ŚWIAT | Czwartek, 10 września 2009 (06:51)
Boliwijski fanatyk religijny porwał w Meksyku samolot pasażerski linii Aeromexico ze 104 pasażerami na pokładzie. Mężczyzna oznajmił załodze, że jest z trzema innymi osobami. Grożąc zdetonowaniem bomby domagał się rozmowy z prezydentem Meksyku. Policjanci wynegocjowali wypuszczenie z maszyny większości pasażerów. Gdy ci opuścili samolot, do środka wtargnęły siły bezpieczeństwa. W pierwszej chwili aresztowano dziewięć osób, lecz wkrótce podano, że porywacz był tylko jeden. Okazało się również, że na pokładzie samolotu nie było ładunku wybuchowego. Na przesłuchaniu porywacz wyjaśnił śledczym, że trzema pozostałymi osobami, o których wspominał, są "Ojciec i Syn i Duch Święty". Jak powiedział, samolot porwał przymuszony boskim objawieniem. Miał w nim jakoby otrzymać informację o zbliżającym się trzęsieniu ziemi, przed którym chciał ostrzec prezydenta
1 / 16
Źródło: AFP