Zdaniem Litwinej wybory miały posłużyć do umocnienia władzy obecnego prezydenta i zamiar ten się powiódł. Nie pojawiła się bowiem alternatywa dla kandydatów zaproponowanych przez władze, nie doszło też do protestów powyborczych - wskazała. Przyznała, że społeczeństwo białoruskie jest obojętne, także na los osób uwięzionych z powodów politycznych. - Charakterystyczna dla kampanii wyborczej była eksponowana rola Centralnej Komisji Wyborczej i innych organów państwa, które organizują wybory - dodała. - Niestety, ani prasa niezależna, ani państwowa (...) nie stały się platformą prezentacji programów politycznych i kandydatów - wskazała. W telewizji odbyły się debaty wyborcze, ale nie były nadawane na żywo i były cenzurowane. "Cenzurze podlegały wszelkie wypowiedzi" - Cenzurze podlegały wszelkie wypowiedzi związane z apelami o bojkot głosowania - wyjaśniła Litwina. Trzy główne partie opozycyjne wycofały swoich kandydatów przed głosowaniem, motywując to faktem, że na Białorusi wciąż są więźniowie polityczni. - W kraju nie ma polityki publicznej i w rezultacie nie ma politycznej konkurencji - mówiła szefowa BAŻ. - W ostatnich dniach żartujemy, że wybory były tak przejrzyste, że aż niewidoczne; to główny rys minionej kampanii - podsumowała. Porównywała kampanię przed wyborami do parlamentu z tą przed wyborami prezydenckimi w grudniu 2010 roku. "Tym razem nie było szerokiej kampanii dyskredytacji oponentów politycznych w mediach, nie stwarzano takiego okropnego obrazu wroga w postaci opozycji. Wyjaśnienie jest bardzo proste - władzy bardzo zależało, by opozycja, której prezydent nie nazywa inaczej, jak piątą kolumną, wzięła udział w wyborach". Litwina oceniła też, że "przez ostatnich kilka tygodni wszelkie wysiłki administracji (państwowej) koncentrowały się na tym, by zapewnić frekwencję" w wyborach. Część wyborców nie głosowała dobrowolnie Również Źmicier Bandarenka, jeden z działaczy opozycji, który został skazany po protestach powyborczych na Białorusi w 2010 roku, wyraził opinię, że część wyborców nie głosowała dobrowolnie. Powołując się na informacje od niezależnych obserwatorów, powiedział, że frekwencja była niższa niż ta ogłoszona przez CKW. Bandarenka wyjaśnił, że wielu Białorusinów bierze udział w głosowaniu przedterminowym, ale robi to "pod groźbą wykluczenia z uczelni, zwolnienia z pracy, utraty stanowiska". - Zawsze jest stuprocentowa frekwencja wśród żołnierzy, wojskowych - jest ich 200 tysięcy plus ich rodziny - oraz części więźniów, tj. tych, którzy czekają na proces oraz zatrzymanych - dodał. Współorganizator spotkania, europoseł Marek Migalski (PJN) ocenił, że niedzielne wybory "pokazały, iż Białoruś oddala się od Europy". Opozycja białoruska jest z różnych powodów rozproszona, a Łukaszenka po wyborach wzmocnił swoją władzę - podsumował Migalski. Na spotkaniu w Warszawie o niedzielnych wyborach mówili przedstawiciele białoruskiej opozycji, rodzin więzionych na Białorusi polityków i działaczy oraz politolodzy z ośrodków analitycznych.