Mniejsze porcje na talerzu, dłuższy czas oczekiwania na dostawę zakupów internetowych, gorsza jakość zagranicznych wycieczek, a wszystko to... w tej samej cenie. "Witamy skimpflację" - mówią amerykańscy ekonomiści. Termin ten (z ang. skimpflation) to połączenie słów "skimp" (skąpić) i "inflation" (inflacja). W ubiegłym roku w USA spopularyzował go Alan Cole z newslettera Full Stack Economics. - To sytuacja, kiedy konsument dostaje mniej, płacąc tyle samo. W przeciwieństwie do typowej inflacji, kiedy na te same usługi wydajemy więcej, tu z konta znika nam ta sama kwota, jednak coś jest gorsze jakościowo - wyjaśniał. Kolejna charakterystyczna cecha? Usługodawcy nie przyznają się do oferowanego nam niższego standardu. Tak, jakby różnica nie istniała. Skimpflacja. Co to za zjawisko? Skimpflacja jest konsekwencją inflacji, która - przypomnijmy - w maju sięgnęła 13,9 proc., a w czerwcu 15,6 proc. - A to tylko ta konsumpcyjna. Inflacja producencka już w maju sięgnęła prawie 25 proc. Do tej pory firmy nie miały problemów z przerzucaniem kosztów na konsumentów. Ale - jeśli chodzi o ceny - każdy z nas ma jakąś "granicę bólu". Gdy są one zbyt wysokie, rezygnujemy z zakupów, wyjść do restauracji, szukamy tańszej alternatywy. I tak dochodzimy do skimpflacji - mówi Bartosz Bednarz, kierownik serwisu Interia Biznes. Doskonale widać to na wspomnianym przykładzie gastronomii. - W jednej z lubelskich restauracji zauważyłem, że burgery się skurczyły. Jednocześnie w karcie pojawił się dopisek, że burger XL jest 10 zł droższy - podaje przykład Łukasz. - Ciekawa jestem, czy jeśli położylibyśmy danie na wadze, wskazałaby ona tyle samo gramów, co przed kilkoma miesiącami. Zakładam, że nie - dodaje Anna. "Jestem za transparentnym podejściem do klienta" Natalia Sitarska z Łukaszem Smolińskim od lat prowadzą bloga podróżniczo-kulinarnego Tasteaway. Są również założycielami DESEO Patisserie & Chocolaterie. Mają więc dwie perspektywy - bywalców restauracji oraz właścicieli cukierni. - Generalnie ceny rosną lub pozostają takie same, a porcje maleją - ale obecnie to sytuacja kompletnie zrozumiała. Przy podwyżkach wszystkiego kwoty ustalane kilka miesięcy, czy nawet tygodni wcześniej okazują się nieadekwatne. Pamiętajmy, że restauratorzy nie podnoszą cen, "bo tak". Robią to ze względu na drożejące: prąd, gaz, składniki, pracę ludzką oraz czynsze, jeśli ktoś płaci w euro, a jest to dość częste - wyjaśnia Interii Sitarska. Jej zdaniem decyzje o wyższych cenach dla wielu restauratorów są trudne, zwłaszcza, jeśli goście przyzwyczaili się do ich określonego poziomu, a ostatnio są bombardowani podwyżkami wszystkiego wokół. - Wiem - zarówno z naszego doświadczenia, jak i rozmów ze znajomymi z branży - że teraz restauracje po prostu nie mają wyjścia. Myślę też, że rozsądny konsument to rozumie. Sam dostrzega wyższe koszty w swoim gospodarstwie domowym, więc niemożliwym jest, by ceny w jego ulubionych lokalach nie uległy zmianom. A zjawisko skimpflacji? - Zdecydowanie jestem za transparentnym podejściem do gości. Myślę, że zwiększenie ceny jest bardziej uczciwe. Pozostawienie analogicznych kwot przy mniejszych porcjach lub gorszych składnikach może rodzić u klienta poczucie, że restaurator chce go oszukać - dodaje Sitarska. Zrezygnowali z najtańszych usług Natalia i Łukasz Kozłowscy od kilkunastu lat prowadzą w Lublinie restaurację Insomnia. Jeszcze jesienią reklamowali swoje trzydaniowe lunche za 25 złotych. W tym roku zmienili strategię biznesową i wymknęli się złym trendom. - Zrezygnowaliśmy z najtańszych usług, które nie pokazywały naszych umiejętności. By utrzymać jakość, musielibyśmy podnosić ceny non stop - opowiada Interii Kozłowska. Postawili więc na przyjęcia zorganizowane - urodziny, chrzty, wesela, komunie, obiady doktorskie, stypy oraz catering. - Zdecydowaliśmy szanować swoje zdrowie. Do "zmiany frontu" zmobilizował nas też ciężar zobowiązań - pracownicy, ich rodziny oraz nasza przyszłość. Imprezy okolicznościowe są bardziej opłacalne, przewidywalne i dużo mniej stresujące niż klient przychodzący do Insomnii prosto "z ulicy". Skimpflacja. Co na to UOKiK? O skimpflację pytamy również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. - Inspekcja Handlowa kontroluje bary, restauracje i inne miejsca sprzedające żywność, sprawdzając, czy cenniki potraw i napojów zawierają aktualne informacje umożliwiające identyfikację ceny z potrawą. Restauratorzy powinni zapewnić konsumentom wystarczającą liczbę cenników jeszcze przed przyjęciem zamówienia (np. w formie karty menu), a także umieścić je w miejscu ogólnodostępnym wewnątrz lub na zewnątrz lokalu - wyjaśnia Małgorzata Cieloch, rzeczniczka prasowa UOKIK. Kontrolerzy sprawdzają również, czy cena z menu jest tą samą, która widnieje na paragonie - czy nie znajdują się tam np. dodatkowe opłaty za serwis, o których konsument nie został wcześniej poinformowany. Inspektorzy zwracają uwagę, czy w jasny sposób podane są informacje o wielkości/ilości potrawy lub napoju. - Biorąc pod uwagę specyfikę gastronomii, może być ona wyrażona poprzez "sztuki" lub "gramaturę", a jeśli produkty oferowane są w różnych wielkościach/rozmiarach (np. pizza) - ilość ma być uwidoczniona tak, by konsument miał możliwość porównania oferty (pizza - 38 cm, 48 cm albo w gramach). Wszystko sprowadza się do jednego - powinniśmy mieć jasną informację, za co płacimy - podkreśla. Problem zmniejszających się porcji i opakowań UOKIK obserwuje w przypadku różnych produktów od wielu lat. - Konsumenci sygnalizują tego typu zachowania przedsiębiorców głównie na różnych forach. Zgodnie z prawem, jeśli mamy jasną informację dotyczącą ceny i wielkości produktu, nie dochodzi do złamania prawa. Dlatego radzimy przede wszystkim korzystać z podstawowego prawa do informacji i możliwości porównania produktów. Skimpflacja i inflacja. Co nas czeka? Czy skimpflacja zniknie, gdy inflacja zacznie spadać do celu inflacyjnego NBP - 2,5 proc.? - Zapewne tak. Ale nie sądzę, by miał to być proces dynamiczny. Z czasem firmy ponownie będą o klienta walczyć jakością usług, a nie tylko ceną - puentuje Bartosz Bednarz.