Od kilku dekad najwybitniejsi twórcy z amerykańskiej Fabryki Snów są zgodni - James Dean i Marlon Brandon zmienili trend w hollywoodzkich produkcjach i obaj uznawani są za prekursorów współczesnego aktorstwa. Jako pierwsi dali swoim postaciom nowe oblicze. Grani przez nich mężczyźni przestali być superbohaterami, zaczęli płakać z bezsilności, wpadać w szał, rozśmieszały i wzruszały ich rzeczy wielkie i niewielkie. Mężczyźni na dużym ekranie zaczęli pokazywać emocje. Brandon i Dean na ekranach kin byli zwykłymi facetami z sąsiedztwa, z którymi można było się identyfikować, w których można było odnaleźć kogoś znajomego, kogoś z rodziny, lub nawet samego siebie. Obaj byli przy tym tak naturalni i tak wiarygodni, że natychmiast pokochała ich widownia w całej Ameryce. Debiut James Byron Dean urodził się 8 lutego 1931 r. Na dużym ekranie zadebiutował w 1951 r. niewielką rolą, w "Bagnecie na broń". W 1955 r. zagrał trzy swoje pierwsze i ostatnie główne role: w "Na wschód od Edenu" z Julie Harris, który wyreżyserował Elia Kazan, w "Buntowniku bez powodu" z Natalie Wood Nicholasa Raya i "Olbrzymie" George’a Stevensa, w którym główne role zagrali też Rock Hudson i Elizabeth Taylor. James Dean zginął w wypadku samochodowym. Miał zaledwie 24 lata. Zmarł sześć miesięcy po premierze "Na wschód od Edenu", za rolę w tym filmie dostał swoją pierwszą pośmiertną nominację do Oscara. Drugą dostał za "Olbrzyma". Legendą amerykańskiego kina i ikoną amerykańskiej popkultury James Dean stał się dzięki tym trzem rolom młodych mężczyzn, którym trudno było odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości, którzy mieli problemy w nawiązywaniu przyjaźni, którzy wciąż musieli coś udowadniać, którzy wciąż musieli starać się o akceptację innych. Popularna jest opinia, że Deanowi łatwo było grać buntowników, bo taki też był prywatnie - zawsze zbuntowany, idący pod prąd, ale biografowie aktora temu zaprzeczają. Twierdzą, że wielkie role tworzył przede wszystkim dzięki swojemu niezwykłemu talentowi, profesjonalizmowi, ogromnej determinacji i skomplikowanym, dramatycznym relacjom rodzinnym. Niełatwe dzieciństwo James był oczkiem w głowie swojej matki Mildred Marylou, która bardzo o niego dbała i starała się, żeby był dzieckiem szczęśliwym, żeby mógł rozwijać aktorską pasję. Matka kochała sztukę. Wyrazem tego było drugie imię jej syna - Bayron, które nadała mu na cześć wybitnego angielskiego poety. Według Michaela DeAngelisa - biografa Deana - matka była największym przyjacielem syna. Jej ufał najbardziej. Tylko ona rozumiała jego miłość do występowania, przebierania się i tańca. W latach 30. ubiegłego wieku takie pasje uznawane były za nieprzystające mężczyznom. Dawał to synowi wyraźnie odczuć ojciec. Winton Dean nigdy nie podzielał pasji syna do aktorstwa. Po przeprowadzce do Santa Monica w Kalifornii życie Deanów układało się tak jak sobie zaplanowali. James był szczęśliwy. To wszystko skończyło się, gdy James miał dziewięć lat. Jego mama zachorowała na raka macicy. Zmarła. Dla chłopaka to był cios, po którym trudno było się mu podnieść. Tym trudniejszy, że po śmierci matki relacje Jamesa z ojcem stały się jeszcze trudniejsze. Winton Dean nie potrafił, a może i nie chciał samotnie wychowywać syna. Postanowił odesłać go do Indiany do wujostwa. To oni dali chłopakowi ciepło rodzinnego domu, to ich dom - farmę Winslow - nazywał domem rodzinnym. Ciotka Ortense i wujek Marcus stali się dla niego najbliższymi ludźmi na świecie. Z ojcem James kontakty miał bardzo sporadyczne. Oretnse i Marcus byli farmerami, a życie Deana stało się typowym życiem chłopaka na amerykańskiej wsi. W późniejszych wywiadach James Dean wspominał, że to było życie na prawdziwej farmie, a on pomagał w jej utrzymaniu jak tylko mógł. Na dziesiąte urodziny James od cioci i wujka dostał kucyka. Na farmie wciąż stoi ten sam dom, w którym Dean się wychowywał i w którym dorastał. Jest to dom prywatny, nie można go zwiedzać. Cztery lata temu gazeta "Indianapolis Star" donosiła, że na farmie wciąż mieszka kuzyn Deana - Marcus Winslow Jr. Kuzyn aktora wspomina, że James był dla niego niezwykle troskliwym starszym bratem, opiekuńczym, poświęcającym młodszemu chłopcu wiele czasu. Winslow Jr chwalił się także, że nadal ma czerwonego Forda, którym James uwielbiał od czasu do czasu jeździć po okolicy. Miasteczko Jamesa Dziś Fairmount ma trzy tysiące mieszkańców. Położone jest między polami kukurydzy i soi, z daleka od głównych autostrad łączących wschód i zachód Ameryki. Fairmount jest zadbane. Domy przy głównej ulicy są wyremontowane. Miasteczko na co dzień nie przyciąga tłumów turystów, jest senne, na ulicy mało ludzi, mało samochodów. Ale na głównym skrzyżowaniu Fairmount od razu widać, że jego mieszkańcy są dumni z tego, że to właśnie tutaj mieszkał ten, który stał się legendą. Na ścianie jednego z domów upamiętnione jest miejsce, w którym młody - nieznany wtedy jeszcze światu - James Dean zrobił sobie zdjęcie. W budynku tuż obok jest muzeum poświęcone aktorowi. Bilet wstępu kosztuje 5 dolarów. James w Fairmount nie tylko chodził do podstawówki, ale także do liceum, w którym stawiał pierwsze kroki na scenie. W szkole zadebiutował rolą Abrahama Lincolna. Podbił serca widzów. James Dean lata w liceum uważał za najlepsze w życiu. W szkole był lubiany. Bardzo dobrze się uczył. Wyróżniał się na baseballowym boisku i w szkolnej drużynie koszykówki. Niestety dziś po szkole Jamesa nie ma śladu. Nieremontowany przez lata budynek, w którym mieściło się liceum, zawalił się ze starości. James Dean urodził się w oddalonym o 20 km miasteczku Marion. Jest większe (28 tysięcy mieszkańców), brzydsze, wiele ulic jest wręcz obskurnych. Dom, w którym Deana przyszedł na świat już dzisiaj nie istnieje. W miejscu, w którym stał, jest teraz tablica pamiątkowa i granitowa płyta z wyrytym wizerunkiem gwiazdora. Zabójcza prędkość Kochał film i kochał samochody oraz bardzo szybką jazdę na granicy ryzyka. Brał udział w wyścigach samochodowych. To także była jego wielka pasja. Miłość do szybkiej jazdy miał zaszczepić w nim wujek Marcus. Na 16. urodziny James dostał od niego motocykl. Całe godziny spędzał w sklepie motoryzacyjnym w Fairmount. A nagrodą na zakończenie liceum była wycieczka na wyścigi samochodowe Indy 500, które do dzisiaj uważane są za jedne z najważniejszych wyścigów samochodowych świata. James marzył, aby wziąć kiedyś udział w Indy 500. Tego marzenia zrealizować nie zdąży. Zginął 30 września 1955 roku w wypadku samochodowym w niewielkiej miejscowości Cholame w Kalifornii. Na jednym ze skrzyżowań młody mężczyzna wymusił na nim pierwszeństwo. Nie zauważył jadącego z przeciwka samochodu, który prowadził aktor i skręcił w lewo. Godzinę przed wypadkiem Dean dostał mandat za przekroczenie prędkości. Aktor zginął, gdy był w drodze na kolejny wyścig samochody, w którym miał wystartować. James Dean został pochowany na małym cmentarzu w Fairmount. Jego grób znajduje się na szycie niewielkiego wzgórza. Nagrobek niczym się nie wyróżnia. Jest wykonany z brązowego marmuru. Obok grobu Deana jest nagrobek jego ojca. Na tym cmentarzy pochowani są też jego ciocia i wujek. Grób Mildred - ukochanej matki aktora jest kilkanaście kilometrów dalej, tam, gdzie wszystko się zaczęło - w Marion, w którym James Dean przyszedł na świat.