Od soboty Węgrzy walczą ze skutkami obfitych opadów. Na przeważającym obszarze kraju w ciągu 24 godzin spadło od 20 do 40 mm deszczu, który spowodował gwałtowne topnienie kilkumetrowej pokrywy śnieżnej. Alarm powodziowy obowiązywał na 1739 kilometrach rzek. "Najgorsza sytuacja panuje na rzece Raba. Wylała rzeka Ipola na granicy słowacko-węgierskiej. Woda zagraża również zachodnim Węgrom. Wylała rzeka Drawa na południowym krańcu Wielkiej Niziny Węgierskiej, przy granicy z Chorwacją" - poinformował w poniedziałek zastępca sekretarza stanu w węgierskim MSW Imre Hoffmann. Stan zagrożenia powodziowego obowiązuje we wschodnich województwach Borsod-Abauj-Zemplen, Hajdu-Bihar, Csongrad, Szabolcs-Szatmar-Bereg. Z najbardziej zagrożonych rejonów ewakuowano kilkadziesiąt osób, ale wielu Węgrów nie chce opuszczać swoich domów. Zawieszono 21 połączeń komunikacyjnych. Główne drogi tranzytowe są przejezdne, jednak sytuacja zmienia się z godziny na godzinę. Wały przeciwpowodziowe na zagrożonych obszarach umacnia 25 tys. strażaków, ochotników i żołnierzy. Koszty walki z żywiołem ocenia się na 111 tys. euro dziennie. Sytuacja może się pogorszyć, ponieważ już we wtorek wieczorem spodziewana jest kolejna fala intensywnych opadów deszczu i deszczu ze śniegiem. Może spaść nawet 40 mm wody na metr kwadratowy. Synoptycy przypominają, że w 1999 roku wezbrane wody rzek zalały na Węgrzech tereny o powierzchni 400 tys. hektarów. Stabilizuje się natomiast sytuacja powodziowa na Słowacji, przejezdne są już wszystkie drogi tranzytowe. Synoptycy ostrzegają jednak przed kolejnym atakiem zimy, spodziewanym we wtorek. Słowackie media przypominają, że ostatnie 10 dni marca były najchłodniejsze w tym kraju od 63 lat.