Borowiki do wycięcia
Nowi szefowie Biura Ochrony Rządu ujawnili, że jednostka była siedliskiem afer, nepotyzmu i pijaństwa. Teraz ma się to zmienić, stracić pracę ma ponad sto osób.
Funkcjonariusze jednostki byli na specjalnych prawach. Broń, szybkie samochody, legitymacja, która otwiera wszystkie drzwi - to sprawiało, że niektórym borowikom zaszumiało w głowach - pisze "Dziennik".
W ostatnich tygodniach z BOR do prokuratury wyszło 10 zawiadomień o nieprawidłowościach w czasie rządów SLD, gdy biurem kierował Grzegorz Mozgawa. Między innymi BOR bez przetargu kupiło m.in. 12 volkswagenów passatów. Jedynymi wymogami było to, aby auta miały carną karoserię i dywaniki z napisem "volkswagen". - Zakupy bez przetargu uzasadniano bezpieczeństwem, podczas gdy kupowano zwykłe samochoy - mówi płk Jan Teleon, wiceszef Biura.
Wątpliwości dotyczą też przyznawania ochrony. Obstawę za rządów SLD otrzymali m.in. Marek Wagner i Danuta Waniek. - Te obstawy przyznawano bez uzasadnienia - mówi major Jarosław Kaczyński, drugi wiceszef BOR.
Obecni szefowie wytykają, że w formacji, w której podstawą winien być świetny stan zdrowia, pracownikom nie robiono badań. Kilka tygodni temu na służbie zmarła funkcjonariuszka Biura. Okazało się, że miała tętniaka i nadciśnienie - pisze "Dziennik".
Jeden z najpoważniejszych zarzutów ze strony nowych szefów BOR dotyczy tuszowania afer. W 2004 roku ochroniarz byłego premiera Millera jechał odebrać go z lotniska, ale był tak pijany, że zasnął za kierownicą na skrzyżowaniu. Taksówkarz, który podjechał spojrzeć, co się stało, zobaczył pistolet na prawym siedzeniu. - Z głowy tego funkcjonariusza nie spadł włos, a sprawę zatuszowano - opowiada szef BOR.