Pojawienie się Margaret Thacher nie tylko odmieniło brytyjską scenę polityczną, ale wprowadziło powiew świeżości na europejskie salony, nierzadko przyprawiając eurokratów o ból głowy. Nie podobała jej się zbytnia ingerencja Brukseli w brytyjskie sprawy, o czym otwarcie mówiła. W 1984 roku, uderzając torebką w stół, wywalczyła brytyjski rabat, zredukowaną składkę do unijnego budżetu. Zaatakowała przy tym Francję mówiąc, że Wielka Brytania za dużo wpłaca do unijnego budżetu, a za mało otrzymuje i nie korzysta na przykład z dotacji rolniczych w tak dużym stopniu jak inne kraje. "Była głośna, kompetentna, bardzo inteligentna, jedyna w swoim rodzaju. Nie bała się być niedyplomatyczna i mówiła głośno czego chce. Przyjeżdżała na spotkania, broniąc brytyjskich interesów, machając swoją torebką, a my śmialiśmy się, że ma ukrytą w niej broń" - wspomina w rozmowie z Polskim Radiem Jeff Meade z brytyjskiej agencji informacyjnej PA, który od początku obserwował karierę Margaret Thacher z unijnej perspektywy. Brukselski korespondent przyznaje, że wzbudzała ciekawość, intrygowała. "Jej konferencje prasowe po europejskich szczytach przyciągały tłumy. Każdy chciał ją zobaczyć, bo była inna, różniła się od nudnych mężczyzn, w szarych i czarnych garniturach, mówiących o niczym" - powiedział Polskiemu Radiu Jeff Meade. Kluczowe dla relacji Londynu z Brukselą było wystąpienie Margaret Thatcher w Brugii w 1988 roku, w którym wyraziła sprzeciw wobec europejskiego federalizmu.