Chodzi o spór wrocławskiej uczelni z unijną Agencją Wykonawczą do spraw Badań Naukowych (REA) w sprawie grantu. W związku z tym, że uczelnia nie przestrzegała postanowień umowy w tej sprawie, REA rozwiązała z nią umowę i skierowała do Uniwersytetu Wrocławskiego trzy noty obciążeniowe. Wskazane kwoty zostały uregulowane przez polską placówkę. Potem jednak Uniwersytet Wrocławski wniósł do sądu UE skargę, w której domagał się stwierdzenia nieważności decyzji REA rozwiązujących umowę o grant i zobowiązujących uczelnię do zwrotu części wypłaconych dotacji. Skarga została jednak odrzucona przez sąd UE jako niedopuszczalna, bo reprezentujący uczelnię radca prawny był z nią związany umową o prowadzenie zajęć dydaktycznych. Sędziowie uznali, że nie jest on niezależny od placówki, a tego wymaga regulamin postępowań. TSUE ma inne zdanie niż unijny sąd Tymczasem TSUE w składzie wielkiej izby podkreślił, że "spoczywający na adwokacie lub radcy prawnym obowiązek zachowania niezależności jest rozumiany nie jako brak jakichkolwiek powiązań z klientem, ale jako brak powiązań, które w oczywisty sposób ograniczają zdolność takiego prawnika do wypełniania zadań w zakresie obrony klienta w najlepszym interesie tego ostatniego". "Za wystarczająco niezależnego od osoby prawnej, którą reprezentuje dany adwokat lub radca prawny, nie może zostać uznany adwokat lub radca prawny posiadający znaczne uprawnienia administracyjne i finansowe w ramach reprezentowanej przezeń osoby prawnej" - przypomniał Trybunał. Wskazał przy tym, że jeśli adwokat lub radca prawny miałby funkcję na poziomie kadry kierowniczej wysokiego szczebla lub posiadałby udziały w spółce nie mógłby jej reprezentować. Tak jednak nie było w przypadku wykładowcy, którego powiązania z uczelnią zdaniem TSUE nie wpływają na jego niezależność. W konsekwencji sprawa ma wrócić do Sądu UE, który będzie ją musiał rozpatrzyć jeszcze raz.