"Times": Jak Korea Północna kpi z Chin
Jednym z krajów najbardziej niezadowolonych z próby jądrowej Korei Płn. są Chiny - państwo uchodzące za bliskiego sojusznika Phenianu - informuje londyński "The Times".
Chiny wydają się obecnie być ofiarą swojej własnej stanowczej polityki nieinterwencji w wewnętrzne sprawy innych państw - przekonuje "Times". Tej samej, którą prowadziły równocześnie sprowadzając ropę naftową z Sudanu, uzbrajając Sri Lankę i handlując z birmańską juntą. Polityka ta doprowadziła do kojarzenia Chin z represyjnymi reżimami, denerwowała obrońców praw człowieka i sprawiała Pekinowi kłopoty w organizacji wielkich widowisk takich jak letnie igrzyska olimpijskie.
Monotonne powtarzanie dogmatu o nieinterwencji dowodzi, że "pomimo swojej ekonomicznej siły, spektakularnego wzrostu i rosnącej pozycji na świecie Pekin nie rozumie swojego statusu wielkiej potęgi" - pisze "Times".
Chiny szybko zaadoptowały dogmaty komunistyczne do rzeczywistości rynkowej. Jednak w polityce zagranicznej wydają się być bezsilne i zdezorientowane - ocenia dziennik. Odmawiając zaakceptowania wielu z obowiązków idących w parze z władzą dokonały jasnego wyboru. Pekin musi się zastanowić, czy to nadal służy jego interesom.
W przeciwieństwie do innych punktów zapalnych Korea Płn. stanowi zagrożenie dla Chin - nie z powodu ataku wojskowego, ale z powodu możliwości głodu i upadku. Zdaniem "Timesa" chiński prezydent Hu Jintao ma teraz możliwość zmienić "strusią politykę zagraniczną" i wywrzeć presję na Koreę Płn. Posłuży to zarówno Chinom jak i światu.
INTERIA.PL/PAP