Arcybiskup krytykuje
Abp Józef Życiński skrytykował przewidzianą w nowej ustawie zdrowotnej możliwość refundowania antykoncepcji oraz zapłodnień in vitro, bo - jego zdaniem - oznacza to finansowanie zabijania życia poczętego.
- Jest to niesprawiedliwe w sytuacji, gdy od dłuższego czasu brakuje funduszy na lekarstwa dla chorych na raka - powiedział abp Życiński.
Nadto zapłodnienie in vitro jest według metropolity lubelskiego "niedopuszczalne dla katolika". - Z tego powodu, że przy takim zapłodnieniu powstają dodatkowe zarodki ludzkie i są one najpierw zamrażane, a potem z reguły zabijane - tłumaczy Życiński.
- Paradoksalnie wygląda sytuacja, kiedy ustawa przewiduje, że katolicy będą płacić podatki, za które refundować się będzie zabijanie życia poczętego. Tego typu dramatu sumienia nie potrafię wskazać w krajach, które mają tak dużą liczbę katolików jak Polska - przekonuje arcybiskup.
180 mln zł rocznie
Posłowie postanowili, że środki antykoncepcyjne będą mogły być refundowane. O tym, co znajdzie się na listach leków refundowanych, zadecyduje minister zdrowia w rozporządzeniach. Zapisy nowej ustawy zdrowotnej umożliwiają także refundację zapłodnień in vitro - gdyż nie znalazły się one w tzw. koszyku negatywnym, czyli wykazie świadczeń, za które pacjent będzie musiał zapłacić sam.
Minister zdrowia Marek Balicki zapowiedział, że kwota ewentualnej refundacji środków antykoncepcyjnych wyniesie w skali roku ok. 180 mln zł.
Balicki zaznaczył dziś, że przyjęte przez Sejm zapisy są jednak "niepełne" i w związku z tym, jego zdaniem, do kwestii antykoncepcji powróci Senat.
"Instrument ograniczania aborcji"
- Jeśli poważnie traktujemy obowiązek władz publicznych do ograniczania zjawiska aborcji, to refundacja środków antykoncepcyjnych jest jednym z instrumentów ograniczania tego zjawiska - powiedział Balicki. Zaznaczył, że w niektórych grupach wiekowych procent bezrobocia to ok. 30-40 proc., a cena antykoncepcji hormonalnej powoduje, że preparaty te są niedostępne dla ubogich.
Tzw. ustawa antyaborcyjna nakłada na władze publiczne obowiązek zapewnienia obywatelom swobodnego dostępu do metod i środków służących świadomej prokreacji.
"Antykoncepcja nie służy leczeniu"
Środowiska działające m.in. na rzecz obrony życia w fazie prenatalnej protestują przeciwko refundacji środków antykoncepcyjnych. Według wiceprezesa Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia Antoniego Szymańskiego, umieszczenie środków antykoncepcyjnych na liście leków refundowanych jest nadużyciem, ponieważ nie służą leczeniu, tylko uniemożliwiają zajście w ciążę.
- Stosowanie środków antykoncepcyjnych jest sprawą osobistego wyboru i poczucia moralności, a nie obowiązkiem państwa, za który muszą płacić wszyscy obywatele - podkreślił Szymański. Odrzucił też argument Balickiego, że wysokie ceny takich środków uniemożliwiają osobom ubogim ich zakup. - Dopłaty do środków antykoncepcyjnych nie mogą być czymś w rodzaju zasiłku dla osób ubogich. Ludziom, którzy potrzebują wsparcia finansowego ze strony państwa, należy podnieść zasiłki i dać im prawo wyboru, na co będą wydawać pieniądze - powiedział.
"Wyrównanie szans kobiet"
Natomiast zdaniem przewodniczącej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Wandy Nowickiej, wprowadzenie środków antykoncepcyjnych na listę leków refundowanych wyrówna szanse kobiet. - Obecnie wysokość cen tych preparatów stanowi poważną barierę dla kobiet, których nie stać na ich zakup, i to właśnie one najczęściej zachodzą w ciążę - powiedziała.
- Ma to również niezwykle istotny aspekt profilaktyczny w polityce społecznej państwa. Jeżeli się nie daje na antykoncepcję - na profilaktykę, to potem trzeba łożyć na opiekę społeczną - podkreśliła Nowicka.
Według organizacji kobiecych w Polsce w ciągu roku nielegalnie dokonuje się od kilkudziesięciu do 200 tys. aborcji. Legalnie wykonanych zabiegów jest natomiast poniżej 200 rocznie.
INTERIA.PL/PAP