Bankowy zysk
Zarobki prezesów polskich banków wzrosły w ubiegłym roku o jedną trzecią. Bez porównania więcej, niż zyski samych banków. Coraz mniejszą ich część otrzymują akcjonariusze w formie dywidendy.
Dla większości obecnych na giełdzie banków rok 2007 - mimo bessy, która na parkiecie właśnie wtedy się zaczęła - zapisał się rekordowymi zyskami.
Nie dzieliły się nimi chętnie, skoro na dywidendy przeznaczyły mniejsze kwoty niż przed rokiem.
Zaś jeszcze szybciej od zysków banków rosły pensje ich prezesów. Rekordziści pobrali co miesiąc na czysto równowartość kawalerki w Warszawie lub Krakowie czy luksusowego samochodu terenowego.
Szybki jak wzrost pensji prezesa
Przy wzroście produktu krajowego brutto sięgającym w ub.r. 6,5 proc - zyski banków wzrosły o jedną czwartą, zaś zarobki ich prezesów o jedną trzecią.
Ograniczono za to dywidendy: największe banki wypłacą akcjonariuszom 5 mld zł. Dywidendę ograniczyły ING Bank Śląski oraz Bank Zachodni WBK. W sumie banki giełdowe na wypłaty dla akcjonariuszy przeznaczą połowę ubiegłorocznego zysku netto. Podczas gdy przed rokiem - prawie dwie trzecie. To ogromna dysproporcja.
- Trzeba pamiętać, że ubiegłoroczne zyski banków były rekordowe. Procentowo mniejsza część może oznaczać kwotowo wyższe wypłaty dla akcjonariuszy - przypomina Krzysztof Jedlak, redaktor naczelny dziennika giełdy "Parkiet": - Banki zdają sobie sprawę, że trudno im będzie takie zyski powtórzyć. Banku odczuły już problem, związany z kryzysem zaufania na rynkach finansowych. Trudno się dziwić, że próbują zatrzymać kapitał w spółce.
Rola liderów rankingu zarobków bankowych prezesów według "Pulsu Biznesu", arytmetycznie rzecz ujmując, przypada Jackowi Kseniowi (BZ WBK) z 5,66 mln zł oraz Sławomirowi Lachowskiemu (BRE Bank), który zarobił w ub. r. 5,23 mln zł. Tyle, że obaj odeszli ze stanowisk, a część rekordowej kwoty stanowią ich odprawy.
Idolem bankowych menedżerów stanie się więc zapewne raczej Józef Wancer, który nie tylko przez ubiegły rok zarobił 5,21 mln zł brutto, czyli co miesiąc na rękę 260,5 tys zł, ale - co najważniejsze - zachował prezesowską posadę w Banku BPH, przejmowanym przez amerykańską grupę GE Money, więc... może zarabiać dalej. Podobnie jak prezes Citibanku Sławomir Sikora - 3,87 mln zł oraz były premier Jan Krzysztof Bielecki, kierujący teraz Pekao SA za 3,15 mln zł rocznie.
Źle nie mają także sukcesorzy odwołanych prezesów: Mateusz Morawiecki, który zastąpił Ksenia w WBK pobrał za... osiem miesięcy pracy 1,6 mln zł. Więcej, niż przezywany kiedyś kasjerem lewicy prezes Millennium Bogusław Kott za cały rok - 1,2 mln zł.
- Hierarchia nieprzypadkowa, określa bardziej osobistą pozycję menedżerską i do pewnego stopnia polityczną, niż dokonania rynkowe - ocenia Artur Zawisza, były przewodniczący bankowej komisji śledczej: - To, że nie są to wyłącznie nazwiska z pierwszych stron gazet nie dowodzi wcale, że liderzy rankingu nie zasłużyli się w obronie środowiska, również wówczas, gdy konfrontowało się z interesem społecznym.
Nie trzeba zresztą walczyć o prezesowski fotel, skoro w wielu bankach członkowie zarządów zarabiają więcej od przełożonych. Luigi Lovaglio z Pekao skasował w ub. r. 4,6 mln zł, o połowę więcej od prezesa Bieleckiego. Declan Flynn z WBK z 3,4 mln zł zarobił wprawdzie mniej od Ksenia, ale dwukrotnie więcej od Morawieckiego. Satysfakcji z bycia lepiej opłacanym od prezesa nie ma wprawdzie Anton Knett z Banku BPH, ale to on z 4,7 mln zł brutto rocznie otwiera ranking najlepiej opłacanych członków zarządu, którzy w prezesowskich fotelach nie zasiadają.
Jednak czas bezwzględnej dominacji "brygad Mariotta", jak nazywano na początku transformacji ustrojowej ściągających tu w poszukiwaniu szybkich zysków menedżerów zagranicznych, którzy pomieszkiwali w pięciogwiazdkowych hotelach i dopiero z czasem nauczyli się odróżniać Polskę od Boliwii - wbrew stereotypom bezpowrotnie minął. W pierwszej dziesiątce rankingu zarobków bankowców cudzoziemcy stanowią dokładnie połowę. Otwierają go polskie nazwiska. Nie brak w czołówce menedżerów z SGPiS a nie Harvardu jako macierzystej uczelni wpisanej w curriculum vitae.
- Siłą rzeczy w 40-milionowym kraju musiała się narodzić grupa menedżerska. Tyle, że nie jest to grupa właścicielska - przypomina Artur Zawisza.
Nie potwierdza się też stereotyp "yuppies" - błyskotliwych menedżerów w młodym wieku osiągających wysoko opłacane stanowiska. Wystarczy zauważyć, że lider rankingu Jacek Kseń spędził w prezesowskim fotelu nieprzerwanie 10 lat. Zaś najlepiej uposażony z prezesów banków pozostających na swoim stanowisku Józef Wancer ma 66 lat i wiele lat wcześniejszej praktyki na stanowisku wiceprezesa Citibanku.
Chociaż nie brak i starszych, w opinii Zawiszy czołówkę rankingu zdominowała raczej "grupa z lat 90, będąca bankowym odbiciem tego, co kiedyś Adam Glapiński nazwał
Z kolei były już prezes Getin Banku Piotr Stępniak z zarobionymi w ub. r. 1,35 mln zł nie jest rekordzistą, ale za to poszczycić się może największym przyrostem zarobków w porównaniu z poprzednim rokiem. Bez wątpienia na to zasłużył, skoro zyski Getin Banku wzrosły w tym czasie bardziej (o 291 proc) od jego pensji (o 280 proc). Problem w tym, że wypadku większości pozostałych bankowych prezesów proporcje kształtują się odwrotnie. Przyrost wynagrodzeń bankowców już kolejny rok z rzędu znacząco przewyższa wzrost dochodów banków. Zarobki menedżerów rosną szybciej niż... efekty ich pracy.
Wyniki banków nie zależą bezpośrednio od apanaży kierownictwa, skoro prezesowi jednego z najlepszych banków - PKO BP, Rafałowi Juszczakowi, ograniczanemu przez ustawę kominową musi wystarczyć przewidziane przez nią sześć średnich krajowych miesięcznie - 18,7 tys. zł brutto. Z punktu widzenia przeciętnego Polaka to i tak dobra pensja.
Co dołuje banki amerykańskie, wzmacnia polskie
Same tylko zyski banków "giełdowych" - notowanych na parkiecie warszawskim za ub.r. przewyższyły o jedną czwartą zysk z 2006, w slangu inwestorów ostatniego "full wypasionego". Banki zawdzięczają to boomowi na rynku kredytów, zwłaszcza hipotecznych mieszkaniowych. Jednym słowem - to, co pogrążyło banki amerykańskie, lewarowało zyski polskich. Ale tylko w największym uproszczeniu, bo zasady udzielania kredytów przez amerykańskie i polskie instytucje finansowe kształtują się skrajnie odmiennie.
W Polsce o połowę wzrósł w ubiegłym roku portfel kredytów na cele mieszkaniowe dla zwykłych obywateli a nie instytucji. W tym roku tempo to zmaleje pewnie do jednej czwartej. Wszystkie depozyty bankowe wzrosną w tym roku o 13 proc, podobnie kształtować się będą zyski banków. Prognozowane na 2008 r. zyski polskich banków to 15 mld zł, wobec 13,7 mld zł w ub. r. Tymczasem w Stanach Zjednoczonych zyski największych banków - jak Lehman Brothers czy Goldman Sachs - już spadły o połowę.
Aktywa funduszy inwestycyjnych - które do niedawna były motorem bankowych zysków - wzrosły w 2007 o 40 proc, ale teraz już topnieją. Ze 140 mld zł zeszły już do 109 mld zł. Jednak już w 2008 r. odebrane stamtąd aktywa trafiły na lokaty. Gdy z TFI tylko w styczniu wycofano 11,1 mld zł - pieniądze te trafiały na bezpieczne lokaty bankowe oraz fundusze rynku pieniężnego i obligacji. W rekordowym pod względem wycofywania środków z TFI styczniu br. tylko w jednym tygodniu lokaty w PKO BP wzbogaciły się o miliard złotych. O tyle samo, ale przez cały miesiąc - lokaty w Getin Banku.
- Dla banków problem stanowi to, że jednostki funduszy gorzej się sprzedają. Bankom wyschło więc źródło dochodów. Dobrze idą za to pożyczki gotówkowe, kredyty dla konsumentów i kredyty dla firm - wylicza Krzysztof Jedlak, redaktor naczelny gazety giełdy "Parkiet".
Komin dla prezesa, dla pracowników wypowiedzenia
Wysokie zarobki prezesów nie bulwersowałyby nikogo poza frustratami i zawistnikami, gdyby towarzyszyła im porównywalna jakość usług bankowych oraz dbałość o pracowników.
Tymczasem w Citibanku, którego prezes Sikora jest w rankingu zarobków czwarty, a jeśli uwzględnić tych, którzy zachowali swoje fotele, drugi po Wancerze - niemal równocześnie z publikacja tych danych przez "Puls Biznesu" zapowiedziano redukcję zatrudnienia. W ramach cięcia kosztów zlikwidowanych zostanie 490 stanowisk pracy.
Z kolei w PKO, którego prezes Bielecki wśród najlepiej zarabiających jest piąty, a jeśli uwzględnić wyłącznie urzędujących prezesów nawet trzeci - postulaty płacowe pracowników nie są spełniane.
W świecie tradycyjnie promuje się menedżerów wysokimi zarobkami nie tylko za dobre wyniki firmy, ale również zdolność do wykorzystania "kapitału społecznego" oraz dogadania się z własnymi podwładnymi.
Sposobem na trwałe związanie menedżera z firmą, aby maksymalnie troszczył się o jej interesy, pozostaje też wypłacanie części zarobków w akcjach przedsiębiorstwa. Zwłaszcza w USA czy Niemczech zdarza się, że papiery wartościowe firmy stanowią większość wynagrodzenia "top managementu".
Moskwa nie wierzy łzom... zazdrości
Zarobki prezesów zbliżają się do wynagrodzeń zachodnich menedżerów. Nie da się tego powiedzieć o apanażach pracowników. Przeciętne wynagrodzenie prezesa banku giełdowego wynosi 210 tys. zł miesięcznie brutto. Średnia dla wszystkich pracowników banków to z kolei w 2007 r. 6 tys. zł miesięcznie. Zdecydowana większość nie ogląda takich pieniędzy, bo średnią zawyżają zarobki wyższej kasty menedżerów.
W ub.r. przeciętne wynagrodzenie w banku wzrosło o 8 proc. dla wszystkich pracowników - nie więcej, niż w pozostałych sektorach gospodarki. W żadnym wypadku pensje pracowników nie nadążają za wzrostem dochodów, jakich przysparza właścicielom sektor bankowy.
Dolce vita bankowców to jednak nie Warszawa, Wrocław czy Poznań, ale współczesna Moskwa. W rosyjskiej stolicy bankowcy inwestycyjni zarabiają nawet dwukrotnie więcej niż ich nowojorscy czy londyńscy odpowiednicy. Korzystają też z uroków 14-procentowego podatku zamiast 40-procentowego. Na konta Eda Kaufmana z Alfa Banku czy Nicolasa Jordana z moskiewskiej placówki Lehman Brothers wpływa rocznie po 5,2 mln euro. Polscy rekordziści zarabiają podobne kwoty, ale w złotówkach. To jednak wątpliwa pociecha dla zbulwersowanych klientów czy pracowników polskich banków.
Łukasz Perzyna
Ukryta forma udziału w zyskach - ocenia ekonomista Andrzej Diakonow
Płace "managementu" z sektora finansowego - banków, towarzystw ubezpieczeniowych i inwestycyjnych - przekraczają coraz częściej stawki z państw wyżej od nas rozwiniętych gospodarczo.
Ich obecna wysokość i dynamika w Polsce stanowi zjawisko patologiczne, korzystne tylko dla uczestników relacji typu polityczno- personalno-biznesowego. Nie znajduje za to odzwierciedlenia w rzeczywistych uwarunkowaniach i procesach gospodarczych. Płace części menedżerów kształtują się niezależnie od poziomu rentowności firmy, oszacowania wkładu pracy i kompetencji - jednym słowem mechanizmu rynkowego. Nie zależą wprost od wyniku finansowego, nie mają związku ze wzrostem funduszu wynagrodzeń dla całej załogi. Okazują się oderwane od siły instytucji finansowej, mierzonej kapitałem czy poziomem przychodu.
Wysokie wynagrodzenia menedżerów stanowią często ukrytą formę wyprowadzania pieniędzy ze spółki przez układ polityczno-biznesowy, który skupia zarówno członków rady nadzorczej jak zarządu. Faktycznie pensje prezesów oznaczają w tej sytuacji udział w zyskach, a nie wynagrodzenie w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Powszechność tego zjawiska stanowi jeden z argumentów przeciw wprowadzeniu podatku liniowego.
Aby zredukować takie praktyki, musi być stworzony rynek, którego nie zbudują jednak obecne konkursy dla menedżerów, gdzie selekcjonerzy zbyt często wywodzą się z tego samego środowiska, co kandydaci.
Zwraca uwagę niekorzystna rozpiętość między wybujałymi płacami "top managementu", a średnią płacą w sektorze bankowym, nie mówiąc już o średniej w całej gospodarce.
Laboratoryjnym przykładem, że pensje nie oddają jakości pracy menedżerów ani ich wyników pozostaje sukces PKO BP. Drugą pozycję po Pekao SA zajmuje na rynku bank, w którym zarobki menedżerów ogranicza ustawa kominowa. A gdyby lepiej przeprowadzono niedawną prywatyzację PKO BP - ten właśnie bank byłby dziś pierwszy. Podobny mechanizm - już poza sektorem bankowym - obserwowaliśmy przed laty w branży paliwowej, kiedy to menedżerowie z Lotosu, których dotknęła ustawa kominowa, działali sprawniej niż ich koledzy z Orlenu, których wynagrodzenia nie były nią ograniczane.