Jak wyjaśnia gazeta, pracownicy dwóch gigantów - dostawcy elektryczności EDF i gazu GDF - od trzech tygodni żądają podwyższenia płacy o 5 proc. i dodatkowych premii w wysokości 1500 euro. Negocjacje między związkowcami branży energetycznej a pracodawcami nie postępują, więc związki zawodowe posuwają się do radykalnych form protestu. We wtorek i środę tysiące mieszkańców podparyskich departamentów Seine-Saint-Denis, Yvelines, Val-d'Oise i Val-de-Marne zostało nagle pozbawionych prądu i gazu. Przerwy w dostawach przeważnie trwały kilka godzin. Poza tym około 350 tysiącom swoich klientów protestujący pracownicy EDF przestawili rano liczniki elektryczności na wyższe niż zwykle taryfy. Dyrekcja EDF potępiła te "akty sabotażu" i ogłosiła ściganie ich sprawców na drodze sądowej. Podobne niezapowiedziane odcinanie od prądu przeprowadzano też we wtorek w dużych sieciach handlowych, m.in. Carrefour. Związkowcy zapowiadają, że będą kontynuować akcje, jeśli negocjacje płacowe nie przyniosą rezultatów. Francuskie media zauważają, że w ostatnich tygodniach metody walki o prawa pracownicze bardzo się zradykalizowały. Coraz częściej dochodzi we Francji do "porwań" menedżerów przez zdesperowany personel, który chce wymusić w ten sposób ustępstwa. We wtorek robotnicy fabryki opon Continental zdewastowali siedzibę władz lokalnych w Compiegne (Pikardia) po tym, jak sąd potwierdził decyzję o likwidacji ich zakładu pracy w pobliskim Clairoix. - Pracownicy francuskiej fabryki opon Continental, którzy zdewastowali budynki biur zakładu i siedziby lokalnych władz na północy kraju, żeby zaprotestować przeciwko zwolnieniom z pracy, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności przed sądem - oświadczył premier Francji Francois Fillon. Wypowiadając się na antenie radia France Info, szef francuskiego rządu nawiązał do wtorkowego protestu pracowników Continentalu. Po tym jak sąd potwierdził decyzję o likwidacji zakładu pracy w Clairoix, robotnicy zdewastowali siedzibę firmy i siedzibę władz lokalnych, rozbijając okna, demolując komputery i meble. - Przemoc była nie do przyjęcia, ale dopuściła się jej niewielka grupa pracowników; nie może to odciągnąć uwagi od przyszłości Continentalu i jej pracowników - powiedział Fillon. Zapowiedział, że w związku z wtorkowym incydentem "zostaną wszczęte postępowania sądowe". Premier zapewnił, że rząd robi, co w jego mocy, żeby uniknąć najgorszego scenariusza w Continentalu. Z powodu kryzysu w branży motoryzacyjnej firma zatrudniająca dotąd 1120 pracowników została zmuszona do zamknięcia zakładu w Clairoix. Pracownicy, którym grożą masowe zwolnienia, coraz częściej radykalizują metody walki o swoje prawa i dopuszczają się "porwań" menedżerów.