Albo nacjonalista, albo katolik
Potępienie nacjonalizmu przez polskich biskupów w oficjalnym dokumencie Episkopatu to wydarzenie równie zaskakujące, co przełomowe.
Zaskakujące, bowiem od kilku co najmniej lat trwał flirt wielu księży i całych kościelnych instytucji ze środowiskami i grupami nacjonalistów, w tym także radykalnych i tak właśnie (Obóz Narodowo Radykalny) się określających. Kibolskie pielgrzymki do Częstochowy i nocne obrzędy odprawiane na jasnogórskich wałach w świetle pochodni oraz pod nacjonalistycznymi hasłami czy szpalery radykalnych nacjonalistów ustawionych ze sztandarami w głównej nawie białostockiej katedry, stały się emblematycznymi przejawami więzi ideowej lub koniunkturalnej łączącej część duchowieństwa z nacjonalistami.
O ile ekscesy ks. Międlara, paradującego z opaską ONR na ramieniu i wznoszącego nacjonalistyczne hasła na wiecach, zostały ukrócone, to pod kuratelą i z wykorzystaniem aparatu medialnego Tadeusza Rydzyka swoje nacjonalistyczne przekonania szerzyło i szerzy wielu duchownych i świeckich fanatyków. Tymczasem biskupi ubolewają, że "stadiony sportowe bywają niekiedy miejscem niepokojów i agresji, także o podłożu etnicznym" i napominają kibiców, że "także w tym, tak ważnym zwłaszcza dla młodego pokolenia wymiarze życia publicznego, narodowy czy też lokalny patriotyzm nie może być nigdy uzasadnieniem dla wrogości, pogardy i agresji". Odżegnują się stanowczo od sakralizacji i chrystianizacji nacjonalizmu, pisząc że "za niedopuszczalne i bałwochwalcze uznać należy wszelkie próby podnoszenia własnego narodu do rangi absolutu czy też szukanie chrześcijańskiego uzasadnienia dla szerzenia narodowych konfliktów i waśni".
Przypominają też, że "obok katolickiej większości dobrze służyli i nadal jej służą Polacy prawosławni i protestanci, a także wyznający judaizm, islam i inne wyznania oraz ci, którzy nie odnajdują się w żadnej tradycji religijnej". Wyraźne odróżnienie patriotyzmu od nacjonalizmu oraz stanowcze potępienie tego drugiego, oddanie sprawiedliwości obywatelom innych wyznań i bezwyznaniowym, a także odmówienie prawa do wiązania nacjonalizmu z katolicyzmem powinny położyć kres uzurpacji dokonywanej przez nacjonalistów prezentujących się jako prawdziwi patrioci, do tego zaś wzorowi katolicy. Nie powinno to już mieć miejsca przynajmniej w kościele i pod znakiem krzyża. Kościół jest uniwersalny, kościół narodowy to schizma, a kościół nacjonalistyczny to herezja. Niestety, nie należy się spodziewać, by nacjonaliści dali się łatwo z kościoła usunąć. Zbyt mocno się już w nim rozpanoszyli i zbyt wielu mają w nim popleczników.
Potępienie nacjonalizmu przez biskupów może zostać przyjęte podobnie jak potępienie antysemityzmu przez Jan Pawła II - jako element gry wymuszonej przez międzynarodowe, ponadnarodowe i narodowe (konkretnie: żydowskie) instytucje. Jeśli jednak za jasną i wyraźną antynacjonalistyczną deklaracją oficjalnego polskiego kościoła pójdą konkretne działania zamykające nacjonalistom wstęp do świątyń, kościelnych zgromadzeń i uroczystości, a księżom uniemożliwiające udział w nacjonalistycznych imprezach, może ta więź nacjonalizmu z katolicyzmem, zacieśniająca się w ostatnich latach, zostanie zerwana lub co najmniej osłabiona. Korzyści z niej były bowiem jednostronne i czerpane wyłącznie przez środowiska i organizacje nacjonalistyczne, doznające w kościele swoistej sakralizacji.
Obecność w nim zorganizowanych grup nacjonalistów odstręczała natomiast wielu wiernych, zgorszonych fanatyzmem i bojówkarskim ich charakterem. Sakralny splendor spływał więc w kościele na nacjonalistów, paskudny wizerunek nacjonalistów szargał zaś reputację kościoła. Nawet jeśli biskupi potępiając nacjonalizm kierowali się głównie takim rachunkiem zysków i strat wynikających z przyklejania się polskiego nacjonalizmu do polskiego katolicyzmu, to i tak stanowcze zerwanie z nim stanowi pozytywny sygnał i może zainspirować wielu wiernych do porzucenia nacjonalistycznych skłonności i odrzucenia nacjonalistycznych pokus.
Widmo Wielkiej Polski Narodowej oddaliłoby się, być może na zawsze. Chyba, że wyproszeni z kościoła nacjonaliści znajdą opiekunów i protektorów wśród polityków. Chętnych bodaj nie zabraknie.