Konrad Piasecki: Strona premiera nie działa, strona MSZ walczy o życie. Ponosicie jakąś internetową klęskę, panie ministrze. Michał Boni: - Wczoraj nawet około godziny 19 została zablokowana, na mniej więcej godzinę chyba, moja strona. Strona mojego resortu, która do tej pory była oszczędzana. Ale o ile wiem administrator dzielnie walczył, bo wtedy, kiedy pracuje nad tym, może wyłączać te ataki. Nie zawsze jest to możliwe. Ile z tych stron, rzeczywiście, mówiąc językiem internetu, zostało "zhakowanych" a ile to była po prostu kwestia generowania jakiejś niesamowitej ilości wejść na nie? - Większość tych ataków typu DDoS, czyli zorganizowana, poprzez instrukcję zresztą, akcja wysyłania takich ślepych sygnałów. To było to. Dwa włamania hakerskie: strona sejmowa i kancelaria premiera. Nie będzie pan przekonywał, że te DDoS-y to było po prostu wzmożone zainteresowanie internautów, którzy w sobotni wieczór, czy niedzielny poranek tak strasznie zainteresowali się działalnością premiera, że postanowili zobaczyć co robi. - To jest jakieś zainteresowanie, ale oczywiście z użyciem technik i specjalnego oprogramowania, które służy do ataku a nie do tego, żeby sprawdzić co naprawdę jest na tej stronie. To po co rzecznik rządu zaklinał rzeczywistość, twierdził, że żadni hakerzy, tylko naród chce się po prostu zalogować? - Nie, ja myślę, że pan minister Graś chciał opisać tę sytuację nie tworząc jakiegoś poczucia zagrożenia. Tak naprawdę, szczególnie w ostatnich tygodniach do tego typu ataków internetowych jesteśmy przyzwyczajeni. Stany Zjednoczone, różne kraje europejskie, Parlament Europejski. Kiedy to, co leży, zacznie wstawać i się podniesie, i będzie działać? - To jest tak, że administratorzy mają możliwość, żeby podnosić te strony, ale oczywiście nie każda strona, każdego resortu, każdej instytucji ma taką samą objętość. To znaczy jest w stanie przyjmować więcej wejść. Ja myślę, że to, czego nam brakuje, to jednolitego systemu i standardu. M.in. uważam, że te strony powinny być we władaniu administratorów instytucjonalnych naszych a nie firm komercyjnych, bo wtedy można się lepiej przygotować na takie ataki. Jeśli chodzi o zabezpieczenie i to, jak łatwo je w kilku przypadkach złamano, ma pan poczucie osobistej klęski? - Wiem pan, ja jestem od niespełna dwóch miesięcy ministrem osobnego resortu administracji i cyfryzacji. Nie obciążam zatem pana grzechami całej przeszłości. - Chcę powiedzieć, że dzisiaj powołujemy w ramach komitetu do spraw cyfryzacji taki zespół do spraw ochrony w tej dziedzinie i będziemy dyskutowali, jak maksymalnie szybko wprowadzić odpowiednie standardy, współpracować z CERT-em - rządową instytucją związaną z analizą sytuacji w cyberprzestrzeni i popatrzeć, czy nie trzeba gdzieniegdzie zmienić administratorów, żeby to było bezpieczniejsze. Powiedział pan: "dwa włamania hakerskie". Będą zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa? - Właściciele tych stron i administratorzy będą o tym decydowali. Zgodnie z prawem powinno być zawiadomienie. Czyli pewnie będzie? - Tak myślę. A czy rzeczywiście hakerzy ściągnęli, ukradli jakieś dokumenty? Chwalą się tym światu na Twitterze. - Nie mam żadnych danych, które by potwierdzały, że jakiekolwiek materiały rządowe zostały ściągnięte. Uważa pan, że docelowo takie uszczelnienie, uniemożliwiające tego typu ataki, powinno się udać w ciągu dni, tygodni czy miesięcy? - Te wszystkie rzeczy, które można zrobić od ręki, poprzez działania usprawniające - na pewno tak. Ja musze wiedzieć i będę to wiedział po spotkaniu tego zespołu, który powołuję dzisiaj, czy nie trzeba będzie zmienić pewnych regulacji prawnych. To będę wiedział do końca tego tygodnia. A co do tych osobistych ataków - na pański komputer się nikt nie włamał? Tylko na komputer pańskiego zastępcy? - Na mój komputer się nikt nie włamał, było mi trochę przykro z powodu zatrzymania naszej strony. Strona internetowa jest przecież nie dla mnie jako ministra i nie dla ministerstwa, tylko jest dla ludzi. Zatrzymanie jej funkcjonowania jest trochę przeciwko ludziom, którzy chcą się dowiedzieć o pewnych rzeczach. Ale rozumiem, że to jest taki element walki. Protest jest protestem, wobec czego ma swoje prawa. - Protest jest protest, tak jak oflagowanie. A po co rządowi ta cała wojna z hakerami, internautami, Anonymousami? Po co to wszystko? - To nie rząd walczy z hakerami i Anonymousami, tylko Anonymousy i hakerzy walczą z rządem. Ale gdyby nie rząd i gdyby nie jego negocjacje w sprawie ACTY i podpisanie grożącej internautom, to by tej wojny nie było. - Po pierwsze, ja nie podzielam opinii, że umowa ACTA grozi internautom. Uważam, że dlatego powinniśmy dalej dyskutować, wyjaśniać i konsultować i opisywać artykuł po artykule wszystko to, co tam jest, żeby znieść wątpliwości dotyczące zagrożeń dla internautów. Nie będzie żadnych zmian w prawie, które by ograniczały wolność internautów. Panie ministrze, nie ma szansy, żebyśmy tego nie podpisali? - Wszystkie kraje europejskie to podpisały... A co by było, gdybyśmy powiedzieli: "My nie. Dziękujemy bardzo. Nie interesuje nas ACTA". - Ja myślę, że jest trochę za późno. Ten proces przecież trwa tak naprawdę od 2006 roku, Polska w nim uczestniczy od 2008 roku i on ma też bardzo duże pozytywne znaczenie, jeśli chodzi o walkę przeciwko podróbkom, szczególnie z państwami trzecimi, to jest także ochrona polskiego biznesu. Stanowisko rządu jest takie, że nie możemy tego dzisiaj nie podpisać? - Nie możemy tego nie podpisać. A możemy tego nie ratyfikować? - To zależy od przebiegu dyskusji w Polsce. Myślę, że będziemy bardzo czuli na wszystkie argumenty, które będą się tutaj dzisiaj pojawiały. Myślę, że powinniśmy dobudować do tej umowy klauzulę, która będzie pokazywała, jak my interpretujemy te punkty, które należą do polskiej kompetencji. Ten dokument w 10 proc. daje kompetencje Polsce i polskiemu rządowi. To dotyczy obszaru spraw karnych i na pewno nie będziemy tu niczego w polskim prawie zmieniali. Czyli jeśli ACTA ratyfikowana, to ACTA ratyfikowana z taką klauzulą bezpieczeństwa, uspokajającą? - Tak powinno być i to powinien być jasny przekaz dla społeczeństwa. Bo nawet inspektor danych osobowych mówi: ACTA jest niebezpieczna dla konstytucyjnych praw i wolności. Tak że to nie jest tak, że tylko internauci o tym mówią. - Myślę, że pan minister Wiewiórowski, od którego otrzymałem wczoraj pismo, zawsze reaguje, kiedy pojawiają się wątpliwości. Taka jest jego rola. Myślę, że w przebiegu tych konsultacji, które zaczynamy od przyszłego tygodnia, a później przy dobrej dyskusji dotyczącej ratyfikacji, wszystkie kwestie będą wyjaśniane i na pewno GIODO spojrzy na to ze szczególną uwagą. To jest ważna instytucja i oczywiście musimy spełniać wymogi, jakie stawia. Czy nie mogliście tych konsultacji prowadzić przed podpisaniem? Bo dzisiaj to się wydaje, że te konsultacje są już tylko na otarcie łez. - Powiem tak - żeby odczarować słowo "konsultacje" - ten dokument był konsultowany i w układzie międzyresortowym. Formalnie umowy międzynarodowe nie wymagają żadnych konsultacji społecznych. Natomiast były sygnały ze środowisk internetowych, że chciałyby o tym rozmawiać. Ten dokument był konsultowany ze środowiskami twórczymi jeśli chodzi o ochronę własności intelektualnej. Trochę zabrakło może czasu, żeby dokończyć te rozmowy ze środowiskami internetowymi i tę zaległość chcę odrobić, wyjaśniając punkt po punkcie tej umowy. Na koniec - będzie ta polska klauzula do ACTA? - Nie wiem, czy formalnie prawnie to się nazywa klauzula, chyba jest inne, lepsze określenie, ale taki dodatek, który będzie wyjaśniał, jak my rozumiemy poszczególne artykuły, na pewno powinien być. Stworzy go rząd? - Tak, myślę, że tak powinno zostać zrobione. Chcę wiedzieć wszystko o ACTA. Powiadamiaj mnie! Forum: Kwejk i Demotywatory protestują Forum: Tak dla ACTA, nie dla złodziejstwa