- Jesteśmy głęboko zaniepokojeni użyciem przemocy przez egipską policję i siły bezpieczeństwa przeciwko demonstrantom. Wzywamy rząd egipski, aby zrobił co w jego mocy dla powstrzymania sił bezpieczeństwa - powiedziała sekretarz stanu Hillary Clinton. Zaapelowała jednak również do demonstrantów, którzy - jak oświadczyła - "także powinni powstrzymać się od przemocy i wypowiadać się w sposób pokojowy". - Popieramy uniwersalne prawa człowieka narodu egipskiego, w tym prawo do wypowiedzi, zgromadzeń i zrzeszania się. Wzywamy władze egipskie, aby pozwoliły na pokojowe protesty i odwołały bezprecedensowe działania podjęte w celu przerwania komunikacji - powiedziała sekretarz stanu. Rząd w Kairze zablokował w internecie portale, poprzez które działacze opozycji egipskiej porozumiewają się między sobą. Demonstracje w Egipcie - kontynuowała Clinton - "podkreślają, że istnieją głębokie urazy w egipskim społeczeństwie. Rząd egipski musi zrozumieć, iż przemoc ich nie zlikwiduje". - Reformy są absolutnie konieczne dla pomyślności Egiptu. Egipt od dawna jest ważnym partnerem USA. Jako partner zdecydowanie uważamy, że rząd egipski musi natychmiast podjąć współpracę ze społeczeństwem we wprowadzeniu w życie potrzebnych ekonomicznych, politycznych i społecznych reform - powiedziała szefowa dyplomacji USA. - Chcemy współpracować z narodem i rządem egipskim, aby naród zrealizował swoje aspiracje do życia w demokratycznym społeczeństwie, które przestrzega podstawowych praw człowieka - dodała. Oświadczenie - zwracają uwagę obserwatorzy - było próbą znalezienia przez Waszyngton równowagi między chęcią poparcia demonstrantów a pragnieniem, aby w Egipcie pozostały u władzy siły gwarantujące stabilizację i ciągłość jego sojuszu z USA. Rządzący od 30 lat reżim prezydenta Mubaraka taki sojusz gwarantował.