Zmień miejscowość
Popularne miejscowości
- Białystok, Lubelskie
- Bielsko-Biała, Śląskie
- Bydgoszcz, Kujawsko-Pomorskie
- Gdańsk, Pomorskie
- Gorzów Wlk., Lubuskie
- Katowice, Śląskie
- Kielce, Świętokrzyskie
- Kraków, Małopolskie
- Lublin, Lubelskie
- Łódź, Łódzkie
- Olsztyn, Warmińsko-Mazurskie
- Opole, Opolskie
- Poznań, Wielkopolskie
- Rzeszów, Podkarpackie
- Szczecin, Zachodnio-Pomorskie
- Toruń, Kujawsko-Pomorskie
- Warszawa, Mazowieckie
- Wrocław, Dolnośląskie
- Zakopane, Małopolskie
- Zielona Góra, Lubuskie
Ze szkoły i z domu. Zza biurka i z kanapy. Edukacja po roku pandemii
Katar masz! Zaraz nas przez ciebie zamkną! – wytyka pierwszak drugiemu pierwszakowi. Najmłodsi do zdalnej szkoły wracać nie chcą. Z domów zaś wciąż uczą się uczniowie szkół średnich i klasy IV-VIII, w tym Daniel, który podczas lekcji przechodzi kolejne levele ulubionej gry. Jego mama, by go kontrolować, wyjęła mu drzwi z framugi i "przyniosła" swoją pracę do domu. Lidia, polonistka pracująca z kanapy w salonie mówi, że "na lekcjach" jest 24 godziny na dobę, bo aplikacje się nie wyłączają, a uczniowie nie dają o sobie zapomnieć. Dyrektor podstawówki pyta: - Kiedy będzie normalnie? I co to znaczy "normalnie"?

Specjalnie wydzielone wejście, dezynfekcja rąk, obowiązkowa maseczka zakrywająca usta i nos. Teraz można wejść do Szkoły Podstawowej nr 51 w Lublinie. Dziś, rok po pojawieniu się pierwszego zakażenia koronawirusem w kraju, w takich placówkach częściowo odbywają się lekcje stacjonarne. Łącznie do tej szkoły uczęszcza 1400 uczniów. Pracuje tu 160 nauczycieli.
Na korytarzu panuje jednak cisza. Znanego wszystkim gwaru, śmiechu, przekrzykiwania się dzieci - nie ma.

Wejście do sekretariatu odgradza czerwona taśma. Panie sekretarki siedzą za biurkiem i szybą z pleksi. Mają maseczki, ale widać, że uśmiechają się serdecznie. Zaraz obok jest gabinet dyrektora, Marka Krukowskiego.
- Pani przygotowuje tekst na 4 marca, a w edukacji wszystko wywróciło się do góry nogami nieco później, bo 11 marca - przypomina. Z szuflady biurka wyjmuje ubiegłoroczny kalendarz. Wertuje. Pierwsze dni marca są pełne spotkań. Od 4 - hasła "odwołane". Później już przekreślone dni, całe kartki. To znak, że szkoły zaczęły przechodzić covidową transformację.

Jak te zajęcia wyglądają teraz? - Stacjonarnie uczą się klasy I-III. Miały być słynne "bańki", czyli jeden nauczyciel na klasę, uczniowie niekontaktujący się z innymi na korytarzach czy stołówkach. Tych baniek nie ma. Sama się pani przekona - mówi dyrektor.
Stacjonarnie w szkole
17 uczniów w klasie. To pierwszaki, nie znali się przed pandemią. Kolorują 15-centymetrowe linijki w kształcie żyrafy. Siedzą obok siebie, pożyczają sobie kredki i flamastry. Chodzą po sali. Układają linijkowe żyrafy na podłodze i kładąc się obok nich sprawdzają, ile mają wzrostu.
Wygląda to jak w czasach sprzed epidemii. Jedyne, co się wyróżnia, to maseczka na buzi jednego ucznia.
- Rodzice spytali, czy może przyjść do szkoły, bo co prawda nie ma kataru ani gorączki, ale pokasłuje czasami. Obiecali, że będzie zakrywał usta i nos. Zgodziliśmy się - mówi wychowawczyni klasy Halina Wróbel.

Nauczycielka prowadzi większość zajęć z tą klasą, ale religię i język angielski dzieci mają już z kimś innym. Tak wygląda w praktyce wspomniana wcześniej "bańka".
- Mimo wszystko bardzo się cieszę, że już jesteśmy w szkole. W pierwszym tygodniu po powrocie nie było zajęć dydaktycznych. Dzieci potrzebowały wspólnego kontaktu, zabawy, więc skupialiśmy się na integracji klasy. Później zaczęliśmy stopniowo wracać na normalny tor nauki. Muszę przyznać, że uczniowie nie mają braków z czasu zdalnego nauczania. Rodzice im bardzo pomagali - mówi wychowawczyni.
Kończy się lekcja. Dzieci ustawiają się w parach przed drzwiami. Każde z nich pamięta, by założyć maseczkę. Nieliczni jednak mają zakryte i usta, i nos. Wychowawczyni odprowadza je i wraca na moment do sali.

- Dzieci boją się pandemii. Pytają, czy na pewno będą się uczyć już tylko stacjonarnie. Palcem wytykają tych, którzy mają katar. Mówią: "zaraz nas przez ciebie zamkną" - dodaje Halina Wróbel.
Jest przerwa. W końcu słychać przemieszczające się między klasami dzieci.
Zdalnie ze szkoły
Uczniowie klas IV-VIII mają zajęcia zdalnie. Część nauczycieli prowadzi lekcje ze szkoły. Tak jak Beata Brajerska, nauczycielka matematyki.
Wchodzę do jej gabinetu. Ma właśnie lekcję z klasą VI. Robią zadanie 86, procenty. Nauczycielka tłumaczy, zapisuje równanie. Pyta, jaki będzie wynik. Dopiero po dłuższej chwili odpowiada jej jedna z uczennic. Matematyczka rozpoznaje ją po głosie. "Dziękuję Alu" - mówi. Dzieci trzeba zachęcać, wywoływać do odpowiedzi.

Ktoś pyta, co ma robić, jeśli skończył już zadanie 86, 87 i 88.
- Uczniowie są na bardzo różnym poziomie. O ile stacjonarnie mogę zaobserwować, kto co robi, o tyle zdalnie nie jestem w stanie tego kontrolować. Niektórzy robią zadania znacznie szybciej. Inni mają wolniejsze tempo. Nie mogę więc przyspieszać - wyjaśnia.
Przyznaje, że są też uczniowie, którzy mimo zalogowania, nie odzywają się wcale. - Pytam, nie odpowiadają. Później wyrywają się, że są obecni, tylko mieli "problemy techniczne". Do dziś zdarzają się i takie sytuacje - mówi matematyczka.
Lekcja trwa 30 minut. Przez kolejne 15 nauczyciele są do dyspozycji ucznia. - Są osoby, które w tym czasie proszą o sprawdzenie jakiegoś zadania, albo dopytują, jak coś zrobić. Niektórzy zostają, żeby zwyczajnie porozmawiać.

Nauczycielka nie może doczekać się powrotu zajęć w sali lekcyjnej. - Jednocześnie mam wrażenie, że te zasady pracy z uczniami są tak wypracowane, że sobie radzimy. I poradzimy kolejne miesiące.
- A pani uczniowie chcą powrotu do szkoły? - dopytuję
- Na początku zazdrościli mi tego, że pracuję stacjonarnie. Ale teraz już chyba się przyzwyczaili. Mówią: "Nam jest dobrze, możemy siedzieć w łóżku, wstać za dziesięć ósma...". To już takie luźne rozmowy, ale wiele w nich prawdy.
Jak po pierwszej dawce szczepionki
Dyrektor Marek Krukowski pytany, jaka jest szkoła po roku pandemii, odpowiada: - Myślę, szkoła jest teraz jak człowiek po pierwszej dawce szczepionki. Niby odporna na te wszystkie zawirowania, przygotowana, ale nie do końca. Kombinujemy, staramy się, żeby tych zakażeń koronawirusem na terenie placówki nie było. Wprowadzamy wszelkie procedury, które da się wprowadzić. Robimy też wszystko by - od strony niemedycznej - uczniowie stracili na obecnej sytuacji jak najmniej. Ale nie można powiedzieć, że przez ostatni rok przeszliśmy suchą stopą. Do pełnej odporności nam daleko.
- Kiedy przyjdzie normalność? Kiedy już będzie "po wszystkim"? Co to oznacza? - pyta. - Całkowity powrót do nauczania stacjonarnego będzie przecież powrotem do nowej rzeczywistości. Normalność więc nie pojawi się nagle w dniu powrotu wszystkich dzieci do szkół. Jestem przekonany, że przed nami jeszcze ogrom pracy, zanim tę "normalność" wypracujemy - dodaje.

Interakcja
Dyrektor mówi też o swoich obawach. I nie są związane z kwestiami dydaktycznymi. Tłumaczy: - Na pewno już są wśród naszych uczniów osoby z zaległościami, ale to da się odrobić. Dużo większym problemem są kwestie, które dotyczą życia młodego człowieka w społeczeństwie, w grupie.
- Dzieci w szkole miały możliwość interakcji. Uczyło się ich norm i pewnych reguł. Teraz mamy sytuację, w której większość czasu spędzają same w domu. Nie uczą się, jak żyć wśród innych. To jest coś, czego nie da się nadrobić - ocenia Marek Krukowski.
Ponadto, jak podkreśla, uczenie się to przecież proces społeczny. - Uczniowie od swoich rówieśników w klasie mogą nauczyć się dużo więcej, niż od nauczyciela. Trudno jest uruchomić taką pracę grupową w nauce zdalnej. Uczniowie nie rozmawiają. Na zadaniach w grupach wyciszają mikrofony. Mam taką obawę, że ta zdalna nauka odzwyczaiła ich interakcji. Chyba im tak dobrze. Martwi mnie to - przyznaje dyrektor.

Zmęczenie, spadek motywacji, problemy z koncentracją
Szkolny psycholog Anna Wiącek przyznaje: - Początkowy stres związany z dużym poczuciem zagrożenia stopniowo opadł. Teraz uczniowie funkcjonują w stanie przewlekłej deprywacji ważnych potrzeb i konieczności zastępczego ich zaspokajania.
- Patrząc na uczniów, z którymi pracuję - dostrzegam ich zmęczenie, spadek motywacji, problemy z koncentracją, często - obniżony nastrój - dodaje.
I podkreśla: - O ile wcześniej dzieciom bardzo doskwierała samotność, o tyle teraz już się do niej trochę przyzwyczaiły. Znalazły sobie formy zastępcze, komunikowanie wirtualne, świat internetu. Jakiś ślad na pewno po tym pozostanie. Zdecydowanie częstsze będą problemy z uzależnieniem od komputera. Pewnie wiele problemów uda się przepracować, z niektórymi uczniowie mogą borykać się przez długie lata.

Od rana do nocy
Katarzyna wstaje o 6 rano i budzi syna. Wsiadają do samochodu i jadą na basen. Daniel jest w klasie sportowej, trening ma każdego dnia. Katarzyna czeka na niego ponad dwie godziny, wracają do domu. Jest godzina 10:30.
Spotykamy się w mieszkaniu na warszawskich Bielanach. To nie tylko dom. To miejsce, które od roku jest też szkołą 12-letniego Daniela, ucznia VII klasy szkoły podstawowej. - O 10:45 zaczynamy zajęcia. Na początek chemia - mówi Katarzyna Olędzka.
Wchodzimy do pokoju Daniela. Nie ma drzwi, sama framuga. - Zostały wyjęte, bo nie panowałam nad tym, co robi syn - przyznaje kobieta.

Minuta za minutą
10:41. Daniel gra w telefonie. - Dzisiaj chyba kartkówka? Zaraz zerknę w kalendarz. Sama wszystko prowadzę i zapisuję, bo syn nie zawsze pamięta - przyznaje Katarzyna.
10:43. Daniel zostawił telefon, włączył grę na komputerze. Nie wygląda, jakby przejmował się tym, że za moment zaczynają się zajęcia. Mama Daniela szuka notatek.
10:44. Zauważam, że za minutę chemia. Katarzyna ponagla syna. - Włącz te lekcje - mówi. Ten odpowiada, że pani nauczycielka poczeka. Na pierwszą godzinę uczniom zdarza się spóźniać. - Zazwyczaj jest połowa osób. Nie wyrabiają się, żeby dojechać po basenie. Przez jakiś czas, gdy nie mogłam odbierać syna ze szkoły i wracał tramwajem, bywało tak, że łączył się na lekcje zdalnie w telefonie - przyznaje Katarzyna.

Bez kamerki
Zaczynają się zajęcia, Daniel loguje się, nie widać go. Wyłączoną kamerkę ma cała klasa. Mikrofon uczniowie włączają tylko po to, by powiedzieć "jestem" podczas sprawdzania listy obecności. Daniel nie stara się na siłę robić wrażenia, że się uczy. Wyciąga telefon, coś sprawdza. Mama go ponagla, prosi, by notował.
Idziemy do salonu. Przez całą naszą rozmowę w tle słychać będzie kolejnych nauczycieli prowadzących zajęcia.
- Zostawię włączony telewizor, bo może znowu jakaś konferencja będzie o szkołach. Przecież nigdy nie wiadomo, kiedy ogłoszą kolejne decyzje - informuje mnie Katarzyna.
- Syn w ostatnim czasie zaczął podczas lekcji grać, nie tylko na telefonie, ale i na komputerze. Wyłączony ma przecież głos i kamerę. Nauczyciele udają, że nie wiedzą, a dzieci nie uważają. Te wyjęte drzwi to właśnie kara za to - zdradza mama Daniela.
Pytam, jak w takim razie się uczy. Jakie ma oceny. - Oceny? Fantastyczne! Same czwórki i piątki, kilka trójek - mówi Katarzyna, pokazuje elektroniczny dziennik. - Ale to nie oddaje wiedzy. On ma korepetycje trzy razy w tygodniu po kilka godzin. Płacę za to 1500 zł miesięcznie.

Sprawdziany i kartkówki
- O, właśnie do Librusa coś przyszło. Będzie kolejny sprawdzian z geografii. I kartkówka z chemii.
- A jak te sprawdziany wyglądają?
- Z historii mamy na przykład test z 12 tematów. A dzieci nie potrafią nic z tej historii, potrafią tylko ściągać. Zresztą z tym ściąganiem też się wycwanili.
- To znaczy?
- Wchodzą na komunikatory i rozwiązują zadania razem. Dowiedziałam się też, że jest taki program, gdzie przekleja się matematyczne równanie i ten program go rozwiązuje. Pewnie z fizyką działa to podobnie. Rozprawka? Spisują wszystko z internetu. Kopiuj-wklej.
"Na luziku"
Lekcja się skończyła. Daniel dołącza do nas w salonie. W ręce ma telefon z włączoną grą.
Mama: Co teraz?
Syn: Geografia
Mama: Kartkówkę masz. Zerknij w notatki
Syn: Spokojnie mamo. Na luziku.

"Mi się podoba"
Pytam - coś ciekawego było na lekcji? Jak zajęcia? - Mi bardzo podobają się zdalne lekcje. Głównie dlatego, że jak odpowiadam, to nie muszę się tak bardzo stresować. A ogólnie to jakbym był w normalnej szkole, mój poziom stresu sięgałby zenitu. Lekcje zdalne są spoko - odpowiada Daniel.
- Nie czujesz, że cię coś omija? Bywa, że czegoś nie rozumiesz?
Zastanawia się. Odpowiada: - Rzadko. Choć czasami tak jest.
Katarzyna na koniec przyznaje: - Bardzo chcę, żeby syn wrócił do szkoły. Jednocześnie obawiam się tego, co wtedy będzie. Nie da się z tego, co jest teraz, przejść do normalnego trybu jakby nigdy nic. Ten czas jest stracony. Nie do nadrobienia.
Jeden pokój. Całe dnie przed monitorem
Tak wygląda nauka zdalna ucznia VII klasy. O kilka słów komentarza poprosiliśmy jeszcze Magdalenę Zielińską, mamę trojga dzieci, każde na innym etapie nauczania. 7-letni syn uczy się w III klasie szkoły podstawowej, a dwoje pozostałych - w klasie VI i II liceum - ma lekcje z domu. Mieszkają w Łodzi.
- Córki siedzą w jednym pokoju. Słuchają lekcji na słuchawkach. Mało jednak z nich wynoszą, widzę to. Młodsza nie notuje zadanych lekcji, osłabiły się jej oceny. Starsza w liceum stara się bardziej, w końcu za rok matura. Siedzi do godziny 15 przy komputerze. Później odrabia zadania, ciągle komputer, całe dnie przed monitorem - mówi nam Magdalena.
Stacjonarny bunt
Jak radzi sobie syn, który wrócił na stacjonarne lekcje? Jego mama mówi, że znacznie lepiej, niż podczas nauki zdalnej. - Oceny poszły w górę. Jest też WF, więc i energia rozładowana. Pojawił się jednak kolejny problem.
- Jaki? - pytam - Nie chce wstawać. Ubierać się i iść do szkoły. Pyta dlaczego ma iść, skoro siostry zostają w domu. Buntuje się coraz bardziej. Codziennie pyta, czy może jednak zostać w domu. Czuje się niesprawiedliwie traktowany.
Zdalny nauczyciel
Salon. Kanapa. Pod plecami poduszka. Stolik kawowy, na nim laptop "odziedziczony" po córce. Słuchawki. Gorąca herbata, książki i segregatory pełne notatek. To miejsce pracy Lidii Różackiej, polonistki z Jastrzębia-Zdroju. Uczy w zespole szkół - liceum i technikum, wciąż zdalnie.
- Mam wrażenie, jakbym była cały czas w pracy. To przez te aplikacje w komputerze. One się w ogóle nie wyłączają. Jak ktoś do mnie pisze nawet wieczorem, to nie mam serca nie odpisać. Nie potrafię odmówić uczniowi pomocy - mówi nauczycielka.
W placówce, w której jest zatrudniona, jest zasada - 2/3 zajęć musi się odbywać online. Reszta to samodzielna praca ucznia nad zadaniami zleconymi przez nauczyciela.

Zasady
Ma swoje zasady. Mówi o tej nadrzędnej. - Angażuję uczniów podczas lekcji. To podstawa na pracy zdalnej. Proszę, by czytali na głos, na przykład wiersze albo fragmenty powieści. Tylko tak mam z nimi kontakt - tłumaczy.
- Widzę wtedy, że są na przykład uczniowie, którzy ciągle się gubią. To przeważnie chłopcy z pierwszych klas technikum - przyznaje Lidia Różacka. - Oni przyszli po ośmioletniej podstawówce w trakcie pandemii. Wymagają dobrych ocen przy minimum pracy. To mądre dzieci, ale nauka zdalna im nie służy.
- Młodzież w klasach wyższych jest już bardziej świadoma. Maturzyści co do zasady uważają. Bardziej się angażują, starają się. Im też zależy, żeby skończyć szkołę, napisać dobrze maturę. I zapewne w wielu przypadkach - wyjechać z tego miasta - mówi polonistka.
Być człowiekiem
- Zasady są ważne, ale trzeba w tym wszystkim... być człowiekiem. Wiem, że często w jednym pokoju uczy się dwójka, trójka dzieci. I mają trudne warunki. Rodzice idą do pracy, starsze dzieci muszą uczyć się i jednocześnie zająć się młodszym rodzeństwem. Przypilnować je, obiad odgrzać. Trzeba być w tym wszystkim elastycznym. Wyrozumiałym - tłumaczy Lidia Różacka.
- Mimo że kamera na moich lekcjach jest wyłączona, czasami słyszę, jak jest w domach młodzieży. Mama przeklina. Tata chrapie obok. Rodzeństwo krzyczy. My nie zdawaliśmy sobie sprawy przed pandemią, jak żyją nasi uczniowie - wyznaje nauczycielka.
Zdradza też, że są też tacy, którzy w trakcie lekcji pracują. - Nie wiem, jaka jest sytuacja w ich domach. Być może tego bardzo potrzebują - dodaje.

"Dostałam od rządu w twarz"
- Mi było przykro, że się tak staramy, a przeznaczono nam szczepionkę koncernu AstraZeneca. Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy się szczepić - przyznaje z goryczą.
- Wie pani, jak ja się czułam po szczepieniu? Dreszcze zwalały mnie z nóg. Gorączka powyżej 38 stopni Celsjusza, bóle mięśni, osłabienie. Pozostałe szczepionki nie wywołują takich reakcji - dodaje. - To był moment, w którym poczułam, że dostałam od rządu w twarz.
Gorzki efekt
Lidia Różacka jest nauczycielką od 29 lat. - Nigdy nie zdarzyło się, żeby mój uczeń nie zdał matury pisemnej z języka polskiego. A w ubiegłym roku nie zdały trzy osoby z 86 moich maturzystów. To o trzy za dużo - mówi.
- Może oddali pusty arkusz. A może źle się czuli tego dnia. Zrobiłam wszystko, co mogłam, a mimo wszystko wzięłam to bardzo do siebie. W sierpniu na szczęście poprawili, to nie było tak, że kompletnie sobie nie poradzili - stwierdza polonistka.
Na koniec podkreśla: - To był trudny rok dla każdego. Nauczyciele muszą pamiętać, że jesteśmy często jedynymi osobami, które powiedzą temu uczniowi coś dobrego. Oni mogą tego w domu nie mieć.
- Trzeba zrobić wszystko, żeby młodzi ludzie się nie podłamali. Trzeba trzymać ich przy życiu - podsumowuje.
***