Według sondażu exit poll, przeprowadzonego przez instytut badania opinii infratest dimap, SPD zdobyła 37,5 proc. głosów w hanzeatyckiej metropolii. Jest zatem niemal pewne, że dotychczasowy burmistrz pozostanie na swoim stanowisku. Niemniej socjaldemokraci zdobyli o 8,1 pkt. proc. mniejsze poparcie niż pięć lat temu. Będzie to miało znaczenie przy negocjacjach na temat kontynowania koalicji rządowej z jedynym politycznie realnym partnerem - Zielonymi. Partia ta nie dość, że znalazła się na drugim miejscu z 25,5 proc. poparciem, to udało jej się poprawić wynik o 13,2 pkt. proc. w porównaniu z poprzednimi wyborami. Na chadeków z CDU zagłosowało, według prognoz, 11,5 proc. mieszkańców drugiego pod względem wielkości miasta Niemiec, które podobnie jak Berlin i Brema funkcjonuje jako land. Jest to najgorszy wynik CDU w Hamburgu w historii i strata w porównaniu z 2015 r. 4,4 pkt. proc. W lokalnym parlamencie Hamburga zasiądą również na pewno przedstawiciele partii Lewica, która zdobyła 9 proc. (+0,5 pkt. proc.). Do ogłoszenia oficjalnych wyników niczego nie może być pewna liberalna FDP. Według sondażu dostała ona 5 proc. (-2,4 pkt. proc.), czyli znajduje się na granicy progu wyborczego. Wszystko wskazuje na to, że poza parlamentem znalazła się AfD, na którą głosowało 4,7 proc. (-1,4 pkt. proc.). Hamburg był pierwszym landem zachodnich Niemiec, gdzie w 2015 r. ugrupowanie to wprowadziło swoich przedstawicieli do lokalnego parlamentu. Frekwencja wyborcza była wysoka i wyniosła 62 proc. Pięć lat temu - 56,5 proc. Wyniki wyborów w Hamburgu nie są reprezentatywne dla całego kraju - są one determinowane przez specyficzny liberalny, portowo-mieszczański charakter tego najbogatszego landu Niemiec. Również lokalne oddziały partii działających w Hamburgu wyraźnie różnią się od swoich "baz" z poziomu federalnego. Np. tamtejsza SPD, z której wywodzi się obecny wicekanclerz i minister finansów Olaf Scholz jest uważana za konserwatywną i bliższą CDU. Z kolei chadecy mają opinię bardziej liberalnych. Mimo to, głosowanie w Hamburgu przykuwało uwagę obserwatorów w Niemczech. Były to jedyne wybory na poziomie landowym w tym roku w RFN i są one traktowane jako wskaźnik nastrojów po kryzysie rządowym w Turyngii, który wybuchł 5 lutego br. Jak podkreślają komentatorzy, każde wybory landowe - więc również te w Hamburgu - są swojego rodzaju recenzją działań rządu i partii na poziomie federalnym, a także potrafią wywoływać efekt domina w innych landach. Pierwsze komentarze po ogłoszeniu sondażowych wyników głosowania w portowej metropolii - oprócz przyznawania, że wyborcy są zadowoleni z pracy obecnej koalicji rządowej - zwracają uwagę, że CDU, FDP i AfD zostały ukarane za swoje działania w Turyngii. 5 lutego wybuchł tam kryzys rządowy, po tym jak kandydat liberalnej FDP Thomas Kemmerich został niespodziewanie wybrany na premiera tego kraju związkowego. Oprócz deputowanych jego własnej frakcji i CDU zagłosowali na niego również przedstawiciele prawicowo-populistycznej, izolowanej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Efektem było poważne spięcie w koalicji rządowej (CDU/CSU-SPD) na poziomie federalnym. Uginając się pod olbrzymią presją, w tym ze strony kanclerz Merkel, Kemmerich ogłosił rezygnację z urzędu. Z Berlina Artur Ciechanowicz