Wybory w USA. "Kampania była personalna, niemerytoryczna i emocjonalna"
- W polityce jest tak, że ostre kampanie wyborcze stają się największym kłopotem później, gdy przychodzi rządzić krajem, który sam się wcześniej zantagonizowało - komentuje dla Interii kampanię prezydencką w USA Mateusz Zaremba, politolog z SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w Warszawie.

Justyna Kaczmarczyk, Interia: Jaką wskazałby pan cechę charakterystyczną tej kampanii? Mateusz Zaremba, politolog z Uniwersytetu SWPS: - Była ona bardzo niemerytoryczna. Co prawda podczas debat poruszane bywały merytoryczne kwestie, ale robiono to w sposób bardzo emocjonalny. Ponadto w tej kampanii akcentowano bardzo dużo wątków personalnych. W mojej ocenie, stoi to w sprzeczności z demokracją. W demokracji akceptujemy, że jest oponent, czy cała grupa, która ma odmienne zdanie. W dyskusjach podczas tej kampanii prezydenckiej atakowany był nie program, a osoby. Poddawano pod dyskusję wątki osobiste, a nie rzeczowe.Pojawiają się zdania, że to była kampania całkowicie poniżej poziomu demokracji w wydaniu amerykańskim. - Nie lubię wielkich słów, ale przyznaję, że to zmierzało w tę stronę. To była kampania trochę populistyczna.
Kandydaci starsi, ale duża część kampanii wyborczej była prowadzona w mediach społecznościowych, które wydają się być domeną ludzi młodych.
- Kampania dziś nie może się obejść bez internetu. Często ta aktywność w mediach społecznościowych nie jest wolą kandydata, ale obecnie internet to narzędzie, którego polityk chcący wygrać wybory nie może pominąć.
Jaki jest najmocniejszy punkt Trumpa i Clinton w tej kampanii?
- W przypadku Clinton - nie wchodząc w tabloidowe wątki - na jej korzyść zaliczyłbym debaty, w których - moim zdaniem - wypadała na bardziej merytoryczną niż kandydat Republikanów. A Trump? Myślę, że to, gdzie się znalazł, to jego osobisty sukces. Sukces człowieka, który nie mieścił się w ramach, a został kandydatem na prezydenta USA.
- Z drugiej strony należy pamiętać, że w przypadku Hillary Clinton na kampanii w dużej mierze zaważyły wątki z przeszłości. Trumpowi nie powinniśmy zapomnieć wypowiedzi, w której stwierdził, że nie jest do końca pewien, czy uzna wynik wyborów. On się potem rakiem z tego wycofywał, ale... słowo się rzekło, kobyłka u płotu. W demokracji niebezpieczne jest podważanie zasad. Żeby demokracja była sprawna, kandydat musi jednoznacznie akceptować reguły gry.
Czy taka kampania, o której pan mówił - personalna, niemerytoryczna i emocjonalna - doprowadziła do napiętej sytuacji w USA?
- Czy sytuacja w Stanach Zjednoczonych jest napięta? Nie wiem. W polityce jest tak, że ostre kampanie wyborcze stają się największym kłopotem później, gdy przychodzi rządzić krajem, którego społeczeństwo samemu się wcześniej zantagonizowało.
Rozmawiała Justyna Kaczmarczyk