Rospudzkie alibi
Referendum rospudzkie to zabieg tyleż sprytny, co czytelny. Pytanie obywateli, czy chcą, by obwodnicę wokół ich miasta zbudować byle gdzie - byle szybko da oczywisty wynik. A ten wynik z kolei da rządowi wygodne alibi. Tyle, że ja bym wolał, żeby rząd nie szukał alibi, tylko wprost powiedział "obwodnicę trzeba budować" i zaczął to robić.
Szanowni Państwo! Połóżcie rękę na sercu i przyznajcie, czy zanim nie zaczęto bić w ekologiczne dzwony kiedykolwiek słyszeliście o dolinie Rospudy? Podobno niezwykłej, oryginalnej, unikatowej i nadzwyczajnej. Ja może nie zaliczam się do jakiś nadzwyczajnych znawców geografii Polski, ale jako żywo słyszałem i o Biebrzy, i o Czarnej Hańczy, i o Krutyni, i o ujściu Warty, i o paru jeszcze rzekach, które słyną z tego, że mają jakiś nadzwyczajne walory krajobrazowo-ekosystemowe. Rospuda przebojem weszła w ich skład dokładnie wtedy, kiedy miała przeciąć ją obwodnica Augustowa. Wcześniej prawie anonimowa, nagle stała się największym dobrem ekologicznym Polski.
Wystarczy spojrzeć na mapę. Jasno z niej wynika, że z jednej strony Augustowa są jeziora, a z drugiej - Rospuda. Jak by nie wytyczać trasy, która ominie to miasto, to tę nieszczęsną Rospudę trzeba przeciąć. No nie ma wyjścia. A skoro są już gotowe plany, wykupione grunty, zrobione opracowania i wyliczenia, to może nie ma sensu nadmiernie się użalać nad nieszczęsną przyrodą, tylko trzeba podjąć męską decyzję i ruszyć do dzieła. Może nie będzie ono nadzwyczaj ekologicznie koszerne, ale - zdaje się - niespecjalnie jest jakieś inne wyjście.
Nie jestem zaprzysięgłym anty-ekologicznym barbarzyńcą. Nie wierzę jednak, że naszą ojczystą przyrodę da się utrzymać po wsze czasy w stanie dziewiczo-nienaruszonym. Jakieś autostrady muszą ją przecinać, jakieś zbiorniki wodne muszą regulować rzeki, jakieś elektrownie - najlepiej niedymiące (czyli atomowe) muszą się w niej pojawiać, a mam wrażenie, że na dźwięk każdej z takich propozycji ekolodzy wydają z siebie rozpaczliwe rzężenia i ruszają, by przykuwać się do drzew i blokować drogi. Tak było choćby z zalewem czorsztyńskim. Miał być katastrofą, wielu z moich znajomych rzucało się pod ciężarówki, by własnym heroizmem wymusić wstrzymanie budowy. Zalew powstał, uchronił Podhale przed wielką powodzią i dziś wszyscy są z niego zadowoleni.
Mam wrażenie, że podobnie będzie z Rospudą. Po wbiciu parunastu pali torfowiska odżyją, ptaki przeniosą o 300 metrów swe gniazda i lęgowiska, rośliny nie dostrzegą, że wyrosła im obok droga, spływający Rospudą będą spływali jak dotąd. Za parę lat nikt nie będzie pamiętał, jak straszne wyrwy w ekosystemie miała spowodować obwodnica, a ekolodzy będą przykuwali się do kolejnych drzew, by protestować przeciwko budowie autostrady, która będzie miała naruszyć równowagę w jakimś oczywiście niezwykle niezwykłym - choć dziś nikomu nieznanym - unikatowym przyrodniczo miejscu.
Konrad Piasecki