Spowiedź szczęśliwego emigranta
Kraj, z którego kiedyś uciekłem, jest dziś miejscem, w którym można zostać i wieść spokojne życie. Choć mieszkam w USA, jestem dumny z osiągnięć Polski. Zawsze będę Polakiem.
Adam S. Lat 51. Niewiele ponad pół wieku temu urodziłem się w jednej z podlubelskich wsi. Na pierwszych 20 latach mojego życia bieda odcisnęła solidne piętno. Jako, że pochodziłem z wielodzietnej rodziny, nie mogłem się wykształcić. Po podstawówce pomagałem rodzicom w polu i zamiast rozbierać zdania i parać się całkami, kopałem ziemniaki i marzyłem o tym, żeby zapaść się pod ziemię razem z ich bulwami.
A tymczasem los pozwolił mi wzlecieć w powietrze, zamiast zapaść się z ciężkim kamieniem doświadczenia i biedy u nogi w otchłań bez dna.
Nie muszę pisać, jakie to były ciężkie czasy. Większość czytelników pewnie zdaje sobie z tego sprawę. Szczególnie tych w moim wieku, którzy nierzadko mają podobne wspomnienia z dzieciństwa i wczesnej młodości. Dla mnie wieś była przekleństwem.
Czułem się osaczony przez smutne twarze i spracowane ręce, które musiałem oglądać przez tyle lat. Z wielkim smutkiem i świadomością, że gdzieś daleko, ale jednak na tym świecie, ludziom żyje się o niebo lepiej.
Gdy skończyłem 18 lat, zacząłem zbierać na bilet do wolności, dzięki któremu w 1980 roku wsiadłem do samolotu, by wraz z wieloma innymi Polakami uciec do Stanów. Do tego Eldorado, jakim wówczas - w porównaniu do naszej ojczyzny, były USA. Uciekłem. Zostawiłem rodziców, krewnych. Za bardzo ciążyła mi świadomość, że oto mój własny kraj karze mi żyć w takim niedostatku i nie daje możliwości zdobycia solidnego wykształcenia.
Wylądowałem w Chicago. Chciwie łapałem każdy element krajobrazu, każdy detal na lotnisku, każdy "światowy" element garderoby na bogatych Amerykanach. Wszystko było takie nowe, inne, kolorowe. Uciekłem od odcieni szarości wypełniających każdy dzień życia w Polsce na przełomie lat 70. i 80.
Przeczytałem wczoraj na łamach Interii tekst "Ameryka traci na znaczeniu dla Polski". To właśnie on zainspirował mnie do małej spowiedzi z życia, bo jestem jednym z tych nielicznych, którzy wciąż kochają USA za wolność, jaką mi podarowały w bardzo ciężkich czasach. Nie przeszkadzają mi grubi Amerykanie, fast foody i specyficzna, dość naiwna kultura tego państwa, bo w tym całym labiryncie atrakcji nie zgubiłem swojej tożsamości i pozostałem sobą.
Stany dały mi wiele. Możliwość wykształcenia się i ucieleśnienia znanego mitu "od pucybuta do milionera". No, może nie do milionera. Bo zaczynałem jak każdy Polak - od prostych prac, które miały mi zapewnić środki do życia. Myłem więc narzędzia w salonie fryzjerskim, sprzątałem bary, pracowałem w fabryce. Za dużo tego, by wymieniać. A później przyszedł czas na pracę w zawodzie. Jestem z wykształcenia nauczycielem. Gdy wiedza i umiejętności pozwoliły mi na to, prowadziłem kursy dla Polaków z języka angielskiego, a dziś uczę geografii w jednej z chicagowskich szkół.
W tym całym życiowym zamieszaniu zdążyłem się ożenić. Szczęśliwie. Już po przybyciu do USA poznałem Polkę, rówieśniczkę. Był skromny ślub, wspólne dorabianie się, a potem dwoje dzieci. Choć nie było łatwo, było z pewnością łatwiej niż w Polsce.
Po 5 latach ciężkiej pracy udało nam się kupić małe mieszkanie na peryferiach miasta. Dla Amerykanów była to z pewnością zatęchła dziura, dla nas - tuż po ślubie - spełnienie marzeń. Bo to, co w USA jawiło się jako szara rzeczywistość, dla nas mieniło się wszystkimi kolorami tęczy. Poza tym od czegoś trzeba było zacząć.
Czy na emigracji można być szczęśliwym? - dołącz do dyskusji na forum.
Choć moje życie nie było łatwe, dostałem dar od losu. Jestem szczęśliwym mężem, ojcem, cieszę się ze swojej pracy i z zarobków, które nie są może niebotyczne, ale pozwalają mi spokojnie żyć.
Każde z moich dzieci wybrało inną drogą. Młodsza, 19-letnia, córka mieszka z nami. Starszy, 25-letni, syn wyjechał do Polski. Tam skończył studia i jest szczęśliwym młodym człowiekiem. Żyje w wolnym, demokratycznym kraju, na przyzwoitym poziomie. Ma całkiem niezłą pracę. Cieszę się, że kraj, z którego kiedyś musiałem uciekać, jest dziś miejscem, w którym można zostać. Cieszę się, że moja latorośl chce tam żyć - to mnie napawa dumą. Przecież wciąż jestem Polakiem.
Autor: AdamEs. Artykuł pochodzi z serwisu usa.interia.pl.
ZOBACZ RÓWNIEŻ:
Samotność na emigracji dopadnie każdego
Jestem Polakiem i mam prawo powiedzieć "dość tego"
Emigranta rozmyślania o Polsce
Wieczorne rozmowy ekspertów o emigracji
"Szerokie plecy" lekiem na życie w Polsce
usa.interia.pl