wszystkie wydarzenia w tym ciągu zdarzeń mają równą rangę, natomiast układają się w pewien ciąg. To jest nie do zaprzeczenia - dodał.
Rokita dopytywał, czy w oparciu o dotychczasowe ustalania, na gruncie zdrowego rozsądku "jest możliwe do wypowiedzenia poważne podejrzenie, że w toku przygotowywania ustawy na różnych etapach mataczono". Braun tłumaczył, że słowo "matactwo" ma pewne ścisłe znaczenie prawne, którego on nie zna i trudno mu powiedzieć, "czy precyzyjnie oddaje to". - Natomiast myślę, że wiele nieprawidłowych zdarzeń w tym ciągu się znalazło - zaznaczył. Indagowany dalej przez Rokitę przyznał: "w potocznym znaczeniu słowa mataczenia - że coś nie tak - to mogę to przyjąć". - W kolokwialnym języku - tak - powtórzył Braun.
INTERIA.PL/RMF/PAP