Liczba ofiar śmiertelnych trzęsienia ziemi, jakie nawiedziło północne Maroko w nocy z piątku na sobotę wzrosła do 2497 - poinformowało marokańskie MSW. W poprzednim bilansie podawano liczbę 2122 zmarłych i 2476 rannych. Jedną z ocalałych jest Marokanka Khadija i jej córka, która urodziła się zaledwie kilka minut przed trzęsieniem ziemi. Dziewczynka urodziła się przed trzęsieniem ziemi w Maroku Matce i dziecku nic się nie stało, ale szpital w Marrakeszu, w którym przebywały, został ewakuowany. Zaledwie trzy godziny po porodzie, po szybkim badaniu, poproszono kobietę o opuszczenie placówki. - Powiedzieli nam, że musimy jechać z obawy przed wstrząsami wtórnymi - powiedziała Khadija. Kobieta wraz z mężem próbowała dotrzeć do swojego domu w Taddart, leżącego około 65 km od Marakeszu. Po drodze okazało się, że drogi są zablokowane przez osuwiska. Uciekając przed zagrożeniem dotarli do wioski Asni u podnóża gór Atlasu Wysokiego. Od tego czasu rodzina mieszka w prowizorycznym namiocie, który rozstawiła przy głównej drodze. Khadija ma tylko jeden komplet ubranek dla dziecka. - Nie otrzymałam żadnej pomocy ani wsparcia ze strony władz - mówi BBC, trzymając na rękach dziecko i chroniąc się przed słońcem pod cienkim kawałkiem brezentu. - Poprosiliśmy kilku mieszkańców tej wioski o koce, żebyśmy mieli czym się przykryć - opowiada kobieta. - Mamy tylko Boga - dodaje. Przyjaciele z rodzinnego miasta Khadiji i jej męża powiedzieli im, że ich dom jest poważnie uszkodzony. Marokanka nie wie, kiedy będą mogli znaleźć bezpieczne miejsce na nocleg. W Maroku rośnie gniew "Niedaleko namiotu Khadiji widać rosnącą frustrację z powodu niewielkiej pomocy docierającej do miast i wiosek na obszarach górskich na południe od Marrakeszu" - donosi BBC. Asni leży zaledwie 50 km od miasta, a mieszkańcy twierdzą, że pilnie potrzebują pomocy. - Nie mamy jedzenia, nie mamy chleba ani warzyw. Nie mamy nic - mówi jeden z mężczyzn. - Nikt do nas nie przyszedł, nic nie mamy. Mamy tylko Boga i króla - dodaje z gniewem. Marokańczyk od trzęsienia ziemi wraz z czwórką swoich dzieci mieszka na poboczu głównej drogi w wiosce. Jego dom wciąż stoi, ale wszystkie ściany są mocno popękane i rodzina boi się tam pozostać. Udało im się jedynie zabrać kilka koców, na których teraz śpią. "Gdy obok tłumu przejeżdżała ciężarówka, niektórzy ludzie z desperacji próbowali ją zatrzymać, mając nadzieję, że przewozi zapasy" - pisze BBC. "Uważamy, że rząd pomoże" Niektórzy z mieszańców twierdzą, że otrzymali od władz namioty, ale nie ma ich na tyle, by pomieścić wszystkich potrzebujących. Mbarka, która do tej pory mieszkała z dwiema córkami, zięciem i trojgiem wnucząt, również nie może wrócić do swojego domu. Kobieta mieszka w namiocie. - Nie mam środków na odbudowę domu - mówi Marokanka. - W tej chwili pomagają nam tylko lokalni ludzie - dodaje. Kiedy mieszkanie Mbarki zaczęło się trząść, rodzina wybiegła na zewnątrz, gdzie prawie zostali zmiażdżeni przez zsuwające się ze wzgórza ruiny innego większego domu. - Uważamy, że rząd pomoże - mówi zięć kobiety Abdelhadi, po czym dodaje, że "w okolicy jest 120 wiosek". Jak zauważa BBC, przy tak dużej liczbie osób potrzebujących, znaczna część poszkodowanych będzie musiała czekać na pomoc dłużej. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!