Do tragedii doszło w grudniu w Belgii. 41-letnia mieszkanka Puurs pod Antwerpią wzięła zaledwie łyk wina, odstawiła kieliszek, bo miało jej nie smakować. Po chwili straciła przytomność. Kobieta trafiła do szpitala, w którym pięć dni później zmarła. Sekcja zwłok wykazała obecność w jej krwi śmiertelnej dawki substancji psychotropowych takich jak MDMA i MDA. Podczas dochodzenia ustalono, że kobieta nie zażywała narkotyków, a ecstasy było w butelce wina. Nie wiadomo, skąd narkotyki się tam wzięły i jak kobieta weszła w posiadanie tego trunku. Belgijscy śledczy podejrzewają, że ktoś rozpuścił ecstasy w butelce wina w celu przemytu narkotyków. Nie jest jasne, czy tylko w jednej. Śledczy obawiają się, że butelka mogła być tylko częścią większej partii przemytu. Dlatego ostrzegają: jeśli ktoś ma butelkę merlot cabernet sauvignon z 2016 roku holenderskiej firmy Black and Bianco, dodatkowo nie z oryginalnym czarnym, ale zwykłym korkiem - nie powinien jej otwierać, tylko przekazać policji. Okazuje się jednak, że sprawa ma drugie dno. Kobieta pracowała bowiem w sklepie, w którym wystawiano na sprzedaż produkty skonfiskowane przez belgijskie organy finansowe. Podobna sytuacja miała miejsce już w 2017 roku. Inny pracownik sklepu źle się poczuł po wypiciu wina, które wziął do domu. Miał więcej szczęścia - przeżył. Ministerstwo finansów Belgii zapewnia, że przypadek kobiety z Puurs jest inny. Po incydencie z 2017 roku wprowadzono bowiem zakaz sprzedaży w sklepie napojów i produktów spożywczych pochodzących z konfiskaty, a pracownikom zabroniono zabierania ich do domu. Joanna Potocka Więcej na RMF24.pl