W Interii od miesięcy piszemy o tym, co działo się w Państwowej Inspekcji Pracy za czasów Wiesława Łyszczka. Kiedy napisaliśmy o nagrodach, które urzędnik przyznał sam sobie, wybuchł skandal. Były główny inspektor pracy nie dawał za wygraną nawet po odwołaniu. Jeszcze pod koniec września ujawniliśmy, że próbował m.in. sprawić, żeby jego asystentka została nadinspektorem pracy. Odkąd szefem PIP został Andrzej Kwaliński, kierownictwo instytucji zakasało rękawy i zaczęło sprawdzać nieprawidłowości, o których donosiła Interia i doświadczeni pracownicy inspekcji pracy. Jak dowiedzieliśmy się oficjalnie w Głównym Inspektoracie Pracy, specjalny zespół przeanalizował najpierw dokumenty "z zakresu kadr i płac związanych z polityką zatrudnienia". Chodzi o okres między 1 a 23 września, kiedy ostatnie decyzje podejmował Wiesław Łyszczek. - Trwa jeszcze analiza ujawnionego stanu faktycznego pod kątem prawnym, również w celu podjęcia decyzji mających na celu zniwelowanie negatywnych skutków finansowych oraz prawnych dla Urzędu - przekazała Interii Danuta Rutkowska, rzecznik GIP. Relacje świadków Już teraz wiadomo, że lista ujawnionych nieprawidłowości jest bardzo obszerna. Jak ustalili kontrolerzy, na posady w Państwowej Inspekcji Pracy mogli liczyć członkowie rodzin ścisłego kierownictwa instytucji. Zatrudniano także osoby bez kwalifikacji, pomijając procedury naboru pracowników. Nowe stanowiska powstawały mimo braku zapotrzebowania. O takim przypadku pisaliśmy w kontekście chociażby Iwony Hadacz, która była niegdyś asystentką Łyszczka. Jak podaliśmy w Interii, dostała ona posadę wicedyrektora departamentu kadr i szkoleń, który wcześniej... nie istniał. W informacji dotyczącej raportu, którą uzyskaliśmy z Głównego Inspektoratu Pracy, można również przeczytać m.in. o "antydatowaniu" dokumentów kadrowych, naruszaniu kodeksu etyki zawodowej czy zawyżaniu pensji i "dyskryminacji w wynagrodzeniach". - Materiał dowodowy zgromadzony w sprawie, poza dokumentami, został oparty o wyjaśnienia osób, które na polecenie służbowe byłego kierownictwa brały udział w realizacji tych poleceń, a więc bezpośrednich świadków dokumentowanych wydarzeń - mówi Rutkowska. Nowe kierownictwo było zmuszone do natychmiastowej interwencji. - Na chwilę obecną udaremniono dwie próby zatrudnienia osób w Okręgowych Inspektoratach Pracy z pominięciem obowiązujących w PIP procedur naboru, w jednym przypadku: próbę zatrudnienia członka rodziny - usłyszeliśmy od rzeczniczki Głównego Inspektora Pracy. "Taką listę można przykleić każdemu" O komentarz w sprawie poprosiliśmy posłów z Rady Ochrony Pracy, którzy od dawna zajmują się sprawami inspekcji. - Jestem zaskoczona ilością nieprawidłowości. Mówię o nich już od kilku lat. W zasadzie na każdym posiedzeniu Rady Ochrony Pracy zadawałam bardzo wiele pytań i otrzymywałam bardzo zdawkowe odpowiedzi. Niewiele z nich wynikało - tłumaczy Izabela Katarzyna Mrzygłocka z PO. Posłanka opozycji nie ukrywa, że spodziewała się właśnie takich wyników kontroli wewnętrznej. Zarówno w kontekście własnych ustaleń jak i tego, co publikowaliśmy w Interii. - Raport potwierdza bardzo wiele moich wątpliwości czy nieprawidłowości, na które zwracałam uwagę. Chciałabym wiedzieć, co będzie dalej - mówi Mrzygłocka. Zupełnie innego zdania jest Janusz Śniadek, przewodniczący Rady Ochrony Pracy i polityk PiS. - Dla mnie to szok, że dowiaduję się o czymś takim od dziennikarza. To przekazywanie informacji szkalujących inspekcję pracy - przekazał nam poseł. - Jestem zszokowany, że takie niepotwierdzone dokumenty, bez wewnętrznego rozpatrzenia, przedostają się do mediów. Każdego można pomówić w taki sposób. To bardziej pomówienie niż informacja - dodał. Według polityka partii rządzącej "taką listę zarzutów można przykleić każdemu". - Nowy szef próbuje w tej chwili budować autorytet na kontestowaniu poprzednika? - zastanawia się Śniadek. - Upublicznienie czegoś takiego świadczy jak najgorzej o kierownictwie oraz osobach, które pracują w Głównym Inspektoracie Prasy - stwierdził rozmówca Interii. Pożegnanie w Sejmie Jak ustaliła Interia, chociaż Wiesław Łyszczek odszedł w niesławie po naszym tekście o nagrodach, czeka go we wtorek oficjalne pożegnanie w Sejmie. Przewodniczący Rady Ochrony Pracy przekazał nam, że uroczystość była zaplanowana już jakiś czas temu. - Z marszałkiem Ryszardem Terleckim umówiliśmy się na to spotkanie, kiedy doszło do przekazania urzędu głównego inspektora pracy. Wiesław Łyszczek był wtedy na zwolnieniu lekarskim, ono dopiero teraz dobiegło końca - powiedział Interii Śniadek. - Gdyby wcześniej pojawiał się publicznie, byłoby to niewłaściwe. Stąd opóźnienie. Natomiast to nie będzie żadna wielka uroczystość. Krótkie spotkanie, podziękowanie za to, co robił do tej pory - precyzuje. Zdaniem przedstawicieli opozycji zapraszanie Łyszczka na pożegnanie do Sejmu nie jest najszczęśliwszym pomysłem. - W czasie, gdy ukazuje się raport wewnętrzny Głównego Inspektoratu Pracy, zapraszanie Wiesława Łyszczka do Sejmu jest bardzo nie na miejscu. Poza tym kto dokładnie go żegna? Rada Ochrony Pracy? - dopytuje Mrzygłocka. - Ja zaproszenia nie dostałam. Niejeden główny inspektor pracy już odchodził i nigdy nie organizowano takich pożegnań. Na pewno nie robiła tego Rada Ochrony Pracy - dodaje posłanka. Źródła Interii z Państwowej Inspekcji Pracy donoszą, że Wiesław Łyszczek wciąż jest na zwolnieniu lekarskim, ale nie udało nam się potwierdzić tych informacji. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że były główny inspektor pracy ma się pojawić w Sejmie razem z Iwoną Hadacz. Jakub Szczepański