Najdłuższa kolejka ustawiła się do Konsulatu RP w Londynie. Tam na oddanie głosu trzeba było czekać nawet cztery godziny. Skąd takie kolejki? - Po prostu nie przygotowali się na taką liczbę głosujących i źle zorganizowali to wszystko - tłumaczą osoby, które zdecydowały się wziąć udział w wyborach parlamentarnych w Londynie. O losie Polski decydowały również osoby mieszkające w Niemczech. Pan Tomasz pokonał 220 km, żeby dotrzeć do Ambasady RP w Köln, jak mówi, na próżno - oto jego relacja: Od dłuższego czasu polski obywatel był namawiany do wzięcia udziału w wyborach. Chęć wzięcia udziału rosła z każdym dniem. Zdecydowałem że z żoną i znajomymi pojedziemy głosować . Mieszkam w Niemczech i sprawa nie była taka prosta, jakby się mogło wydawać. Żona znalazła informacje gdzie i jak możemy głosować i wydrukowała zgłoszenia. Mieszkamy w Hesji, a placówka, w której mogliśmy głosować była oddalona od miejsca naszego zamieszkania o około 220 km ( Ambasada w Köln). Mimo odległości wysłaliśmy swoje zgłoszenia. Pojechaliśmy oddać swój glos. Jakie było nasze zdziwienie, gdy na miejscu okazało się, że kolejka do drzwi Ambasady ciągnęła się praktycznie dwie ulice dalej. Rozumiem patriotyzm każdego Polaka, ale nie rozumiem braku organizacji ze strony ambasady. Uważam, że każdy land powinien mieć własny okręg do glosowania, a nie tak jak w tym przypadku 4 w jednym miejscu. Kolejka nie posuwała się szybko, a po zapytaniu się pierwszych osób przed bramą, jak długo stoją nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że jednak nie oddamy głosów. Cztery godziny w deszczu przy temperaturze około 5 stopni. Wiele osób zrezygnowało, gdy zobaczyli kolejkę, w której trzeba stać i pojechali z powrotem. My też tak zrobiliśmy. Podoba mi się, że tak wiele ludzi wzięło udział w głosowaniu, ale nie podoba mi się organizacja tych wyborow. Bo gdyby tych placówek było po prostu więcej - każdy land miał swoją, to ludzie nie musieliby tyle stać, marznąć i każdy oddałby swój głos. Pan Janusz z Chicago poinformował nas, że miał problem z zarejestrowaniem się do wyborów. Wybory, które mają się tu odbyć w sobotę w Chicago, obejmą tylko część osób - jak zresztą wszystkie. Ambasada przestała przyjmować zgłoszenia do udziału w wyborach - tzn. nie można się zarejestrować . Podali różne warianty - telefonicznie , faksem , e-mailem . I co z tego, jeśli od wtorku telefony nie są obierane. Fax nie ma potwierdzenia , a nie każdy ma możliwość skorzystania z Internetu . Tak więc znów duża rzesza ludzi nie będzie głosować . A stolica nie interweniuje ... Dlaczego?. Czy nasze glosy są ograniczone ? A więc jeśli żyjemy na obczyźnie to nie mamy głosu ? Wbrew zapewnieniom, że lokale wyborcze za granicą są przygotowane na szturm wyborców, rodacy musieli odstać swoje w ciągnących się kilkaset metrów kolejkach.